niedziela, 27 kwietnia 2014

Droga przez ciernie


Kolejny etap życia Benedykta naznaczony był zatem całkowitą ucieczką od świata, samotnością, surową dyscy­pliną i wyrzeczeniami, zgodnie z założeniami Egipcjanina Antoniusza z pierwszej połowy IV wieku, kiedy sam wiódł na pustyni żywot pustelnika. W położonej niedaleko od Enfide dzikiej i pełnej szczelin górskiej dolinie Subiaco Be­nedykt odnalazł „namiastkę" pustyni i dzięki temu idealne otoczenie dla urzeczywistnienia swojego planu. Jak dono­si nam Grzegorz, pewien mnich imieniem Romanus miał wskazać nieustraszonemu zbiegowi ze świata znajdującą się pod stromo zwieszoną skałą jaskinię, która od tej pory stanowiła schronienie dla młodego pustelnika. Weszła ona do historii zakonu benedyktynów jako „Święta Jaskinia" („Sacro Speco"). Pochodzący z pobliskiego klasztoru Romanus wydaje się w kolejnych latach jedynym łącznikiem pomię­dzy Benedyktem a światem zewnętrznym, a jego zadanie ograniczało się głównie do tego, że stary mnich od czasu do czasu spuszczał na linie do jaskini kosz z chlebem...

Poza tym Benedykt nie widywał nikogo - i nie pragnął też nikogo widzieć. Odżywiał się tym, co znalazł w najbliż­szym otoczeniu, głównie ziołami i jagodami; poza tym był przez cały dzień pogrążony w modlitwie i medytacji. Im bardziej zbliżał się do swojego Boga, tym wyraźniej oddalał się od wszystkiego, co należy do tego świata. Kiedy pewnego dnia pasterze spotkali mężczyznę z rozczochranymi włosa­mi i otulonego we włochate futro, służące mu za ubranie, sądzili w pierwszej chwili, że mają do czynienia z dzikim zwierzęciem!

Samotność, którą sam sobie wybrał, nie była jednak łatwa do zniesienia; i jemu również nie zostały oszczę­dzone zwykłe pokusy. Jak dowiadujemy się z „Dialogów" Grzegorza, młody eremita toczył ciągłą walkę z Bogiem i z samym sobą. Dzielnie starał się przegnać ze swoich myśli „płeć piękną", która we wcześniejszych latach najwyraźniej nie była mu zupełnie obojętna. Zwodnicze wspomnienia nie chciały jednak po prostu zniknąć i ascetę w jego niego­ścinnej jaskini nawiedzały zmysłowe pokusy. Wielokrotnie nosił się z zamiarem, by poddać się swoim żądzom i opuścić górską samotnię. Jednak właśnie w chwili, kiedy powziął już decyzję i zwrócił się ku wyjściu, jego wzrok padł na gęste zarośla pokrzyw i cierni. W ten sposób „oświecony przez Boga", jak zinterpretował to Grzegorz, Benedykt zdjął swoje szaty i rzucił się nagi na kłujące ciernie oraz parzące po­krzywy, a potem tak długo się w nich tarzał, aż poraniony na całym ciele, zmienił całą żądzę w ból. Dzięki takiej dra­stycznej terapii udało mu się ponoć raz na zawsze uwolnić od wszelkich pokus.

  Benedykt poddawał się radykalnej dyscyplinie i wyrze­czeniom przez trzy lata, dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Jednak powoli zaczęły go nawiedzać wątpliwości, czy taki sposób całkowitej rezygnacji ze świata rzeczywiście jest miły Bogu. Czy nie oddalał się zbytnio od Kościoła, od wspólnoty wiernych, starając się zbliżyć do Boga w całkowitym osamotnieniu? Czy on, zaniedbany asceta, nie przypominał uschniętej gałęzi w winnym krzewie Chrystusa? Nieugięty eremita pogrążył się w rozmyślaniach. W tym czasie ukoń­czył 30 lat i od dawna nie był już nieznany w okolicach Subiaco. Wręcz przeciwnie - z coraz dalej położonych miejsc pasterze i wieśniacy wyruszali w drogę do ubogiej groty, by ujrzeć nieugiętego zbiega od świata. I Benedykt zdecydo­wał, że w przyszłości nie będzie już unikał kontaktu z inny­mi ludźmi.

Za: Franz Metzger, Karin Feuerstein-Praßer, Historia życia zakonnego. Od początku do naszych czasów, tytuł oryginału: Die Geschichte des Ordenslebens Von den Anfdngen bis heute, tłumaczenie: Ryszard Zajączkowski, Wydawnictwo Jedność- Herder, Kielce 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.