GALA: Czytałam, że był pan w dzieciństwie nad wiek poważny.
Łukasz Grechuta: To się może brało stąd, że byłem romantykiem,
sentymentalną duszą. Kontemplowałem świat życia duchowego i Bóg zawsze
miał dla mnie bardzo duże znaczenie. To zresztą miało wpływ na moją
wędrówkę w 1999 roku, która biegła szlakami pielgrzymów, takimi jak
szlak Santiago de Compostela. Była to próba zrozumienia życia i dotarcia
do Boga.
GALA: Skąd pomysł takiej wędrówki?
Ł.G.: A skąd w ludziach potrzeba, żeby czytać Pismo
Święte albo iść do zakonu, albo zostać pustelnikiem? Jestem zwykłym
człowiekiem, ale to, że odwiedziłem większość miejsc świętych
chrześcijaństwa w Europie, nie pozwala mi zapomnieć o tym, co w życiu
najistotniejsze - o duchowości. Podróżowałem samotnie, jak tysiące
wędrujących po świecie pielgrzymów. Szedłem na piechotę. Pokonałem
dystans, jakiego ludzie zwykle nie pokonują. Miałem ogromną determinację
do pielgrzymowania.
GALA: Czy w czasie tej pielgrzymki myślał pan, że tata się niepokoi?
Ł.G.: Czasem, kiedy myśli się o Bogu, zapomina się
nawet o bliskich. Ludziom w dzisiejszym świecie trudno jest zrozumieć
tych, którzy patrzą na świat w inny sposób. Dzisiejszy świat inaczej
funkcjonuje. Rzeczywistość zmusza czasem do tego, aby ją porzucić po to,
by zrozumieć sens swego życia. Mówi się, że ci, którzy przeszli
wędrówkę szlakiem Santiago de Compostela, doznają duchowej przemiany.
Poza tym jest to fantastyczna podróż przez kraje, kulturę, historię
sztuki, cywilizację. A to, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto
wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy
miałem taką potrzebę ducha.
Fragment wywiadu z Łukaszem Grechutą →
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.