piątek, 21 lutego 2014

O debilach i komplikacji kultury słów kilka


W ostatnim czasie wybuchło wiele dyskusji na temat zdebilenia narodu, dzięki czemu przypomniała mi się pewna bardzo prosta myśl, która z pewnością nie jest szerzej znana, a to dlatego, że jest to myśl mojego autorstwa. Jednak jako nienależący do wielce szanownego cechu opiniotwórczego – ludzi nagrywających sex taśmy czy choćby blogerów (tu pogardliwe splunięcie) – nie miałem okazji do zaprezentowania jej szerszej publiczności. Pewnie na wstępie powinienem dyplomatycznie zaznaczyć, że w mojej intencji nie leży obrażanie nikogo – niestety straszliwie bym skłamał. Nie poprzestając na biernym wysłuchiwaniu innych, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze do tego śmietnikowego dyskursu o upadku inteligencji, wiedzy i innych ważnych rzeczy. 

Zapowiadana myśl jest dość prosta i niech wybrzmi wyraziście w tym felietonie: przyrost debili[1], bezkrytycznych (pop)kulturowych jamochłonów jest nieunikniony ze względu na wzrastającą komplikację kultury. Jeśli nie przestałeś czytać w tym miejscu, to znaczy, że jesteś gotowy przyjrzeć się argumentom przemawiającym za tą tezą.

Debil jest kimś, kto nie potrafi selekcjonować informacji, a spośród nich wybiera tylko te łatwe, lekkie i przyjemnie, które służą mu za znieczulacz, pozwalający dotrwać w jak najmniej bolesny sposób do końca dnia. O chęci wyłączenia świadomości, a więc skali społecznego cierpienia, świadczy ilość odbiorników telewizyjnych w polskich domach, a także popularność serwisów typu Kwejk czy innych „czasoumilaczy” (skrzydlate słowa za siecią komórkową Plus).

Teraz najważniejsze: przyrost debili jest wprost proporcjonalny do stopnia komplikacji kultury. Tłumacząc sens tego „równania” powiem, że o ile twory popkultury stają się coraz łatwiejsze i przyjemniejsze w odbiorze, o tyle genezę ich „łatwości” coraz trudniej rozwikłać. Można powiedzieć, że ewolucyjna droga, którą doszliśmy do tej idealnej papki, jest coraz trudniejsza do prześledzenia, a związki pomiędzy kolejnymi wytworami kultury – coraz bardziej zawikłane. Oznacza to, że gdyby ktoś zechciał analizować humor How I Met Your Mother, mógłby się cofnąć aż do początków komedii greckiej i z pewnością by nie zbłądził, wywodząc genezę tego popularnego serialu już ze starożytności. Jednak odbiór tak skomplikowanej narośli kulturowej nie wymaga żadnego przygotowania. Do śmiechu nie potrzebna jest świadomość, że typ humoru, który radośnie wykrzywia nam gębę, pojawił się już w starożytnej Grecji. Bo i po co?

A jednak bezzasadność pytań i odpowiedzi nie powinna ograniczać nas w wiwisekcyjnej pasji poznawczej. Oderwanie nazw od obiektów oznaczanych, rozpłynięcie się wszystkiego, co stałe, w powietrzu daje tym większą swobodę do produkowania steku bzdur, któremu musi być przyznane należne miejsce wśród rzeczy wartościowych[2]

Tym samym wzrost debili jest nieunikniony. Dlaczego? Otóż w kulturze, w której wszystkiemu przypisuje się znaczenie, a hierarchiczność została zachwiana (czy zniesiona), niezwykle trudno jest być świadomym odbiorcą. Prowadzi to często do błędnego przypisania wartości rzeczom jej pozbawionych, jak na przykład w tej dyskusji zatytułowanej „Różowe Złoto”[3], gdzie jedna z rozmawiających (Dorota Kowalkowska) przypisuje problemom technicznym, pojawiającym się w czasie spektaklu, znaczenie sensotwórcze[4]. Wynika to z tego, że nasz odbiór często opiera się jedynie na sile autorytetu, któremu zagubieni zawierzamy pełni ufności, że wszystko, co tworzy, ma znaczenie. W ten sposób nawet najnieznośniejszemu przypadkowi można przypisać znaczenie zgodne z intencją autorską.  To słuszne, płodne, lecz, jak widzimy, także niezwykle niebezpieczne podejście. Jeśli przypisujemy takie samo znaczenie wytworom przypadkowym, jak tym, które powstały intencjonalnie, to dlaczego nie moglibyśmy analizować „dzieł sztuki” wytwarzanych przez maszyny, tak jakby powstały w wyniku eksplozji szczerych uczuć, czy po prostu pod wpływem zamierzonego ludzkiego działania? Pragnę powiedzieć, że nie powinniśmy dziwić się wzrostowi liczby debili, jeśli najbardziej „wysublimowana” forma obcowania z kulturą opiera się na bezmyślnym zawierzeniu jednostkom „wybitnym”, „wybranym”. Twórcy popularnych seriali przynajmniej nie kryją, że chodzi im jedynie o rozrywkę i zarabianie pieniędzy. Jakie są więc powody do ufania autorytetom? Ja ich nie dostrzegam. Szczególnie w czasach, w których na piedestał wynieśliśmy krytyczne myślenie, brak zaufania i bankructwo bankructwa wartości.

