W krótkim okresie trzech lat od
śmierci Kennedyego, 18 ważnych świadków kolejno poniosło śmierć, wśród nich sześciu zostało
zamordowanych, trzech zginęło w wypadkach samochodowych, dwóch popełniło samobójstwo, jedna osoba
skręciła sobie kark, jednej poderżnięto gardło, zaś pięciu
świadków umarło z przyczyn „naturalnych”. Jeden ze znanych
brytyjskich matematyków w lutym 1967 roku, na łamach „London
Sunday Times”, wykazał, że prawdopodobieństwo takiego zbiegu
okoliczności wynosi 1 do 10 000 000 000 000 000. W latach 1963-1993
związanych z tą sprawą 115 świadków poniosło śmierć w
dziwnych okolicznościach: jeśli nie popełnili samobójstwa,
zostali zamordowani. Organizacja i koordynacja tak wielkiej operacji,
jaką jest połączona likwidacja świadków oraz dowodów w sprawie,
pokazuje, że zabójstwo Kennedyego w rzeczywistości nie było
przypadkowe i tajemnicze, lecz stanowiło formę publicznej kary, a
jego przesłaniem było ostrzeżenie dla kolejnych prezydentów
Stanów Zjednoczonych i rozwianie ich wątpliwości co do tego, kto w
Ameryce naprawdę sprawuje władzę. (…)
Prezydencka dyrektywa 11110: wyrok
śmierci na Kennedyego.
(...)
Najbardziej wątpliwym punktem w
sprawie jest fakt, że schwytany i znajdujący się w rękach policji
od 48 godzin morderca prezydenta, został na oczach opinii publicznej
zastrzelony z bliskiej odległości przez żydowskiego zabójcę.
Miliony widzów miało okazję ujrzeć przebieg wypadków w
telewizji, a motywem, którym rzekomo kierował się zabójca,
niespodziewanie okazało się: „ukazanie i demonstracja wobec
całego świata siły narodu żydowskiego”.
Innym wielkim, niewyjaśnionym
problemem jest to, czy faktycznie prezydent nie zginął z rąk kilku
zamachowców. Komisja Warrena ogłosiła, że Oswald w ciągu 5,6
sekundy zdołał wystrzelić trzy pociski: pierwszy pocisk przeleciał
ponad prezydentem, drugi trafił w go w szyję, a trzeci, śmiertelny,
w głowę. Praktycznie nie ma osoby, która by była w stanie
uwierzyć, że Oswald był zdolny oddać trzy precyzyjne strzały w
tak krótkim czasie. Najdziwniejsze, że kula, która trafiła w
prezydencką szyję, najpierw uderzyła w jego plecy, by następnie
rykoszetem trafić w siedzącego przed prezydentem gubernatora
Teksasu.
Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia wynosi praktycznie zero, nic dziwnego więc, że ludzie zaczęli mówić w tym momencie o „magicznej kuli”. Większość ekspertów sądzi, że co najmniej kilku strzelców, celujących z różnych kierunków, oddało strzały w kierunku Kennedyego – i nie były to tylko trzy strzały. Jakiś czas później, jeden z policjantów, którzy konwojowali samochód prezydencki, wspomniał: Gdy prezydent Kennedy machał ręką witającym go na lotnisku tłumom, członek obstawy wiceprezydenta Johnsona pracujący w Secret Sendce podszedł, by udzielić nam wskazówek dotyczących procedur bezpieczeństwa. Tym, co mnie najbardziej zaskoczyło, były jego słowa, że dokonano doraźnej zmiany trasy prezydenckiego samochodu na Dealy Plaża [miejsce zamachu]. Gdyby pozostano przy pierwotnej trasie, prawdopodobnie zabójca nie miałby możliwości dokonania zamachu. Agenci z Secret Sendce wydali nam też przedziwny rozkaz. Zazwyczaj, w czasie normalnego wykonywania zadania, my, czterej strażnicy na motocyklach, pozostawaliśmy w bliskim kontakcie z samochodem, rozmieszczeni dookoła niego. Jednak tym razem agenci kazali nam podążać z tyłu i stanowczo zabronili nam wyprzedzać tylne koła prezydenckiego samochodu. Powiedzieli, że dzięki temu ludzie będą mogli „patrzeć bez przeszkód”... Mój przyjaciel [ochrona wiceprezydenta Johnsona] widział go [Johnsona] jak ten, na 30,40 sekund przed pierwszym strzałem, zaczął kulić się w samochodzie. Uczynił tak jeszcze przed skrętem w ulicę Houston. Prawdopodobnie szukał czegoś na dywanikach położonych na podłodze samochodu, jednakże wyglądało to tak, jakby miał przeczucie, że za chwilę rozlegną się strzały.
Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia wynosi praktycznie zero, nic dziwnego więc, że ludzie zaczęli mówić w tym momencie o „magicznej kuli”. Większość ekspertów sądzi, że co najmniej kilku strzelców, celujących z różnych kierunków, oddało strzały w kierunku Kennedyego – i nie były to tylko trzy strzały. Jakiś czas później, jeden z policjantów, którzy konwojowali samochód prezydencki, wspomniał: Gdy prezydent Kennedy machał ręką witającym go na lotnisku tłumom, członek obstawy wiceprezydenta Johnsona pracujący w Secret Sendce podszedł, by udzielić nam wskazówek dotyczących procedur bezpieczeństwa. Tym, co mnie najbardziej zaskoczyło, były jego słowa, że dokonano doraźnej zmiany trasy prezydenckiego samochodu na Dealy Plaża [miejsce zamachu]. Gdyby pozostano przy pierwotnej trasie, prawdopodobnie zabójca nie miałby możliwości dokonania zamachu. Agenci z Secret Sendce wydali nam też przedziwny rozkaz. Zazwyczaj, w czasie normalnego wykonywania zadania, my, czterej strażnicy na motocyklach, pozostawaliśmy w bliskim kontakcie z samochodem, rozmieszczeni dookoła niego. Jednak tym razem agenci kazali nam podążać z tyłu i stanowczo zabronili nam wyprzedzać tylne koła prezydenckiego samochodu. Powiedzieli, że dzięki temu ludzie będą mogli „patrzeć bez przeszkód”... Mój przyjaciel [ochrona wiceprezydenta Johnsona] widział go [Johnsona] jak ten, na 30,40 sekund przed pierwszym strzałem, zaczął kulić się w samochodzie. Uczynił tak jeszcze przed skrętem w ulicę Houston. Prawdopodobnie szukał czegoś na dywanikach położonych na podłodze samochodu, jednakże wyglądało to tak, jakby miał przeczucie, że za chwilę rozlegną się strzały.
Gdy pierwsza dama, Jacąueline Kennedy,
podążając za ciałem zamordowanego męża, znalazła się w Air
Force One na lotnisku w Waszyngtonie, wciąż miała na sobie płaszcz
zaplamiony prezydencką krwią. Uczyniła tak po to, aby „pokazać
sprawcom zbrodnię, którą popełnili”. Jako że w tym czasie
domniemany zabójca Oswald znajdował się w policyjnym areszcie,
można zapytać, kogo Jacąueline miała na myśli, mówiąc „oni”?
Jacąueline Kennedy w swoim testamencie umieściła klauzulę
mówiącą, iż 50 lat po jej śmierci (19 maja 2044), w przypadku,
gdy jej najmłodsze dziecko odejdzie z tego świata, upoważnia
bibliotekę Kennedych do upublicznienia około 500 stron dokumentów
związanych z Kennedym. Wydarzyło się jednak coś, czego nie mogła
była przewidzieć: jej najmłodszy syn poniósł śmierć w
katastrofie lotniczej w 1999 roku.
Brat prezydenta Kennedyego Robert był
znanym bojownikiem o prawa obywatelskie. W 1968 roku, zaraz po
sukcesie w prawyborach Partii Demokratycznej, gdy można było już z
wielką pewnością potwierdzić, że odniósłby w wyborach
prezydenckich zwycięstwo, poniósł śmierć na oczach tłumów z
rąk zamachowca.
Komisja Warrena jeszcze bardziej
przyczyniła się do powstania wątpliwości i braku zaufania do jej
działań poprzez decyzję o zapieczętowaniu wszystkich dokumentów,
akt i dowodów w sprawie na długi okres 75 lat. Dopiero w roku 2039
nastąpi ich odtajnienie. Owe dokumenty dotyczą CIA, FBI, Secret
Sendce (ochrony prezydenckiej), NSA (Amerykańskiej Agencji
Bezpieczeństwa Narodowego), Departamentu Stanu, Armii, Marynarki i
innych instytucji. Co więcej, FBI oraz inne struktury rządów są
zamieszane w niszczenie dowodów.
W 2003 roku, w 40 rocznicę zamachu na
Kennedyego, amerykańska stacja telewizyjna ABC pokazała wyniki
sondażu opinii publicznej: 70 procent Amerykanów uważa, że za
zabójstwem prezydenta Kennedyego stoi konspiracja o ogromnej skali.
Jak wspomniano, koordynacja wszystkich działań związanych z
zamordowaniem prezydenta, a następnie likwidacją świadków
pokazuje, że za całą sprawą stoją potężne siły, sam zaś
zamach był sygnałem dla amerykańskich prezydentów, pokazującym
im, kto rzeczywiście rządzi w USA.
Problemem jest fakt, że rodzina
Kennedych również należy do „wewnętrznego kręgu” zaufanych
grup międzynarodowych bankierów. Ojciec Johna, Joseph Kennedy,
zarobił ogromne pieniądze podczas krachu giełdowego w 1929 roku,
by później otrzymać z rąk prezydenta Roosevelta nominację na
pierwszego przewodniczącego Securities Exchange Commission. Już w
latach czterdziestych XX wieku Joseph Kennedy dołączył do rankingu
najbogatszych ludzi świata. Gdyby nie te rodzinne koneksje, John
Kennedy nigdy nie mógłby zostać pierwszym w historii katolickim
prezydentem Stanów Zjednoczonych.
