Zresztą jedna jest tylko nauka
naprawdę wyzwolona, która czyni człowieka wolnym. To nauka
mądrości, wzniosła, nieustraszona, wielkoduszna. Inne są mało
znaczące i dziecięce. Czy wierzysz, że jest coś dobrego w
naukach, których nauczyciele należą, jak ci wiadomo, do
najniegodziwszych i najbardziej bezecnych ludzi? Nie uczyć się ich
powinniśmy, lecz mieć o nich pojęcie.
Niektórzy byli zdania, że trzeba
wobec nauk godnych ludzi wolnych wystąpić z zapytaniem, czy mogą
uczynić człowieka dobrym. Ależ one wcale nie obiecują tego i nie
udają, że umieją to sprawić. Gramatyk zaj muje się
pielęgnowaniem języka; jeśli chce rozszerzyć swe zainteresowania,
zwraca je ku historii, a jeśli dziedzinę swą rozprzestrzeni aż do
najdalszych granic, włączy do niej też twórczość poetycką. Co
z tego ściele nam drogę do cnoty? Czy objaśnianie zgłosek, czy
staranne dobieranie słów, czy zapamiętywanie opowieści, czy
znajomość zasad i miar wierszy? Co z tego potrafi odjąć
człowiekowi strach, uwolnić go od pożądania, okiełznać chuci?
Przejdźmy z kolei do geometrii i muzyki. Nie znajdziesz w nich nic
takiego, co by powstrzymało od strachu czy przeszkodziło pożądaniu.
A kto tego dokazać nie umie, wszystko inne, co umie, jest na nic....
[Trzeba teraz zastanowić się], czy mistrzowie tych nauk nauczają,
czy też nie nauczają cnoty. Jeśli nie nauczają, to i nie
zalecają. Jeśli zaś nauczają, to są filozofami. Czy chcesz
wiedzieć na pewno, że zasiedli oni wcale nie dla nauczania cnoty?
Zobacz no, jak bardzo różnią się pomiędzy sobą ich nauki. A
przecież, gdyby nauczali tego samego, zachodziłoby między nimi
podobieństwo. (…)
Naucz mię raczej, co to jest
wstydliwość oraz ile ma w sobie dobra; czy ma ona swą siedzibę w
ciele, czy w duszy. Przechodzę do muzyka. Pouczasz mnie, muzyku, jak
brzmią razem wysokie i niskie tony, jak powstaje zgodność z
różnych dźwięków wydawanych przez struny. Spraw raczej, by umysł
mój zostawał w zgodzie z sobą, bym nie popadał w sprzeczność w
mych zamiarach. Wskazujesz mi, które melodie brzmią żałośnie.
Wskaż raczej, jak mógłbym nie wydawać żałosnych jęków wśród
przeciwności. Geometra uczy mnie mierzenia majętności ziemskich
zamiast nauczyć raczej, w jaki sposób mógłbym ustalić miarę
tego, co byłoby wystarczające dla człowieka. Uczy mnie liczyć i
użyczać pożądaniu swych palców zamiast nauczyć raczej, że
obliczenia te do niczego nie służą, że ten, czyj majątek tyle
trudu zadaje rachmistrzom, bynajmniej nie jest szczęśliwszy, że
przeciwnie, zbyt wiele ma człowiek taki, który byłby nader
nieszczęśliwy, gdyby sam musiał obliczać, ile też ma. Co mi to
da, że będę umiał podzielić na części pole, jeśli nie umiem
podzielić się z bratem? Co mi to da, że będę dokładnie zbierał
i gromadził stopy morgowe, bacząc, żeby nie uszedł mej uwagi
nawet dziesięciostopowy kawałek roli, jeśli przysparza mi
zmartwień zuchwały sąsiad, który urywa coś z mojej własności?
Geometra uczy mnie, jak mam utrzymać moje posiadłości bez żadnych
strat, a ja chcę się nauczyć, jak mógłbym z radością porzucić
wszystko. «Wyganiają mnie — powie ktoś — z roli odziedziczonej
po ojcu i po przodku».
I cóż z tego? A przed twym przodkiem
do kogo należała ta rola? Nie pytam, do jakiego człowieka, tylko
do jakiego ludu. Czy możesz to powiedzieć? Wszedłeś na nią nie
jako właściciel, lecz jako dzierżawca. Dla kogo więc dzierżawisz?
Jeżeli ci posłuży szczęście, to dla swojego spadkobiercy.
Prawnicy twierdzą, że nie można przez przedawnienie nabyć prawa
osobistej własności do niczego, co stanowi wspólną własność
wszystkich. To zaś, co dzierżysz i co nazywasz swoim, jest właśnie
wspólne, a w dodatku wspólne całemu rodzajowi ludzkiemu. O,
nadzwyczajna sztuko! Umiesz mierzyć powierzchnię kół,
przekształcać w kwadrat każdą, jaką tylko otrzymasz, figurę,
ustalasz odległości pomiędzy gwiazdami. Nie ma nic, czego byś nie
potrafił zmierzyć. Lecz jeśliś taki mistrz, zmierz duszę ludzką.
Powiedz, jak wielka jest albo jak mała. Wiesz, czym jest linia
prosta; lecz cóż ci to da, jeśli nie wiesz, co jest prostolinijne
w życiu? (…)
Atoli duszę udoskonala jedna tylko
rzecz: nieodmienna znajomość dobra i zła, do czego zdatna jest
wyłącznie filozofia, gdyż żadna inna nauka niczego w związku z
dobrem i złem nie dochodzi. Zechciejmy teraz przejrzeć poszczególne
cnoty. Męstwo pogardza wszystkim, co budzi lęk.
Rzeczy straszne i mogące ujarzmić
naszą swobodę lekceważy, wyzywa do walki i pokonywa. Czy może
wzmacniają tę cnotę nauki wyzwolone? Wierność jest
najczcigodniejszą zaletą serca ludzkiego. Żadnym przymusem nie da
się ona nakłonić do zdrady, nie można jej przekupić żadną
nagrodą. «Pal — mówi ona — siecz, zabij! Nic nie wydam. A im
natrętniej ból żądać będzie tajemnicy, tym głębiej ją
ukryję». Czy to nauki wyzwolone mogą stworzyć tak niezłomne
dusze? Wstrzemięźliwość panuje nad skłonnościami do rozkoszy;
jedne z nich nienawidzi i odgania, drugie poskramia i sprowadza do
rozsądnej miary, przy czym nigdy nie zgadza się na nic wyłącznie
dla nich samych. Wie, że najlepszą miarą pożądań jest
zaspokojenie ich nie w takim stopniu, w jakim chciałbyś, lecz w
takim, w jakim powinieneś. Uczucie ludzkości zabrania być pysznym
wobec współtowarzyszy, zakazuje przejawiania chciwości. Każe ono
być wobec wszystkich uprzejmym i życzliwym w słowach, postępkach
i uczuciach. Nie osądza cudzych błędów, a z własnego powodzenia
cieszy się najbardziej dlatego, iż może to wyjść na dobre komuś
drugiemu. Czy to nauki wyzwolone uczą tego rodzaju obyczajów? W
mierze nie większej niż prostoty, skromności i umiaru; w mierze
nie większej niż gospodarności i oszczędności; w mierze nie
większej niż łagodności, która cudzą krew oszczędza tak jak
swoją i dobrze wie, że człowiekowi nie wolno rozrzutnie szafować
innymi ludźmi.
Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.