Wszystkie
wspomniane ruchy reformatorskie były próbami „zgodnego z regułą"
sprostania ideałom świętego Benedykta w obliczu zmieniających się
czasów. Organizacyjnym pryncypium „Consuetudines" był
„koinobityzm", wspólne zamieszkiwanie, wspólna modlitwa i
praca całej wspólnoty zakonnej. Inna, bardziej radykalna forma
życia w ucieczce od świata, eremityzm, mimo triumfu benedyktyńskiej
obserwancji na całym Zachodzie, nie popadła w zapomnienie, zaś w
religijnej atmosferze przełomu wczesnego średniowiecza egzystencja
pustelników znalazła nowych zwolenników: To właśnie kroniki z XI
i XII wieku pełne są życiorysów pobożnych mężczyzn, którzy
ukryli się w samotności, pośród jeszcze bardzo rozległych
ówczesnych lasów.
Pustelnicy
ci cieszyli się zwykle dużym poważaniem wśród okolicznej
ludności. Jednak ze strony Kościoła urzędowego traktowani byli
raczej z nieufnością. Nieważne, jak godna pochwały była
radykalna ucieczka od świata, duchowy rozwój tych dziwaków był
nieprzewidywalny i niemożliwy do kontrolowania! Piotr z Amiens,
właśnie ten wielce poważany eremita, który sprowokował fatalną
„ludową krucjatę" (szczegóły w następnym"
rozdziale), był tylko jednym z przykładów niebezpiecznych sił,
które mogły dojść do głosu w zaciszu leśnej samotni. Z drugiej
strony niejeden pobożny człowiek o skłonnościach pustelniczych
zapewne wzdragał się przed niebezpieczeństwami i niedostatkami
życia całkowicie pozbawionego kontaktu z innymi ludźmi. Nie może
zatem dziwić fakt, że próbowano wtłoczyć samotność
indywidualnej pustelni we wspólne ramy, w których zagwarantowane
były istotne aspekty benedyktyńskiego życia zakonnego. Do aspektów
tych zaliczała się wspólna modlitwa oraz ekonomiczne
bezpieczeństwo wspólnoty klasztornej, przy czym właściwe prace
związane z gospodarstwem klasztornym można było pozostawić
braciom świeckim, którzy byli zwolnieni z obowiązku surowej ascezy
odosobnienia. W tej strukturze poszczególni „eremici", mimo
surowo reglamentowanych kontaktów ze współbraćmi, mieli poczucie
wspólnoty, wspólnoty, która dbała również o to, by nikt z
osobna nie załamał się pod brzemieniem samotnego milczenia.
Pierwsza
wspólnota zakonna, która z sukcesem połączyła koinobitów i
eremitów, powstała krótko po przełomie tysiącleci wokół
osiedla Camaldoli w toskańskich Apeninach. Jej założycielem był
święty Romuald z rodu hrabiowskiego pochodzącego z Rawenny (t
1027). Opierając się na regule benedyktyńskiej, zgromadziła się
tam, obok wspólnoty mnichów, druga wspólnota złożona z
pustelników, którzy mieszkali w odosobnionych i odizolowanych
domkach otoczonych ogrodem i poświęcali się całkowicie modlitwie,
kontemplacji, pracy w ogrodzie oraz ascezie. Współbraci spotykali
wyłącznie podczas modlitwy oraz nabożeństw - nie zamieniając
jednak z nimi ani jednego słowa na tematy prywatne oraz przy okazji
zgromadzeń kapituły. Sąsiedztwo ascetów i „normalnych"
ludzi prowadziło do powstania pewnych, omawianych już, duchowych i
ekonomicznych problemów. Jednak w okresie całych dziejów „zakonu
kamedułów", jak był on nazywany od czasów spisania jego
konstytucji pod koniec XI stulecia, sąsiedztwo to doprowadzało też
do ciągłych konfliktów pomiędzy mnichami i eremitami. Z uwagi na
różnorodne interpretacje wzajemnych stosunków w ciągu stulecia
doszło do powstania różnych kongregacji.
Konfliktów
tych pragnął uniknąć toskański szlachcic Johannes Gualbertus,
kiedy w roku 1038 w osamotnionej „cienistej dolinie"
(Vallombrosa) założył wspólnotę eremitów, w której zadania
świeckie powierzone zostały nie mnichom, lecz wyłącznie braciom i
siostrom świeckim. Zgodnie z arystokratycznym światopoglądem swego
opata założyciela, jak i zgodnie z duchem epoki „wallombrozjanie",
którzy podobnie jak zakon kamedułów bardzo szybko stworzyli gałąź
żeńską, nie uważali już za swoje główne zadanie walki o
zbawienie swej duszy, jak chcieliby tego eremici. Pragnęli
przyczynić się do intelektualnej i duchowej odnowy Kościoła oraz
całego społeczeństwa. Dlatego jeszcze przed śmiercią Gualberta
(1073) odrodzili się jako surowa kongregacja reformatorska zakonu
benedyktynów. Wokół Florencji za przykładem Vallombrosy powstał
cały szereg klasztorów zreformowanych, które utworzyły własną
„rodzinę klasztorną", dzięki czemu klasztor Johannesa
Gualbertusa bywa nazywany również „toskańskim Cluny".
Najbardziej
skutecznym wśród „zakonów eremitów" - jeśli w ogóle
można w tym przypadku zastosować takie „świeckie"
określenie - stała się fundacja świętego Brunona z Kolonii (ok.
