środa, 19 lutego 2014

Kto zasiał w nas ziarno niepokoju i szukania?


Niektórzy ludzie, nie wiadomo za jaką sprawą i przyczyną, próbują się rozeznać w świecie, próbują znaleźć jakiś sens, czemu służy dola człowiecza, błądzą i szukają, miotają się i tak dalej, bez końca aż do śmierci. Do takich ludzi należę. Czy to moja wina, czy to nasza wina, że tacy jesteśmy? Kto zasiał w nas ziarno niepokoju i szukania, przyjaciele mili, bracia i siostry w niewytłumaczalnym cierpieniu, w prawości, uwadze i bezradności? Jakże wielkie ponosimy koszta za to, że tacy jesteśmy. Czy to nasza wina, że mamy oczy i uszy otwarte, i że widzimy i słyszymy, że jest tak, jak jest, niewesoło jest, chaos jest, smutno jest, i że mogłoby być nie tak smutno, gdyby trochę pohamować samolubne zapędy.

Czy to nasza wina, że jakoś tacy się wyrodziliśmy? Że trochę inni jesteśmy niż większość ludzi? Nie to, że lepsi, lecz inni, nieprzystosowani, z większym garbem na plecach, z większym kamieniem na sercu, z ostrzejszą szpilką w głowie. Czy to moja wina, że pasąc krowę, zacząłem patrzeć w niebo dzienne, potem nocne, i zasiało się we mnie pojęcie nieskończoności, wieczności, Nieznanego. Czy to moja wina, że chciałem być sierotą z wyboru. Czy to moja wina, że chciałem unieść wszystkie nieszczęścia, które nie chodzą po ziemi, lecz po ludziach. Czy to moja wina, że w te dni ostatnie chciałem wręcz zbawić wszystkich ludzi. Czy to jest nienormalne, chorobliwie pragnąc szczęścia ludzi, oczywiście szczęścia bezwyjątkowo wszystkich ludzi, bo czy „wszyscy” ludzie mogliby być szczęśliwi, wiedząc, mając świadomość, że jest na świecie chociażby jeden człowiek nieszczęśliwy. Czy w tym kierunku jest możliwe nie iść do końca, tylko zatrzymać się w pół drogi. Czy w tym kierunku jest możliwy umiar i przestrzeganie tej złotej normy. Czy można kogokolwiek ramieniem miłości nie objąć, czy można jednego choćby człowieka pominąć. Czy mogą być wybrańcy i niewybrańcy w ładzie świata. Jeżeli tak, to nie da się mówić o ładzie.


Edward Stachura
Dzienniki, Zeszyty podróżne 2 s. 370-371

Czytając końcówkę wywodów Stachury, przychodzi mi na myśl zwrot Montaigne o jednym ze swych rumaków: „niewczesne rżenia”. W życiu mamy jak najbardziej do czynienia z ładem, istoty dokonując etycznych wyborów, determinują swój los. Co z żuczkiem gnojarzem pchającym swą śmierdzącą kulkę pod górę, pyta Stachura. Jak uczynić go szczęśliwym? Ale ten żuczek nie jest żuczkiem bez powodu, stał się tym kim jest za sprawą własnych wyborów. I ani nie odczuwa, iżby mu czego brakowało, ani nie oczekuje od poety żadnej pomocy. No chyba, żeby mu pomóc potoczyć jego kulkę. Zatem czemu się zbytnio o niego martwić? Przyjdzie taki czas i może odczuje potrzebę przekroczenia swego stanu, zacznie sobie zadawać pytania oraz szukać na nie odpowiedzi … A może zresztą taki czas nigdy nie przyjdzie … Czyż sam Stachura swego czasu nie cytował: „Powierzam moje tajemnice tym którzy są godni moich tajemnic?”

Można by raczej zadać pytanie: Czy jest możliwe nie gardzić tymi co wyglądają jak ludzie, a którzy dokonali wyboru, zawężając swe życie do jedzenia, kopulacji i dążenia do dominacji, do zajęcia jak najwyższego miejsca w „kolejności dziobania”? Wydaje się, że Pessoa miał bardziej trzeźwe spojrzenie od naszego poety:

Tylko jedna rzecz olśniewa mnie bardziej niż głupota z jaką większość ludzi przeżywa swe życie: to inteligencja, która zawiera się w tej głupocie.

Mdli mnie pospolita ludzkość, która jest, skądinąd, jedyną ludzkością, jaka istnieje. I czasami z rozmysłem potęguję w sobie te mdłości, tak jak czasem ktoś zmusza się do wymiotów, aby położyć kres mdłościom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.