Znajomi i nieznajomi mówili o nim
Wieniczka. Było w tym tyleż ciepła i bezpośredniości, ile
zmrużenia oka, delikatnej ironii wobec tego dziwacznego, otoczonego
alkoholową legendą samorodnego pisarza, któremu dane było stać
się obok baletu i metro ostatnim mitem komunistycznej Rosji.
Urodzony w środku Sołżenicynowskiego archipelagu, z temperamentu
encyklopedysta, zachłanny pożeracz książek, bibliofil, meloman o
erudycji przerastającej specjalistów muzykologów, namiętny
grzybiarz, umysł ścisły ze skłonnościami do systematyki
(specjalność: statystyki meteorologiczne, tabele gatunków, ilości,
cech zebranych grzybów, wykresy alkoholowe). Prymus relegowany z
kilku uczelni, robotnik fizyczny wiodący w alkoholowym zamroczeniu
niełatwe życie człowieka radzieckiego. U kresu życia autor jednej
ze światowych literackich rewelacji, nieznanej w ojczyźnie krtani
moskiewski Sokrates, przyjmujący półleżąc tabuny gości.
W taki sposób przetrwał Jerofiejew w
literackiej legendzie. W samej literaturze pozostanie na zawsze jako
autor Moskwy. Najprawdopodobniej pozostanie również pisarzem nad
którego dokonaniami ciąży liczba pojedyncza – autorem jednego
„poematu”, jednego dramatu, jednego eseju (słyszymy też o
odnalezionej młodzieńczej powieści). Utwory potencjalne, bruliony
i rękopisy spalone, pożyczone, ukradzione, zgubione były jego
specjalnością. Lubił o nich mówić i w większości urodziły się
w jego fantazji. Miał dziesiątki literackich zamówień, „miliony
planów” i „wszystko gotowe w głowie”. W ostatnich latach
powiadał: „Nie mam czasu. Tracę go na to, żeby nie umrzeć”.
Tom Dzieł prawie wszystkich zawiera
wszystko, co zostało opublikowane za życia i po śmierci odkopane z
owych na poły legendarnych rękopisów, i wrażenie po lekturze
spuścizny autora Moskwy-Pietuszek można określić słowem:
niespełnienie.
Miłośnik Moskwy i Nocy Walpurgii
musiał nauczyć się cenić fragment, formę otwartą, która u
Jerofiejewa najczęściej łudziła tylko pozornym chaosem; musiał
umieć uważnie przyjrzeć się trywialności, gdyż rosyjskiemu
pisarzowi udawało się poprzez nią wykroczyć poza dydaktyzm powagi
i nihilizm ironii. Jerofiejew z bólem wspominał, że kiedyś
nazwano Moskwę półfabrykatem.
Wobec opublikowanych fragmentów
spuścizny pisarza określenie „półfabrykaty” jest epitetem
najdelikatniejszym. Umieszczone obok Jerofiejewowskiego opus magnum
stwarzają wrażenie prób wywołania owej alchemii, która udaje się
w Moskwie, gdzie alkoholowa wędrówka bohatera staje się realizacją
patosu ludzkiego cierpienia na miarę współczesnego spadkobiercy
Dostojewskiego.
