niedziela, 23 marca 2014

Rozmowa Torkwata z gieniuszem rodzinnym


Gieniusz. Jak się masz, Torkwato?
Tasso. Ot, jak się można mieć w więzieniu, grzęznąc w niedoli po szyję.
Gien. Daj pokój; po obiedzie płakać szkodzi. Nabierz otuchy i cieszmy się razem.
T. Nie mam chęci. Ale twoja obecność i rozmowa zawsze mię pociesza. Usiądź tu przy mnie.
Gien. Usiąść... ba! niełatwa to rzecz dla ducha. Lecz oto niech ci się zdaje, że siedzę.
T. Och, gdybym mógł ujrzeć znów moje Leonorę. Ile razy ją wspomnę, porywa mię drżenie rozkoszne, idące od wierzchołka głowy do końca stóp i nie ma we mnie nerwu ni żyły, które-by nie były wstrząśnione. Niekiedy gdy marzę o niej, z martwych w duszy mi stają pewne obrazy i uczucia, tak, że zda mi się na chwilę, iż jestem tym samym Torkwatem, którym byłem, nim poznałem nieszczęścia i ludzi, a którego tyle już razy opłakałem, jako umarłego. Zaprawdę, rzekłbym, że doświadczenia cierpień pogłębiają i pognębiają w każdym z nas pierwotnego człowieka, który od czasu do czasu wynurza się, ale tym rzadziej, im dalej postępujemy w latach; zawsze potem zapada we wnętrze naszego jestestwa i krzepnie w większą niż przedtem martwotę, tak, że choć życie trwa jeszcze, on już umiera. Na koniec dziwię się, jak myśl o kobiecie może posiadać tyle mocy, iż mi odświeża—że tak powiem — duszę i pozwala zapomnieć o tylu cierpieniach. I gdyby nie to, że już straciłem nadzieję oglądania jej, skory byłbym do wierzenia, żem możebności lepszej doli nie stracił.
Gien. Co wydaje ci się słodszym: widzieć ukochaną kobietę czy myśleć o niej?
T. Nie wiem; to pewna, że kiedy była przy mnie, zdała mi się kobietą, oddalona przybierała postać bogini.
Gien. Te boginie są tak łaskawe, że skoro ktoś się zbliży, od razu zdejmują z siebie boskość, strząsają promienie i chowają do kieszeni, aby nie olśnić śmiertelnika, który się przybliżył.
T. Mówisz zbyt prawdziwą prawdę. Ale nie wydajeż-ci się to wielką wadą w kobiecie, że po bliższym poznaniu przedstawia się czymś odmiennym, niżeś sobie wyobrażał?
Gien. Nie wiem, jaka w tym wada, że są uczynione z ciała i krwi, nie z ambrozji i nektaru! Czy jest co na świecie, coby choć w tysiącznej części obdarzone było tą doskonałością, jaką widzicie w kobietach! I to jeszcze jest mi nie jasne, dlaczego nie dziwiąc się, że ludzie są ludźmi, to jest istotami nagannymi i niezbyt lubymi, nie potraficie pojąć, czem się dzieje, że kobiety postępkami swymi nie zdradzają anielskości.
T. Z tem wszystkiem umieram z tęsknoty oglądania jej i mówienia z nią.
Gien. Dobrze, tej nocy we śnie przywiodę ją przed ciebie, piękną jak młodość, a tak uprzejmą, że zaczniesz gwarzyć z nią śmielej i gładziej, niż dawniej umiałeś; na koniec nawet ściśniesz ją za rękę, a ona wpatrzywszy się w ciebie, przeleje ci w duszę taką słodycz, że cię przemoże i całe rano, ile razy sen ten przypomnisz, tłuc się w tobie będzie serce pełne błogości.
T. Wielka pociecha — miast rzeczywistości, sen.
Gien. Co jest prawda?
T. Piłat nie wiedział o niej więcej niż ja.
Gien. Dobrze, odpowiem za ciebie. Wiedz, że między rzeczywistością a marzeniem nie ma innej różnicy, jak, że ostatnie może być niekiedy piękne i słodkie, podczas gdy tamta nigdy być taką nie może.
T. Tyleż więc warta rozkosz wymarzona, co rzeczywista.
Gien. Tak sądzę; znam nawet kogoś, co, gdy mu ukochana kobieta we śnie się ukaże, cały dzień następny unika widzenia i spotkania jej, wiedząc, że nie mogłaby wytrzymać porównania z obrazem w duszy odbitym i że rzeczywistość ścierając ten wymarzony portret, pozbawiłaby go nadzwyczajnej i błyszczącej zeń rozkoszy. Dlatego nie można ganić starożytnych, pilniejszych niż wy i bardziej wynalazczych w wyszukiwaniu wszelkich naturze ludzkiej przystępnych uciech, że zwykli byli różnymi sposoby stwarzać sobie słodycz i lubość snów, ani z Pitagorasa szydzić nie należy, że zabronił pożywania roślin strączkowych, jako szkodzących ich spokojności wzburzaniem właściwem ich naturze i należy też pobłażyć zabobonnym, iż, nim się spać pokładli, zwykli byli modlić się i czynić libacye Merkuremu, władcy snów, by zesłał na nich jeno przyjemne; ku któremu celowi umieszczali wizerunek jego w stopach łoża. Bo nie znalazłszy szczęśliwości na jawie, szukali jej i sądzę, że poniekąd znajdowali we śnie, gdyż Merkury podawał im łaskawsze ucho niż inni bogowie.
