sobota, 12 kwietnia 2014

Św. Franciszek miewał wizje ...


Franciszek, tak jak inni mistycy opisani na tych stronach, miewał oczywiście wizje. Pierwsza pojawiła się, kiedy był młodym człowiekiem, rycerzem w regimencie miasta Asyżu, maszerującym do południowej Italii, by tam walczyć w papieskiej armii pod wodzą Waltera z Brienne. Pierwszej nocy, w miasteczku Spoleto pod Asyżem, śnił o wielkiej sali zamkowej, której ściany zdobiło wiele tarczy, które -jak zapewnił go jakiś głos - były przeznaczone dla niego i jego uczniów. Franciszek zrozumiał to dosłownie i uznał, że będzie wielkim panem. Wtedy jednak głos przemówił znowu:

- Co jest lepsze, Franciszku: służyć panu czy słudze?
- A jakże, panu, oczywista to rzecz.
- Czemu więc usługujesz słudze? Wróć do Asyżu, a tam okaże się, co masz dalej czynić.

I tak Franciszek, niby jakiś dezerter, tchórz czy szaleniec, powrócił do swego rodzinnego miasta, stając się pośmiewiskiem dla swych współziomków.

Zaczął modlić się w grotach i opuszczonych kościołach i zostało mu objawione, co ma robić.

Przemówił do niego krucyfiks w kościółku Świętego Damiana, a jakiś czas później, kiedy jechał konno drogą poza miastem, ujrzał na jej skraju jakiegoś trędowatego. Wiedziony tajemniczym impulsem zsiadł z konia, wręczył trędowatemu pieniądze i przytulił go! Kiedy z powrotem dosiadł wierzchowca i ruszył w dalszą drogę, obejrzał się za siebie, a na drodze nie było nikogo. Zrozumiał, że wziął w objęcia Chrystusa, więc poszedł i zaczął żyć wśród trędowatych.

Coś takiego zrobiłby tylko szaleniec albo człowiek zakochany. W pewnym sensie Franciszek był jednym i drugim; był człowiekiem, który szaleńczo kocha Chrystusa. Ten człowiek, który błąkał się po okolicach Asyżu, modląc się w grotach i opuszczonych kaplicach, stopniowo zakochiwał się w Chrystusie, począwszy od momentu, kiedy powrócił w niesławie ze Spoleto, do chwili, kiedy objął trędowatego. Jego późniejsze życie nie było niczym więcej jak tylko pełną miłości odpowiedzią na miłość, która wybrała go pierwsza. Chciał być jak najbardziej podobny do swego Umiłowanego, chodzić Jego śladami, słuchać Jego słów, kochać, jak miłował Chrystus.

To poszukiwanie bliskości i utożsamienia się z Chrystusem było powodem tego, co postrzegane jest jako radykalizm Franciszka. Usłyszał fragment z Ewangelii: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien" (Mt 10,38), i będąc posłusznym Umiłowanemu, starał się przyjmować każdy krzyż napotkany na swej drodze. Takie słowa jak „Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi" (Mt 6,26) rozumiał dosłownie, ptaki więc stały się jego braćmi i siostrami. Mówił do nich; błogosławił je; były też wzorem życia dla jego braci w zakonie. Ponieważ zaś bracia byli o wiele ważniejsi niż ptaki (Mt 6,26), Franciszek wiedział, że Ojciec Niebieski będzie się troszczył o tych, którzy stracili swe życie, by odnaleźć je na nowo (Mt 10,39).

Sam Jezus żył jak te ptaki, a Franciszek kochał Jezusa. Tak żyli apostołowie i uczniowie, a Franciszek i jego bracia czynili podobnie.

Za: Murray Bodo OFM, Mistycy. Odkrywcy Bożych dróg, tytuł oryginału: Mystic. Ten who show us the ways of God, przekład: Małgorzata Bortnowska, Wydawnictwo M, Kraków 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.