1050-1101). Po wczesnej akademickiej karierze - jako dyrektor
katedralnej szkoły w Reims, był on między innymi nauczycielem
„papieża krucjat" Urbana II - odwrócił się od świata w
roku 1082 i wraz z kilkoma towarzyszami poszedł na poszukiwanie
samotni w dzikiej okolicy, którą znalazł wreszcie we francuskich
Alpach na północ od Grenoble. Z początkiem roku 1084 w odległej
górskiej dolinie powstała pierwsza „kartuzja"; dwa skromne
budynki - jeden dla siedmiu mnichów założycieli i jeden dla braci
świeckich - którym daleko było jeszcze do robiących ogromne
wrażenie zabudowań „Grande Chartreuse", od której
zaczerpnięto później nazwę dla całego pasma górskiego.
Sam
Brunon był bez wątpienia wyśmienitym teologiem oraz zakonnikiem o
niezaprzeczalnej surowości reguły, jednak nie był całkowicie
ulepiony z tej samej gliny, z której powstają wyłącznie
odwracający się od świata eremici. Wkrótce oddał swój francuski
klasztor w inne ręce i zajął się, poza aktywnym udziałem w
sporze o inwestyturę, zakładaniem kolejnej kartuzji w Kalabrii na
południu Włoch: Santa Maria Della Torre pod Serra San Bruno. Tam
zmarł w październiku 1101 roku.
Swoją
dojrzałą postać „Ordo Carusiensis" zyskała jednakże w
pierwotnej kartuzji pod Grenoble, gdzie przeor Guigo około roku 1125
stworzył „Consuetudines", które z niewielkimi modyfikacjami
obowiązują do dnia dzisiejszego. Zmuszeni do zmiany siedziby przez
lawinę „kartuzi" dokonali w nowej „Grandę Chartreuse"
architektonicznego przekształcenia zasady zakonu, dążąc do
połączenia wspólnoty eremitów i mnichów: Do szczególnie
skromnie urządzonego kościoła przylegają „małe krużganki",
wokół których rozmieszczono ogólno dostępne pomieszczenia (sala
kapitularna, refektarz, biblioteka). „Duże krużganki"
otoczone są celami mnichów, które są czymś w rodzaju niewielkich
„oddzielnych apartamentów", zaspokajających wszelkie
ziemskie i duchowe potrzeby ascetów: izba mieszkalna i sypialna,
kuchnia, kaplica, warsztat dla „labora". Na tyłach cel
klasztornych znajduje się otoczony murem ogród, który mnich
uprawia na własne potrzeby. W ciągu tygodnia zaopatrywany jest
przez okienko w drzwiach celi, ponieważ swoich współbraci spotyka
wyłącznie podczas wspólnie śpiewanych cogodzinnych modlitw, które
mogą stanowić nawet jedną trzecią planu dnia oraz w trakcie
nabożeństw. Z refektarza korzysta się w celu spożycia wspólnego
posiłku wyłącznie w niedziele i święta, jednak w ich trakcie
obowiązuje nadal nakaz milczenia. Nakaz ten jest łagodzony
wyłącznie w trakcie przypadkowych wspólnych spacerów - mnich
zakonu kartuzów może poza tym z ważnych powodów zwrócić się
zawsze z prośbą o rozmowę ze swoim przeorem. Również jadłospis
kartuzów jest ascetyczny; mięso jest wykluczone, w piątki
rezygnuje się również z produktów mlecznych. Podczas pory letniej
są dwa skromne posiłki w południe i wieczorem, w porze zimowej
tylko jeden posiłek w południe oraz niewielka przekąska wieczorem.
Jako oznakę pokory kartuzi mają ogolone głowy, a ich śmierć
wygląda tak samo skromnie jak ich życie: zwłoki mnicha grzebie się
owinięte jedynie w kawałek sukna, krzyż na jego grobie nie nosi
żadnego imienia...
Surowość
życia w kartuzji, które było wystarczająco ciężkie, nawet dla
żyjących we wspólnocie braci świeckich, przyniosła mnichom w
białych habitach wiele podziwu i szacunku, dzięki czemu często do
bardzo odległych kartuzji spływały bogate datki. Jednakże
kartuzje nie zawsze pozostawały zupełnie na uboczu. W późnym
średniowieczu liczne klasztory kartuzów powstawały również w
centrum wielkich, kwitnących miast. Tak stało się na przykład w
Kolonii, Moguncji i Strasburgu, w Würzburgu czy w Norymberdze. Tam w
opuszczonym klasztorze kartuzów, którego budynki są częściowo
jeszcze zachowane, znalazło siedzibę słynne Germańskie Muzeum
Narodowe. Dobrze zachowaną starą kartuzje można zwiedzać również
w Buxheim niedaleko Memmingen, podczas gdy rodzinny dom „Grande
Chartreuse", po wielu zmiennych kolejach losu od roku 1940,
ponownie został zamieszkany przez kartuzów i dlatego nie można go
zwiedzać.
Kartuzi
dali Zachodowi, niejako w podzięce za szacunek, jakim ich otaczano,
szereg znamienitych teologów i wybitnych artystów, przede wszystkim
w dziedzinie ilustrowania książek, zaś przez wiele
stuleci stanowili oni w dużym stopniu bezkryzysowy
przykład poświęcenia się wymaganiom surowej ascezy To ekstremalne
poświęcenie się życiu wyłącznie dla Boga i z Bogiem nie
pozwoliło jednak zakonowi, aby stał się masowym ruchem. Z kolei
obecnie, na początku XXI wieku, surowych nakazów «Consuetudines»,
pochodzących z francuskich gór, przestrzega zaledwie 400 mnichów i
nieco ponad 60 zakonnic.
Za:
Franz Metzger, Karin Feuerstein-Praßer, Historia życia zakonnego.
Od początku do naszych czasów, tytuł oryginału: Die Geschichte
des Ordenslebens Von den Anfdngen bis heute, tłumaczenie: Ryszard
Zajączkowski, Wydawnictwo Jedność- Herder, Kielce 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.