T. A zatem, ponieważ ludzie rodzą się i żyją li tylko dla rozkoszy cielesnej lub duchowej, i ponieważ największej rozkoszy dostępuje się we śnie, należałoby celem życia naznaczyć spanie, na co przecież zgodzić się nie mogę.
Gien. Naznaczyłeś już i zgodziłeś się, kiedy żyjesz i przystajesz na życie. Co jest rozkosz?
T. Nie doświadczyłem jej dosyć, bym mógł pojąć jej istotę.
Gien. Nikt nie zna jej z doświadczenia tylko z domysłu, bo rozkosz jest rzeczą spekulacji nie rzeczywistości, pragnieniem nie czynem; uczuciem, które człowiek poczyna w sobie z myślą a nie doświadcza. Słowem jest to raczej pojęcie niż uczucie. Nie przypominaćież sobie, że śród rozkoszy choćby nieskończenie pożądanej a zdobytej trudem i mozołem niewypowiedzianym, nie mogąc się zadowolnić przyjemnością doświadczaną w każdym z jej momentów, czekacie zawsze większej i rzetelniejszej uciechy, na której polega ta lub owa rozkosz, i niejako odnosicie się ciągle do jej przyszłych stadyów? A ona kończy się zawsze, nie dosiągłszy chwili, coby was zadowoliła i nie pozostawia nic prócz nadziei lepszej i prawdziwszej uciechy w innym wypadku, oraz ulgi kłamania i udawania przed samym sobą, iżeście jej użyli; o czem nawet opowiadać będziecie drugim nie przez samochwalstwo, ale by tem łatwiej złudzić samych siebie. Więc jeśli ktoś znosi życie, czyni to nie dla innego celu i korzyści, jak, aby śnić, to jest ufać w rozkosz przyszłą albo wierzyć w minioną;—oba wypadki marne i urojone.
T. Nigdyż ludzie znać nie mają, co jest rozkosz obecna?
Gien. Gdyby mogli w nią uwierzyć, doznawaliby rozkoszy w istocie. Ale powiedz mi, czy przypominasz sobie, abyś kiedykolwiek w życiu wyrzekł z całą szczerością i przekonaniem: czuję rozkosz. Za to zawsze mówiłeś i mówisz szczerze: doznam rozkoszy, a czasem z mniejszą już szczerością: doznałem rozkoszy; tak, że rozkosz jest zawsze miniona lub przygasła, a nigdy obecna.
T. Co znaczy, zawsze żadna.
Gien. Tak się zdaje.
T. Nawet w marzeniach.
Gien. Właściwie mówiąc, — tak.
T. A przecież przedmiotem i celem naszego życia nie tylko głównym ale jedynym jest sama uciecha, rozumiejąc przez nią szczęśliwość, która winna być w istocie uciechą, z czegokolwiek ma wyniknąć.
Gien. Bez wątpienia.
T. Stąd życie nasze mijając się z swym celem jest zawsze niedoskonałe, przez co zamienia się w stan okrutny.
Gein. Być może.
T. Nie widzę może. A więc, czemuż żyjemy, chce rzec, czemu cierpimy życie?
Gien. Cóż o tem wszystkiem ja wiedzieć mogę? Wy to lepiej rozumiecie, którzy jesteście ludźmi.
T. Co do mnie, przysięgam ci, że nie rozumiem.
Gien. Spytaj mędrszych, a może znajdziesz kogo, co ci te wątpliwość rozjaśni.
T. Tak uczynię. Ale doprawdy, to życie, które wiodę, jest stanem okrutnym, bo zostawiwszy nawet na boku cierpienia — sama nuda cię zabija.
Gien. Co jest nuda?
T. Tu nie brak mi doświadczenia, bym ci odpowiedział. Zdaje mi się, że nuda ma własność powietrza, które wypełnia wszystkie przestrzenie niewypełnione materią i wszystkie zawarte w niej próżnie; a skoro jedno ciało się wyruszy a drugie go nie zastąpi, natychmiast tam się wdziera. Podobnie wszystkie przestanki ludzkiego życia między uciechą a cierpieniem są zajęte nudą. A jak w świecie materialnym — według Perypatetyków — natura nie cierpi próżni, podobnie niema próżni w życiu naszem, chyba myśl z jakiejkolwiek przyczyny działać przestanie. Przez resztę czasu duch, uważany nawet sam w sobie, w rozłączeniu od ciała opanowany jest zawsze jakiemś uczuciem, gdyż nawet próżen uciechy i bólu staje się pełny nudy, co jest nie inaczej jak rozkosz — uczuciem.