Moskwa-Pietuszki jak rzadko który
utwór stwarza pokusy strywializowania, czytania jako groteskowej
alkoholowej epopei, apologii spirytualiów stworzonych na bazie płynu
hamulcowego, szamponu „Bogacz Sadko” i lemoniady, lub co gorsza
satyrycznego portretu choroby alkoholowej. Tymczasem niewiele w
istocie znajdziemy tutaj akceptacji czegokolwiek. Nawet słynny
leitmotiv: „Jeśli masz ochotę iść w lewo, Wieniczko, to idź w
lewo. Jeśli chcesz iść w prawo – idź w prawo” - nie brzmi tu
jak pochwała wolności, tyle w nim rozpaczy zagubienia, braku sensu
wędrówek w jakimkolwiek kierunku, skoro każda droga, nawet droga
żelazna do arkadyjskich Pietuszek, prowadzi na koszmarny Dworzec
Kurski. Moskwa jest powieścią w całości napisaną przeciw
rzeczywistości. Jerofiejew ogląda ją „z góry i z dołu” – z
perspektywy metafizycznej i z perspektywy ludzkiego dna; z miłością
do idei Pietuszek - raju w świecie „łez i wzdychania” – i
litością wobec ludzi niosących ciężar „zatraconych” i
ostatnich w społecznej hierarchii. Wieniczka nie zwraca za Iwanem
Karamazowem biletu Bogu. W jego świecie nikt nie kupił biletu,
wszyscy jadą na gapę, licząc się z tym, iż konduktorowi trzeba
będzie oddać ostatni łyk życiodajnego trunku. U Jerofiejewa
bowiem piją wszyscy - piją solennie, z namaszczeniem, z powagą
dobrowolnych umartwień i postu. Piją z nabożeństwem, w którym
cierpienie i ofiara zaciera całkowicie element przyjemności. Piją,
bo ten kto nie pije, kto czuje się znakomicie rano i wieczorem, to w
świcie Kremla i Pietuszek najpewniej parszywiec, groszorób,
miernota. Bo wszystko musi iść źle, „żeby człowiek nie popadł
w pychę, żeby był smutny i nieswój”. Tak więc
Jerofiejewszczyzna to kontestacja, religijne wręcz odwrócenie się
od wartości „tego świata”, pokus majątku, kariery, powodzenia
- paradoks trzeźwości wobec powszechnej „woli mocy”,
wytyczającej ludzkie pragnienia.
Zbyt wiele w tym utworze wskazówek
biograficznych, by postać Wieniczki nie została odczytana jako
alter ego autora i w myśl reguł „życiopisania” przemieniona w
dramat samego autora. Wiele mówią o nim zestawione przez wydawcę
Dzieł blok listów do siostry i całkowicie odmienny w tonie
mitomański ostatni wywiad. Dziennikarz rozmawia z pisarzem jak z
bohaterem Pietuszek i autor chętnie włącza się do gry. Pomijając
tragiczny światopogląd Jerofiejewa, już sam związek z sobowtórem
literackim był dla Jerofiejewa-pisarza tragedią. Stwierdzenie, iż
Jerofiejew potrafił pisać tylko o Wieniczce, który powiedział już
wszystko w genialnej Moskwie, byłoby jednak wygodnym uproszczeniem.
Esej o Rozanowie udowadnia, że jego autor był w stanie wyjść
daleko poza obszar Moskwy i Pietuszek, i jednocześnie przynosi
próbkę Jerofiejewowskiej sztuki lektury, której zawdzięczał
imponującą erudycję. Jeśli był taki zdolny, to dlaczego nie
pisał – pytał w reakcji na pośmiertne peany przyjaciół pisarza
jeden z bardziej przenikliwych czytelników Moskwy, krytyk i historyk
literatury Michaił Epsztajn. W Jerofiejewowskiej powieści świta na
moment perspektywa happy endu. Ucieknijmy, wyjedźmy przyjaciółce.
Ta razem, zdecydowanie pójdę do odmawia pracy i na – proponuje
pytanie bohater zrozpaczonego Wieniczki: dlaczego, odpowiada -
przecież wiesz dlaczego. I to wydaje się być jedyna odpowiedź na
pytanie Epsztajna o agonię talentu Jerofiejewa: albo się wie
dlaczego, albo nie wie dlaczego. Przedzierając się przez strzępki
dialogów Fanny Kapłan (sztuki, którą pisał z górą dziesięć
lat, pracując nawet w najtragiczniejszych okolicznościach, a którą
pozostawił zupełnie w proszku), zaczyna świtać myśl, że to
pisarstwo ma być złe, nie uładzone, ponad imperatywem fabuły, że
istnieje nie dla czytelniczego rynku, lecz jako świadectwo i
usprawiedliwienie Wieniedikta Jerofiejewa.
Radosław Romaniuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.