niedziela, 13 kwietnia 2014

„Chodzić śladami Chrystusa"


Franciszek w swoich pismach nigdy w odniesieniu do Chrystusa nie używa słowa „naśladować", za to stosuje wyrażenie „chodzić śladami Chrystusa": zaproszenie Chrystusa brzmiało „pójdź za Mną" (Mt 10,38), a nie „naśladuj Mnie". Gdy ktoś idzie za Chrystusem, odnajduje swoje „ja", które - jak sądzi - utracił, dlatego ten, kto podąża śladem Chrystusa, staje się w pełni człowiekiem.

Tak w ogólnym zarysie przedstawia się historia Franciszka z Asyżu, a jest to historia życia Ewangelią w takiej pełni, jak to tylko było dla świętego możliwe. Poprzez to szczególne przeżywanie Dobrej Nowiny Franciszek miał wizje i słyszał głosy, które osiągnęły szczyt w mistycznym doświadczeniu na górze Alwernia, gdzie wycisnęły się na nim pieczęcie ran Chrystusa. Wrócił z Alwerni jako stygmatyk i przez ostatnie dwa lata życia przeżywał niezwykle boleśnie i osobiście mękę Chrystusa. Co było mistycznym przeżyciem z Alwerni, a co konsekwencją niesienia krzyża w ślad za Chrystusem, czyli drogi, którą obrał?

W roku 1224 Franciszek pomimo bardzo ciężkiej choroby (prawdopodobnie cierpiał na jakiś rodzaj trądu, krwawił też z oczu z powodu trachomy nabytej podczas piątej krucjaty) postanowił odbyć ośmiusetkilometrową podróż z Asyżu do Alwerni w Toskanii — i to pieszo!

Odczuwał zniechęcenie tym, co dzieje się w zakonie, jak choćby budowaniem klasztorów, co dla niego stanowiło zdradę ewangelicznego ubóstwa, które bracia ślubowali; martwiło go wezwanie papieża do następnej krucjaty. Czym się skończy dalsze marnotrawienie ludzkich żywotów i dalsze podziały? I co się stanie z jego przyjacielem, sułtanem Malekiem al-Kamilem, za którego Franciszek obiecał się modlić, odchodząc z jego obozu.

Wycofał się na górę Alwernia, by przygotować się do uroczystości świętego Michała Archanioła, która odbywała się 29 września. W dzień poprzedzający święto Podwyższenia Krzyża Świętego, 14 września, miało miejsce niezwykłe doświadczenie mistyczne, które we franciszkańskim kalendarzu liturgicznym obchodzi się 17 września.

Święty Bonawentura tak przedstawia to wydarzenie:

Któregoś ranka, około święta Podwyższenia Krzyża Świętego, podczas modlitwy na zboczu góry Franciszek zobaczył, że z wysokości niebios zstępuje jeden Serafin mający sześć ognistych i błyszczących skrzydeł. Kiedy bardzo szybkim lotem zbliżył się do męża Bożego i zawisł w powietrzu, pomiędzy jego skrzydłami ukazała się podobizna ukrzyżowanego człowieka, mającego ręce i nogi rozciągnięte na podobieństwo krzyża i do niego przybite. Dwa skrzydła wznosiły się ponad jego głową, dwa były rozpostarte do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się ogromnie, a w jego sercu wybuchnęły jednocześnie smutek i radość. Cieszył się tak pięknym spojrzeniem, jakie Chrystus w postaci Serafina kierował na niego, ale przybicie do krzyża przeszyło jego duszę mieczem boleści i współczucia... Dzięki objawieniu Pańskiemu zrozumiał jednak, że Opatrzność Boża ukazała jego oczom tego rodzaju wizję, aby przyjaciel Chrystusa poznał wcześniej, że ma być przemieniony na podobieństwo Ukrzyżowanego Chrystusa nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy. Wizja znikając pozostawiła przedziwny żar w jego sercu, a na jego ciele wycisnęła podobiznę nie mniej dziwnych znaków. Na jego rękach i nogach natychmiast zaczęły się pokazywać ślady gwoździ, które dopiero co widział na podobiźnie ukrzyżowanego człowieka. Ręce i nogi okazały się przebite w samym środku gwoździami tak, że główki gwoździ były widoczne na wewnętrznej stronie rąk i na górnej stóp, zaś ich ostre końce na stronach przeciwnych. Główki gwoździ w rękach i nogach były okrągłe i czarne, a ich ostre końce wydłużone, zagięte i jakby powtórnie wbite; wychodząc z ciała, wystawały nad jego powierzchnią. Również na prawym boku, jakby przebitym włócznią, nosił czerwoną bliznę, a krew, która często z niej wypływała, plamiła habit i spodnie.

Począwszy od tej chwili Franciszek zdał sobie sprawę, że jego pragnienie męczeństwa wypełniło się - i wciąż się spełnia - całkiem inaczej, niż tego oczekiwał i pragnął. Jego męczeństwo to pozostawanie człowiekiem pokoju w obliczu prześladowania, nawet przez własnych braci; pozostanie człowiekiem pokoju nawet na wojnie, w czasie krucjat, w ubóstwie i niedostatku, w chorobie, w zniechęceniu i rozpaczy. Było to wewnętrzne męczeństwo, które prowadziło do tak głębokiej i osobistej przemiany w Chrystusa, że rany Pana ujawniły się na jego ciele, pokazując, kim Franciszek był w duszy.

Za: Murray Bodo OFM, Mistycy. Odkrywcy Bożych dróg, tytuł oryginału: Mystic. Ten who show us the ways of God, przekład: Małgorzata Bortnowska, Wydawnictwo M, Kraków 2010  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.