Ciche, mistyczne Tatry, owe wieczne
głusze
zimowych, śnieżnych pustyń, owe
zapadliska ,
niedostępne wśród złomów, gdzie
jeden się wciska
mrok i gdzie wicher końcem swych
skrzydeł uderza
z głuchym jękiem, jak końskie na
polu kopyto,
uderzające w zbroję martwego rycerza:
ty, pustko, w siebie wołasz błędną
ludzką duszę...
Ty, pustko nieskalana, kędy myśl
człowieka
w dumną, zimną samotność wolno się
odwleka,
jak lew ranny w pieczarę zapadłą i
skrytą;
ty, pustko nieskalana, gdzie się dusza
rzuca
zmęczona i ponura, by z krwi chłodzić
płuca,
oczy myć z kurzu, ręce ogartywać z
błota...
O Tatry! Jakże drogą jest wasza
martwota!
Ten chram, kędy ofiarę niezmiernemu
Bogu
odprawia wiatr u skały lodowej
ołtarza,
a tej mszy słucha turni zwieszonych
milczący
tłum i białego lasu przepastna
ciemnota,
i kędyś uczepiony na szczytowym rogu
blask wschodzącego słońca, co lody
rozżarza,
na kształt lampy ofiarnej, u stropu
wiszącej!...
A kiedy się gwiazdami zaświecą
przestrzenie
wiekuistego nieba i nieprzeniknione
zejdzie na ziemię nocy zimowej
milczenie:
wówczas mi się wydaje, ze już lat
tysiące
ubiegły, że już życie dawno
pogrzebione
i że jest to dusz ludzkich, dawno
niepamiętnych,
dusz do szału zuchwałych, do
szaleństwa smętnych,
uroczysko grobowe, senne i milczące.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.