Niezwykle
istotne źródło wiedzy o mnichach stanowią apoftegmaty. Są to
sentencje, czy też porady, krótkie historyjki zakończone morałem.
Znaczna część apoftegmatów przypisana jest słynnym Ojcom
Pustyni. Teksty skierowane były przede wszystkim do ascetów młodych
monastycznym stażem (co nie oznacza, że zawsze młodych wiekiem; na
pustynię wielu przychodziło w zaawansowanym wieku), miały im
przekazać mądrość kolejnych pokoleń pustyni (przede wszystkim
dominuje materiał z Nitrii, Cel i Sketis).
Początki
apoftegmatów są trudne do uchwycenia: mamy bowiem do czynienia z
literaturą, która rodziła się bez interwencji pisma. Proces
zapisu apoftegmatów rozpoczął się pod koniec IV w. W toku V w.
powstały pierwsze ich zbiory.
W
jakimś sensie apoftegmaty pełniły funkcje reguł, wskazywały, jak
trzeba się zachowywać w różnych sytuacjach, nawet banalnych, ale
ważnych. Jeden z nich opisuje dylemat, jaki powoduje w praktyce
przestrzeganie zasady hierarchii. Do eremu z gościną przychodzi
dwóch braci, jeden starszy, drugi młodszy, który jednak wcześniej
został mnichem. Komu trzeba było najpierw umyć nogi, a to był
zwykły gest uprzejmości wobec gościa, komu najpierw usłużyć?
Starszemu stażem czy starszemu wiekiem? Trzeba było wybrać zasadę,
która określi hierarchię: ten, kogo uzna się za pierwszego, nie
tylko będzie miał pierwszy umyte nogi, ale najpierw dostanie pić i
jeść, on rozpocznie modlitwy...
Taki
monastyczny saroir-vivre?
W
pewnym sensie tak.
{Opowiadano
o abba Janie Karle, że kiedy został mnichem, zamieszkał na pustyni
z pewnym starcem Tebańczykiem. Otóż jego abba wziął suche
drewno, wetknął je w ziemię i powiedział mu: „Codziennie
podlewaj je dzbankiem wody, aż póki nie wyda owoców". A wodę
mieli tak daleko, że wychodziło się po nią wieczorem, a wracało
rano. I po trzech latach drewno ożyło i wydało owoce. Starzec
wziął te owoce, przyniósł do kościoła i powiedział braciom:
„Bierzcie, jedzcie owoc posłuszeństwa" (1 Apo316)}.
Więc
mamy apoftegmaty. Jakie jeszcze źródła informują nas bezpośrednio
o pierwszych mieszkańcach pustyni?
Niezmiernie
ważne są żywoty postaci wybitnych. Ich uczniowie odczuwali
potrzebę podzielenia się swoimi wspomnieniami. Jeśli chciano
zachować w pamięci środowiska jakiegoś wielkiego człowieka,
który był postacią charyzmatyczną, spisywano jego żywot.
Chodziło nie tylko o to, żeby utrwalić pamięć o świętym. Takie
utwory pokazują szerokiemu gronu czytelników jakiś ideał mnicha,
ku któremu trzeba dążyć.
W
żywotach aż roi się od cudów, co dzisiejszego czytelnika raczej
odstręcza, niż zachęca do lektury...
Charyzma
i świętość muszą być udowodnione. A cóż jest lepszym tego
dowodem niż znaki, to znaczy cuda, które jakiś święty zdziałał?
Nasza niechęć do opisów cudów ma korzenie pozytywistyczne i jest
zdumiewająco rozpowszechniona. Kiedy miewam wykłady, moi studenci z
reguły się uśmiechają, gdy czytam teksty o cudach lub je
komentuję, najwyżej podejmują próby racjonalizowania cudownych
wydarzeń. Mają wielkie trudności z akceptowaniem nowoczesnych
zasad badawczych nakazujących wyrzeczenie się dyskusji nad tym, czy
dany cud miał miejsce czy nie. Nie żyjemy wszak w tamtych czasach,
nie mamy żadnych instrumentów do robienia badań w tym zakresie i
wara nam od tego. Nasze zadanie polega na tym, by ustalić, w co
ludzie badanych czasów wierzyli. Jednak w XIX w. nasi pradziadowie
podejmowali dyskusję o realności cudów i ich zachowanie pokutuje
wśród niektórych do dziś.
Za:
Mnisi nie tylko ci święci... Z prof. Ewą Wipszycką o
pierwszych mnichach na pustyni egipskiej rozmawia Szymon Hiżycki
OSB, seria: dialogi, TYNIEC - Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków
2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.