Tak tedy umysł, skoro się zakryje
przed „innymi” przedmiotami, i skupi downętrznie, zobaczy „nie
widząc niczego” nie światło w innym inne, lecz samo sobie jedyne
i czyste, które z siebie mu nagle rozbłysło!
Więc nie wie, skąd rozbłysło, czy z
zewnątrz, czy z wewnątrz, i po jego odejściu rzeknie tylko: skąd?
- bo nie ma owego skąd! Przecież nie przychodzi i nie odchodzi
nigdzie, lecz tylko jawi się i nie jawi. Toteż nie trzeba go
ścigać, lecz czekać spokojnie, aż się zjawi, i przygotować się
jeno na widza, tak jak oko czeka na wschód słońca, a ono,
wynurzywszy się nad widnokręgiem – z Okeanosa, mówią poeci –
obdarzy oczy swoim widokiem. (…)
On zaś nie „szedł”, jak ktoś
mógłby oczekiwać, lecz „przyszedł” jakby nie przyszedłszy,
albowiem dał się ujrzeć nie, jako że przyszedł, lecz, że jako
jest obecny przed wszechwszystkim, nawet przed przyjściem umysłu.
Tym, który przyszedł, jest dalej umysł i on jest tym, który
odszedł, gdyż nie wie gdzie on ma pozostawać i gdzie On pozostaje,
bo – nigdzie! I gdyby sam także umysł mógł pozostawać
„nigdzie” - nie w miejscu żadnym, bo zresztą i on nie jest w
miejscu, lecz w ogóle nigdzie – to by oglądał Go zawsze,
właściwie zaś nie oglądał, lecz byłby z Nim Jeden, a nie dwóch.
Teraz jednak, ponieważ jest umysłem, więc „ogląda”, kiedy
„ogląda” - tym „nie-umysłem samego siebie”!
Cud to z pewnością, w jaki sposób
jest obecny, chociaż nie przyszedł i w sposób, choć nie jest
nigdzie, nie ma niczego, gdzie by nie był! Więc można się tak
zdumieć z początku, a po poznaniu zdumieć znowu, gdyby zachodziło
przeciwieństwo, a raczej to niemożliwe, żeby się wtedy ktoś
jeszcze zdumiewał. (V 5, 7, 33 i V 5, 8, 1).
Plotyn, Enneady, t. II, s 279
tłum. A. Krokiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.