Kolejny
etap życia Benedykta naznaczony był zatem całkowitą ucieczką od
świata, samotnością, surową dyscypliną i wyrzeczeniami,
zgodnie z założeniami Egipcjanina Antoniusza z pierwszej połowy IV
wieku, kiedy sam wiódł na pustyni żywot pustelnika. W położonej
niedaleko od Enfide dzikiej i pełnej szczelin górskiej dolinie
Subiaco Benedykt odnalazł „namiastkę" pustyni i dzięki
temu idealne otoczenie dla urzeczywistnienia swojego planu. Jak
donosi nam Grzegorz, pewien mnich imieniem Romanus miał wskazać
nieustraszonemu zbiegowi ze świata znajdującą się pod stromo
zwieszoną skałą jaskinię, która od tej pory stanowiła
schronienie dla młodego pustelnika. Weszła ona do historii zakonu
benedyktynów jako „Święta Jaskinia" („Sacro Speco").
Pochodzący z pobliskiego klasztoru Romanus wydaje się w kolejnych
latach jedynym łącznikiem pomiędzy Benedyktem a światem
zewnętrznym, a jego zadanie ograniczało się głównie do tego, że
stary mnich od czasu do czasu spuszczał na linie do jaskini kosz z
chlebem...
Poza
tym Benedykt nie widywał nikogo - i nie pragnął też nikogo
widzieć. Odżywiał się tym, co znalazł w najbliższym
otoczeniu, głównie ziołami i jagodami; poza tym był przez cały
dzień pogrążony w modlitwie i medytacji. Im bardziej zbliżał się
do swojego Boga, tym wyraźniej oddalał się od wszystkiego, co
należy do tego świata. Kiedy pewnego dnia pasterze spotkali
mężczyznę z rozczochranymi włosami i otulonego we włochate
futro, służące mu za ubranie, sądzili w pierwszej chwili, że
mają do czynienia z dzikim zwierzęciem!
Samotność,
którą sam sobie wybrał, nie była jednak łatwa do zniesienia; i
jemu również nie zostały oszczędzone zwykłe pokusy. Jak
dowiadujemy się z „Dialogów" Grzegorza, młody eremita
toczył ciągłą walkę z Bogiem i z samym sobą. Dzielnie starał
się przegnać ze swoich myśli „płeć piękną", która we
wcześniejszych latach najwyraźniej nie była mu zupełnie obojętna.
Zwodnicze wspomnienia nie chciały jednak po prostu zniknąć i
ascetę w jego niegościnnej jaskini nawiedzały zmysłowe
pokusy. Wielokrotnie nosił się z zamiarem, by poddać się swoim
żądzom i opuścić górską samotnię. Jednak właśnie w chwili,
kiedy powziął już decyzję i zwrócił się ku wyjściu, jego
wzrok padł na gęste zarośla pokrzyw i cierni. W ten sposób
„oświecony przez Boga", jak zinterpretował to Grzegorz,
Benedykt zdjął swoje szaty i rzucił się nagi na kłujące ciernie
oraz parzące pokrzywy, a potem tak długo się w nich tarzał,
aż poraniony na całym ciele, zmienił całą żądzę w ból.
Dzięki takiej drastycznej terapii udało mu się ponoć raz na
zawsze uwolnić od wszelkich pokus.
Benedykt poddawał się radykalnej dyscyplinie i wyrzeczeniom
przez trzy lata, dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Jednak
powoli zaczęły go nawiedzać wątpliwości, czy taki sposób
całkowitej rezygnacji ze świata rzeczywiście jest miły Bogu. Czy
nie oddalał się zbytnio od Kościoła, od wspólnoty wiernych,
starając się zbliżyć do Boga w całkowitym osamotnieniu? Czy on,
zaniedbany asceta, nie przypominał uschniętej gałęzi w winnym
krzewie Chrystusa? Nieugięty eremita pogrążył się w
rozmyślaniach. W tym czasie ukończył 30 lat i od dawna nie
był już nieznany w okolicach Subiaco. Wręcz przeciwnie - z coraz
dalej położonych miejsc pasterze i wieśniacy wyruszali w drogę do
ubogiej groty, by ujrzeć nieugiętego zbiega od świata. I Benedykt
zdecydował, że w przyszłości nie będzie już unikał
kontaktu z innymi ludźmi.
Za:
Franz Metzger, Karin Feuerstein-Praßer, Historia życia zakonnego.
Od początku do naszych czasów, tytuł oryginału: Die Geschichte
des Ordenslebens Von den Anfdngen bis heute, tłumaczenie: Ryszard
Zajączkowski, Wydawnictwo Jedność- Herder, Kielce 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.