- Wszyscy umrzemy – powiedział (?)
I zapadła ta słynna chwila milczenia,
która po takich zdaniach ma zwyczaj zapadać i która jest raz
krótsza, raz dłuższa. To zależy od tego, czy się stoi, czy
siedzi, czy się leży. Ale zanim ta chwila, raz krótsza, raz
dłuższa dobiegła końca, Michał Kątny powiedział:
- Ja nie umrę.
- Nie umrzesz? To będziesz żył sto
lat, a potem dwieście, a potem pięćset, a potem tysiąc i jeszcze
więcej, tak?
- Ja nie umrę – powtórzył Michał
Kątny. - Nic więcej nie mogę powiedzieć.
I ponieważ otwarta przestrzeń
gwizdnęła mu w ucho: że na niego czeka – Michał Kątny wstał i
wyszedł, cicho, prawie bezszelestnie. Jak duch. Którym prawie był.
Edward Stachura
Dzienniki, Zeszyty podróżne 2 s. 289
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.