Gdybym więc miał odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego debil?”, powiedziałbym pewnie coś w rodzaju: „Dlatego, że do całkowicie satysfakcjonującego życia nie jest potrzebna dziś znajomość sześciogodzinnych sztuk Warlikowskiego ani dialogów Platona, ani greckiej mitologii, ułamków, psychologii głębi, fizyki kwantowej czy nazw kontynentów. Wymieniać można w nieskończoność, proszę mnie w tym wyręczyć…” W praktyce oznacza to, że osoby zainteresowane czymś innym poza partycypacją w cudownej, fetyszystycznej „młodości”, bydlęcej radości i tym podobnych uśmierzaczy, odczuwając bezbrzeżną samotność, schodzić będą do coraz liczniejszych, zatomizowanych gett[5], w których prowadzi się dyskusje tak oderwane od masowych wyobrażeń, że gdyby podjąć próbę wyjaśnienia ich sensu, należałoby utworzyć nową gałąź w nauce: komplikacjologię. Jako dyletant w tej dziedzinie chętnie stanąłbym na czele katedry.

Z wyżej wymienionych powodów najbliższa jest mi dystopijna wizja z Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya. Intuicja twórcza podpowiedziała pisarzowi chyba najbardziej prawdopodobny koniec czasów – rozpłynięcie się w bydlęcej przyjemności. Nasze zbliżanie się do rzeczywistości przedstawionej w powieści przypomina przewrotną realizację ideałów buddyjskich o wyzbyciu się „ja” i jego roztopieniu w stanie roślinnej kontemplacji. Masowa śmierć indywidualności zafundowana zostaje nie przez heroiczną medytację, lecz przez zadziwiająco ujednoliconą, dostępną dla wszystkich rozrywkę, co samo wydaje się dość ironiczne.

Jak starałem się wykazać, zwiększanie wiedzy, a wraz z nią samoświadomości, może być nieznośnym ciężarem, którego wielu nie jest w stanie udźwignąć. Tym samym za przyrost „debili”, tak pogardzanymi przez publicystykę, nie możemy obwiniać jedynie niewydolnego systemu szkolnictwa. Problem leży jak zwykle dużo głębiej (patrz wyżej).

Autor: Mateusz Pytko

[1] Proszę się nie obruszać, „debil” to po prostu zgrabne pojęcie, wywołujące odpowiednie konotacje intelektualno-emocjonalne, pod którym na dodatek może się skrywać każda wroga nam intelektualnie osoba.
[2]Cokolwiek by się miało skrywać za tym tajemniczym terminem, przejrzystym prawdopodobnie jedynie dla tych obdarzonych „silnym kręgosłupem moralnym”, o których Leon Chwistek w „Zagadnieniu rzeczywistości” pisze tak: „Historia obyczajów wszystkich czasów i wszystkich krajów uczy, że absolutne kryteria bywają stosowane prawie zawsze do innych, a tylko bardzo rzadko do siebie samego. Myślę jednak, że właśnie ci ludzie, którzy stosują je konsekwentnie do samych siebie, są najniebezpieczniejsi, sądzą bowiem, że będąc bez grzechu, mają prawo ciskać na drugich kamieniem”
[4] To przykład „pierwszy z brzegu”. Chciałem jedynie zegzemplifikować siłę autorytetu i ufność jednostki w jego nieomylność. „Miasto Snu” znosi zbyt wiele granic (także tego, co wysokie i niskie; przypadkowe i intencjonalne), by mogło nie dojść do pomyłek tego typu.
[5] „Normalny człowiek może żyć w zgodzie z ogólnym kierunkiem, nie ponosząc z tego powodu szkody, natomiast człowiek chodzący własnymi ścieżkami, po bezdrożach, człowiek, który – w przeciwieństwie do normalnego indywiduum – nie potrafi iść szerokim gościńcem, ma największe szanse na odkrycie tego, co znajduje się na uboczu, czekając na możliwość uwzględnienia w przeżyciu. Względne nieprzystosowanie artysty jest dlań prawdziwym przywilejem, umożliwia mu to bowiem powstrzymywanie się z dala od wielkich ulic, podążanie za własną tęsknotą i znalezienie tego, czego brakuje też innym, choć nie zdają oni sobie z tego sprawy” – pisze Jung. Potraktujmy „artystę” szerzej, jako jednostkę o krytycznym nastawieniu do kultury, a cytat ten posłuży jako właściwe dopełnienie powyższych rozważań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.