Być
może odmalowałem obraz w zbyt czarnych barwach, jestem jednak
przekonany, że nigdy dotąd w historii cywilizacji nie istniało
społeczeństwo, które tak chętnie rezygnowałoby z ojców, jak
nasze. W czasach, gdy panował większy rozsądek, w Portugalii
ojcowie posiadający dwoje i więcej dzieci otrzymywali dodatkową
kartę do głosowania, co umożliwiało im zrównoważenie ciężaru
głosów nieżonatych i bezdzietnych urzędników, których trudno
byłoby posądzać o chęć prowadzenia polityki prorodzinnej. Takie
sympatyczne modele traktowane są dziś jednak jako relikt z epoki
kamienia łupanego. W polityce i gospodarce wciąż jeszcze dominują
mężczyźni, ale w przeciwieństwie do dawniejszych czasów brak w
tych dziedzinach życia liderów, którzy byliby gotowi do przejęcia
odpowiedzialności za przyszłe pokolenia. Troszczą się oni przede
wszystkim o interesy przynoszące szybkie zyski, a posiadane firmy
„córki", lekkomyślnie pozostawiają je samym sobie.
Obraz
rozbitych struktur rodzinnych ukazują już od dłuższego czasu
amerykańscy socjologowie Gregory Vogt i Stephen Sirridge. „Młodzież
dryfuje bez celu - czytamy w jednej z ich prac - ojcowie w średnim
wieku zmagają się z nałogami, a starsi ojcowie i dziadkowie
dotknięci są poczuciem bezwładu i zniechęcenia." Autorzy
pytają: gdzie są ojcowie, którzy w ramach ważnego rytuału
przekazywali niegdyś synom wiedzę o świecie oraz o tym, jak sobie
w nim poradzić? Co stało się z ojcowskim błogosławieństwem,
które - jak to mówiło się kiedyś - „utwierdza domy dziatek",
błogosławieństwem, które - jak zaznaczają badacze - „uważamy
za niezbędne do życia i fundamentalne dla duchowej egzystencji
każdego mężczyzny"? Gdzie podziali się „mędrcy",
odgrywający w dotychczasowych społeczeństwach tak ważną rolę?
Wniosek płynący z rozważań Vogta i Sirridge'a jest jednoznaczny -
to ojcowie odpowiadają za to, że ich dzieci zostały „wychowawczymi
sierotami", członkami dorastającego bez ojców i rozpaczliwie
uczepionego bezradnych matek pokolenia emocjonalnych rozbitków.
Niezależnie
od tego, czy jest to przypadek, czy też nie, to właśnie w epoce
współczesnej, równolegle do degradacji ogólnie pojętej roli
mężczyzn w społeczeństwie i rodzinie, męskie nasienie, jak
dowiedli naukowcy, staje się coraz mniej płodne. Logiczne byłoby w
tej sytuacji, gdyby lekarze sięgnęli po probówkę i całkowicie
zastąpili zmęczonego dawcę życia w jego biologicznej roli.
Rodzinę
dotyka nowa destabilizacja. Tym razem jej źródłem nie jest
nadużywanie przez mężczyzn siły, lecz zanik struktur
wewnętrznych. Wychowanie dzieci nie jest wyłącznie zadaniem ojców,
ale to właśnie oni wycofują się ze swej roli, bo wydaje im się,
że są w tej grze nieustannymi przegranymi albo po prostu nie chce
im się już odważnie walczyć. Gdzie popełniliśmy błąd w naszym
wychowaniu? Dokąd właściwie zmierzamy? Takie pytania towarzyszą
dziś rodzicom, gdy bezradnie siedzą wieczorem przy kuchennym stole.
Być może rzeczywiście nasza formuła wychowania już się
wyczerpała - i trzeba ją wypełnić nowymi treściami.
Za:
Peter Seewald, Szkoła mnichów. Inspiracje dla naszego życia,
przekład; Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.