… szczęśliwe życie zasadza się na
jednym: iżby istniał w nas doskonały rozum. Tylko on bowiem nie
pomniejsza duszy i przeciwstawia się losowi: we wszelkim położeniu
spraw pozwala nam zachować pewność siebie. Jedynym dobrem zaś
jest to, co nigdy nie daje się złamać. Ten więc — powtarzam —
jest szczęśliwy, kogo nic nie potrafi pomniejszyć. Osiągnął on
najwyższą mądrość i nie polega już na niczym innym, tylko na
sobie. Albowiem ten, kto się opiera na czyjejś postronnej pomocy,
może upaść. Jeżeli dzieje się inaczej, wielką rolę zaczynają
odgrywać w nas wpływy obce. Któż zaś pragnie polegać na
niepewnym losie lub któż rozsądny podziwia siebie ze względu na
to, co w nim jest obcego? Czymże więc jest szczęśliwe życie?
Wolnością od trosk i nieprzerwaną spokojnością. A tej użyczy
nam wzniosłość ducha, użyczy niezłomna stałość w należytym
ocenianiu wszystkiego. Jak się do tego z kolei dochodzi? Poprzez
poznanie całej prawdy. Poprzez zachowanie we wszystkich poczynaniach
odpowiedniego porządku, właściwej miary i przyzwoitości oraz nie
szkodzącej, ale życzliwej woli, bacznej na wymogi rozumu, nigdy od
niego nie odstępującej, zarazem godnej miłowania i podziwu.
Słowem, bym wskazał ci zupełnie krótkie prawidło, dusza
człowieka mądrego winna być taka, jaka przystoi istocie boskiej.
Czegóż więcej może życzyć sobie ten, czyim udziałem jest już
wszystko, co cnotliwe? Bo jeżeli do najlepszego stanu przyczynić
się może w jakiejś mierze coś niezgodnego z cnotą, tedy
szczęśliwe życie będzie polegało na tym, bez udziału czego
dopiero stałoby się zgodne z cnotą. Lecz cóż szkaradniejszego
lub głupszego jak wiązanie dobra rozumnej duszy z rzeczami
bezrozumnymi? Niektórzy sądzą jednak, iż dobro najwyższe da się
powiększyć, gdyż w razie przeciwstawienia się okoliczności
przypadkowych nie może osiągnąć swej pełni. Pośród wybitnych
założycieli niniejszego kierunku filozoficznego także i Antypater
mówi, że pewne, choć bardzo niewielkie, znaczenie przypisuje
okolicznościom zewnętrznym. Sam rozumiesz wszelako, czym jest
zadowalanie się jasnością dnia tylko pod tym warunkiem, że
dodatkowo przyświeca jakiś mały płomyczek. Czyż w pełnym blasku
słońca może znaczyć coś nikła iskierka? Jeżeli nie zadowalasz
się samą cnotą, to niechybnie chcesz przydać jeszcze bądź
spokojność, którą Grecy określają mianem άοxλησία, bądź
też rozkosz. Pierwszą z nich można jeszcze jakoś przyjąć; duch
bowiem nie odczuwający zmartwień może swobodnie oddawać się
poznawaniu całego świata, przy czym nic go nie odciąga od badania
istoty rzeczy. Druga z nich, czyli rozkosz, jest czymś dobrym dla
bydląt. Do cechy bowiem opierającej się na rozumie przydajemy
cechę nierozumną, do zgodnej z wymogami cnoty — niecnotliwą. A
do takiego życia prowadzi nas właśnie łechtanie ciała. Dlaczego
więc wahacie się mówić wprost, że dobrze jest człowiekowi
wtedy, kiedy błogo czuje się jego podniebienie? I ty byś miał
zaliczać już nie powiem pomiędzy mężów, lecz w ogóle pomiędzy
ludzi kogoś takiego, dla kogo dobro najwyższe sprowadza się do
odczuwania smaków, przypatrywania się barwom i przysłuchiwania się
dźwiękom? Niech opuści to najpiękniejsze i bogom najbliższe
grono istot żyjących! Niechaj się przyłączy do niemych bydląt
stwór upatrujący szczęśliwość w paszy!
Żyć aż do osiągnięcia mądrości
Błagam cię, Lucyliuszu, sprawmy to,
iżby życie nasze, tak jak klejnoty, nie rozpościerało się zbyt
szeroko, lecz miało wielką wartość. Mierzmy je naszymi
postępkami, a nie przeciągiem czasu. Chcesz wiedzieć, jaka różnica
zachodzi pomiędzy tym człowiekiem czerstwym i lekceważącym sobie
wyroki losu, tym, który odbył wszystkie rodzaje służby właściwe
dla żywota ludzkiego i wzniósł się w nim aż do najwyższego
dobra, a tamtym, któremu przemknęło aż tak wiele lat? Pierwszy
żyje również po śmierci, drugi sczezł już przed śmiercią.
Pochwalmyż tedy i w poczet szczęśliwców policzmy tego, kto —
choćby przypadło mu w udziale nie wiem jak mało czasu — dobrze
nim rozporządził. Dostrzegł bowiem prawdziwą światłość.
Nie był tylko jednym z pospolitaków.
Żył, a zarazem przejawiał swą siłę. Czasami zażywał pięknej
pogody, a czasem—jak to zwykle bywa — odblask owej potężnej
światłości niebieskiej przeświecał mu poprzez chmury. Po cóż
się pytasz, jak długo żył? Żyje on nadal: przeszedł do
potomnych i poruczył się ludzkiej pamięci.
Nie mówię, żebym z tego powodu miał
się wzbraniać przed przydaniem sobie większej liczby lat, ale nie
powiem też, że mi brakło czegoś do szczęśliwego życia, jeśli
wątek jego będzie przecięty. Nie sposobiłem się bowiem na ten
dzień, który mi jako ostatni pożądliwa nadzieja przyobiecała na
później, ale na każdy z nich patrzyłem jak na ostatni. Po cóż
pytasz mię, kiedym się urodził? Czy wciąż jeszcze liczę się
między młodszych? Mam, co mi się należy. Jak w małego wzrostu
ciele może być doskonały człowiek, tak też w mniejszym przeciągu
czasu może zmieścić się doskonałe życie. Wiek należy do rzeczy
zewnętrznych. Dopokąd mam istnieć — nie moja to rzecz. Moją
sprawą jest, jak będę żył. Wymagaj ode mnie tego, iżbym niby
błądząc w ciemnościach nie przepędzał mego czasu niesławnie;
bym wiódł życie, a nie przeciągał tylko koło niego. Pytasz,
jakie jest najdłuższe trwanie żywota? Żyć aż do osiągnięcia
mądrości. Kto do niej doszedł, dotarł do celu nie
najodleglejszego, lecz najważniejszego. Zaprawdę, niechaj się taki
chlubi śmiało i niech dziękuje bogom, a między nimi niechaj sobie
i naturze wszech rzeczy przypisuje, że istniał. Bo słusznie to
przypisze: zwrócił jej życie lepsze, niż otrzymał. Dał przykład
dzielnego człowieka, ukazał, jakiej ma być wartości i miary.
Seneka,
Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie:
Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.