Gien. A że wszystkie wasze uciechy są podobne do pajęczyny: wątłe, rzadkie, przejrzyste, więc jak w onej powietrze, tak, tu nuda przeziera i wypełnia wszystkie luki. Istotnie, nie wiem, czy przez nudę należy rozumieć co innego, jak czyste pożądanie szczęśliwości, niezadowolone rozkoszą, a nieobrażone jawnie bólem. Które pożądanie, jak co tylko powiedziałem, nie może nigdy być zaspokojone, rozkosz zaś właściwie nie istnieje. Tak więc życie ludzkie, rzec można, jest przeplecione i złożone częścią z bólu częścią z nudy i nie zazna spoczynku przed jednem uczuciem, chyba wpadając w drugie. A nie jest to twoje jedynie przeznaczenie, ale wspólne wszystkim.
T. Jakież lekarstwo mogłoby pomóc na nudę?
Gien. Sen, opium i ból; ostatnie najsilniejsze, bo człowiek cierpiąc, w żaden sposób się nie nudzi.
T. Miast tego lekarstwa zażyć, wolę nudzić się całe życie. Nie mniej jednak różność czynności, zajęć i uczuć choć nie uwalnia od nudy i dlatego nie dostarcza prawdziwej uciechy, przecież czyni ulgę i rozwesela. Stąd w tem więzieniu oddzielony od towarzystwa ludzkiego, gdy niewolno mi nawet pisać, gdy zmuszony jestem dla rozrywki liczyć uderzenia zegaru, robić przegląd szpar, sęków i dziur w podłodze, bawić się z ćmami i komarami, latającemi po izbie; wszystkie godziny jednym zużywać sposobem, nie posiadam nic, coby mię choć w części oswobodziło od męczarni nudy.
Gien. Powiedz, od jak dawna skazany jesteś na takie życie?
T. Od kilku tygodni — wiesz przecież.
Gien. Czy nie zauważyłeś między pierwszym dniem a dzisiejszym pewnej odmiany w tem zniechęceniu, co cię dręczy?
T. Zapewne, że z początku więcej cierpiałem; z wolna bowiem umysł nie zajęty niczem i nie roztargniony nabrał zwyczaju rozmawiania sam z sobą częściej i chętniej niż przedtem i wpadł w przyzwyczajenie i łatwość gawędzenia z samym z sobą i prowadzenia dysputy, tak, iż czasem zdaje mi się, jakobym miał w głowach łoża towarzystwo osób rozprawiających; a najmniejszy przedmiot, który się mej myśli nasunie, wystarcza do wywołania między mną a mną wielkiego dialogu.
Gien. To przyzwyczajenie — jak obaczysz — utrwali się i wzrośnie po trosze tak, że kiedy wrócą ci wolność obcowania z ludźmi, będziesz się czuł bezczynniejszy w ich towarzystwie niż w samotności. A ta druga natura nabyta przez podobne prowadzenie życia nie sądź, aby możliwa była jedynie w takich jak ty, przyzwyczajonych już do rozmyślania; nabędzie jej ktokolwiek bądź, w krótszym lub dłuższym czasie. Co więcej rozdział z ludźmi i żeby tak rzec, z samem życiem niesie z sobą ten użytek, że człowiek przesycony, rozczarowany, rozżalony sprawami świata po trosze przyzwyczaja się na nowo patrzeć na nie z daleka, skąd wydają się piękniejszymi i zacniejszymi; zapomina o ich marności i lichocie; zaczyna kształtować i niejako tworzyć świat na swój sposób; cenić, kochać i pożądać życia, którego nadziejami, jeżeli nie odebrano mu możności lub ufności w odzyskanie miejsca śród ludzi, krzepi się i raduje jak w latach dzieciństwa. Samotność zatem wypełnia niejako zadanie młodości; a bez wątpienia odmładza przynajmniej ducha, zasila i wprawia w ruch wyobraźnią i odnawia w człowieku doświadczonym błogosławieństwa tego pierwszego niedoświadczenia, do którego wzdychasz. Zostawiam cię samego, widząc, że cię senność ogarnia, i idę przygotować piękny sen, jak przyrzekłem. Tak między snem a marzeniem strawisz życie, bez innego zysku, jak, że je strawisz; oto jedyny owoc, jaki z niego ma świat, i jedyny cel, który winniście mieć przed oczyma codziennie budząc się. Najczęściej trzeba będzie ciągać go zębami, błogi ten dzień, kiedy będziecie mogli dobyć go rękoma i jako brzemię swe nosić na grzbiecie. Ostatecznie twój czas nie wolniej bieży w tem więzieniu niż w komnatach i ogrodach temu, co cię uciska. Bądź zdrów.
T. Bądź zdrów... lecz słuchaj. Twoja rozmowa pociechą mi jest ogromną. Nie tyle, że czyni przerwę w mym smutku, gdyż ten prawie ustawicznie jest czarny jak noc bez gwiazd i księżyca; przecież, gdy jesteś przy mnie, podobny jest zmierzchowi wieczoru, co jest raczej przyjemny niż przykry. Dlatego gdy potrzeba mi będzie przywołać cię lub znaleźć, powiedz, gdzie cię mam szukać?
Gien. Nie dowiedziałeś się jeszcze? W każdym szlachetnym
napoju.

Leopardi
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.