W tym miejscu rodzi się zatem pytanie:
co takiego Kennedy uczynił, iż rządząca elita uznała go za
wroga, co ostatecznie przyniosło mu śmierć? Niewątpliwie Kennedy
był bardzo bogatym, ambitnym i uzdolnionym człowiekiem. Od
najmłodszych lat marzył o tym,, by zasiąść w prezydenckim
fotelu. Gdy stawiał czoła arcytrudnemu wyzwaniu, jakim był kryzys
kubański, okazał zdecydowanie i spokój, wykonując mistrzowski
ruch w partii rozgrywanej z ZSRR. Mimo ryzyka wybuchu wojny
nuklearnej, powstrzymał się od jakichkolwiek ustępstw, zmuszając
Chruszczowa do odwrotu. Kennedy z siłą i wigorem rozwijał
amerykański program kosmiczny, co ostatecznie doprowadziło do tego,
iż człowiek po raz pierwszy w dziejach postawił stopę na
Księżycu.
Co prawda, Kennedy nie miał szansy
ujrzeć na własne oczy tego epokowego wydarzenia w historii
ludzkości, jednak to jego magiczna siła inspiracji unosiła się
nad całym projektem. W walce o prawa obywatelskie bracia Kennedy
zasługują na jeszcze większe uznanie. W1962 roku, pierwszy w
historii czarny student podjął próbę zapisania się na
Uniwersytet Missisipi, doprowadzając do wybuchu gwałtownego
sprzeciwu ze strony białych. Wzrok całej Ameryki skupił się na
kwestii walki o prawa obywatelskie. Zdeterminowany Kennedy wysłał
400 agentów FBI oraz 3000 członków Gwardii Narodowej w celu
zapewnienia czarnemu studentowi możliwości uczęszczania na
uniwersytet. Akt ten wstrząsnął amerykańskim społeczeństwem, a
Kennedy zdobył sobie oddanie i życzliwość dużej części
społeczeństwa. Odpowiadając na jego wezwanie, amerykańska
młodzież przystępowała do armii pokoju, ochotnicy wyruszali do
krajów trzeciego świata, by pomagać w rozwoju miejscowej edukacji,
higieny i rolnictwa.
Przez krótki okres trzech lat
sprawowania władzy, Kennedy osiągnął widoczne sukcesy, wykazując
wyjątkowe zdolności i stając się bohaterem swojego pokolenia.
Jego aspiracje, wielki talent i odwaga w formułowaniu wizji
politycznych, a także zdecydowanie i konsekwencja, zyskały poparcie
ze strony Amerykanów oraz szacunek wielu państw świata. Czy w
takiej sytuacji Kennedy zgodziłby się tańczyć niczym marionetka?
Kennedy, chcąc kierować krajem
zgodnie z własnymi przekonaniami, w nieunikniony sposób wszedł w ostry konflikt ze znajdującą się za
jego plecami, potężną i niewidzialną elitą władzy. Gdy punkt
zapalny konfliktu przesunął się w kierunku najbardziej wrażliwej,
gdyż fundamentalnej dla bankierów kwestii - prawa do emisji waluty
- Kennedy prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, iż jego czas
właśnie dobiegał końca.
4 czerwca 1963 roku, Kennedy podpisał
mało znany prezydencki dekret o numerze 11110, wydając jednocześnie
instrukcje Departamentowi Skarbu, by ten, „wykorzystując srebro we
wszelkich dostępnych postaciach, włączając srebrne buliony,
srebrne monety oraz standardowe srebrne dolary, dokonał emisji
srebrnych certyfikatów, tak by natychmiast weszły one do obiegu
pieniężnego”.
Zamiary Kennedyego były bardzo
czytelne: chciał wyrwać prawo do emisji waluty z rąk prywatnego
banku centralnego - Rezerwy Federalnej! Gdyby ten plan wszedł w
życie, amerykański rząd stopniowo pozbywałby się przymusu
„pożyczania pieniędzy” z Rezerwy, a przede wszystkim wypłacania
jej absurdalnie wysokich odsetek. Co więcej, pieniądz wsparty przez
srebro nie jest „zaciągniętym debetem na przyszłość”
pieniądza długu, ale opartym o fizyczne rezultaty ludzkiej pracy,
„uczciwym pieniądzem”. Wejście srebrnych certyfikatów w obieg
pieniężny stopniowo miałoby zmniejszać znajdującą się w nim
liczbę emitowanych przez Rezerwę Federalną dolarów, co
najprawdopodobniej ostatecznie doprowadziłoby banki Rezerwy
Federalnej do bankructwa. W przypadku utraty kontroli nad prawem do
emisji pieniądza, międzynarodowi bankierzy utraciliby w dużym
stopniu wpływ na kraj wytwarzający najwięcej majątku na świecie.
Dla bankierów była to więc kwestia życia i śmierci.
Song Hongbing
Wojna o pieniądz
Prawdziwe źródła kryzysów
finansowych
Przekład: Tytus Sierakowski
(z pominięciem przypisów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.