piątek, 6 maja 2016

Groza luster jak i groza aktu spółkowania polega na tym, że zwielokrotniają liczbę ludzi


Wspomnienie tego uczucia niepewności prowadzi mnie znowu do owego argentyńskiego traktatu, o którym już napomknąłem, a który głównie zajmuje się naszymi próbami wymyślania światów drugiego albo wręcz trzeciego stopnia. Narrator donosi, że pewnego wieczoru 1935 roku w wiejskim domu przy calle Gaona w Ramos Mejia siedzieli razem z niejakim Bioyem Casaresem przy kolacji, a następnie wdali się w przepastną rozmowę o ułożeniu powieści, która miała zaprzeczać jawnym faktom i wikłać się w najrozmaitsze sprzeczności, co nielicznym - bardzo nielicznym - czytelnikom pozwoliłoby odgadnąć ukrytą w opowieści, po części okropną, po części całkiem błahą rzeczywistość. Na końcu korytarza, wiodącego do pokoju, gdzie siedzieliśmy, ciągnie narrator, wisiało owalne, na wpół ślepe lustro, z którego bił jakiś niepokój. Czuliśmy, że ten niemy świadek nas podsłuchuje, i odkryliśmy wtedy - głęboką nocą takie odkrycia są niemal nieuchronne - że lustra mają w sobie coś przeraźliwego. Bioy Casares przypomniał, jak to według wyjaśnień jednego z herezjarchów Uqbaru groza luster, jak zresztą również groza aktu spółkowania polega na tym, że zwielokrotniają liczbę ludzi. Spytałem Casaresa, pisze autor, o pochodzenie tej moim zdaniem godnej uwagi sentencji, on zaś odrzekł, że Anglo-American C yclopaedia z 1917 roku przytacza ją w artykule poświęconym Uqbarowi. Artykułu tego jednak, okazuje się w dalszym ciągu narracji, nie można w rzeczonej encyklopedii znaleźć bądź też znajduje się on jedynie i wyłącznie w przed laty nabytym przez Casaresa egzemplarzu, którego tom dwudziesty szósty zawiera o cztery strony więcej niż wszystkie inne egzemplarze tego wydania. Nie jest więc jasne, czy Uqbar kiedykolwiek istniał, czy też w opisie tej nieznanej krainy, podobnie jak w encyklopedycznym projekcie Tlonu, któremu poświęcona jest główna część omawianego traktatu, chodzi o to, by przez czystą irrealność z biegiem czasu dotrzeć do nowej rzeczywistości. Labiryntowa konstrukcja Tlonu, zauważa dopisek z 1947 roku, w każdej chwili grozi wymazaniem swojskiego świata. Idiom Tlonu, przedtem nikomu nieznany, już wdarł się do szkół, historia Tlonu już przesłania wszystko, cośmy do tej pory wiedzieli albo za wiedzę uznawali, w historiografii już ujawniają się bezsporne zalety fikcyjnej przeszłości. Niemal wszystkie gałęzie wiedzy zreformowano, a nieliczne dyscypliny niezreformowane również czeka odnowa. Rozproszona dynastia pustelników, dynastia wynalazców, encyklopedystów i dziejopisów Tlonu zmieniła oblicze Ziemi. Wszystkie języki, nawet hiszpański, francuski i angielski, znikną z powierzchni globu. Świat stanie się Tlonem. Ale ja na to nie zważam, kończy narrator, w zaciszu mego wiejskiego domu nadal cyzeluję próbny, wzorowany na hiszpańszczyźnie Queveda przekład Urn Burial Thomasa Browne'a (którego nie zamierzam dać do druku).

Sebald, Pierścienie Saturna
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.