„Dziwna lekkomyślność i
niedbalstwo Polaków o dobra doczesne, zrobiły z Polski prawdziwe
Eldorado dla Żydów”
.
Bismark.
Wiec dla śmiechu?
Dla śmiechu tylko wielki patriota i
pełen zasług nasz pisarz dał nam tę książkę, ukazał grozę
niebezpieczeństwa żydowskiego dla Polski, przedstawił straszną
przyszłość stolicy naszej
zalewanej falą żydostwa?
Dla śmiechu tylko?
Kiedy w pierwszych latach ubiegłego
stulecia, Julian Ursyn
Niemcewicz, zwrócił uwagę swoją na lud
Izraela, który gnębiony
i prześladowany w całej Europie, doznał
przytułku w naszym kraju,
i odpłacił mu się za to dobrodziejstwo
tak, jak owemu chłopu
z bajki odpłaciła się ogrzana za pazuchą
jego żmija, rozsiedli
wśród nas żydzi, stanowili zaledwie szóstą
część ludności całego
kraju.
Ale byli już w nim narodem w
narodzie.
Obcy mu wiara, językiem i duchem.
Niby kliny, rozsadzali spoistość jego
narodowych konar.
Widząc ich solidarność i zwartość,
śledząc za pulsem ich
dążeń, wsłuchując się w szept ich
pożądań, zrozumiał on, że nad
nami zawisła przez nich groza
niebezpieczeństwa wielkiego, że
w niedalekiej być może
przyszłości, Polska stanie oko w oko
z strasznym wewnętrznym
wrogiem, który do spółki z zewnętrznymi, wymierzy jej w samo
serce cios.
„Każdy się u nas pyta — napisał
wtedy, — co będzie z imieniem Polaka, co się stanie z
Chrześcijaństwem, jeżeli lud ten
zostawszy przy swej
oddzielności, przy swojej nienawiści i grubych przesądach, mnożyć
się i dalej będzie w takiej jak dzisiaj
progressyi?“
I na postawione to sobie pytanie,
odpowiedział tą książką.
Rokiem 3333.
I ukazał w niej co będzie w stolicy
Polski, w sercu, do
którego się zbiega jej całej, jak szeroka i
długa, — krew.
Czy tylko dla śmiechu?
Zapewne, że ten Moszkopolis w miejscu
gdzie stała nasza
polska „Warszawa, ten powożący żydowską
„dryndulką” potomek
Czartoryskich i Zamojskich, ta żydowska
lejbgwardia króla żyda, gubiąca w błocie na paradzie pantofle, i
ten waleczny hrabia
Lejbuś, który na balu u hrabiny Rachel dał
dowód przejmującego
podziwem wszystkich żydów męstwa, gniotąc
odważnie pająka,
który się spuszczał z brudnego sufitu na głowę
księżniczki Jesielównej, na każde usta uśmiech sprowadzić
muszą, ale któż z nas
nie zasępi się poważnie, gdy
rozejrzawszy się po drogiej mu Warszawie, ujrzy obce mu i wrogie
tłumy przepełniające wszystkie
jej ulice, większość już domów
naszych w żydów rękach, mnogość na każdym kroku sklepów,
rozbrzmiewających dźwiękami obcego
nam języka?
Więc gdy to ujrzy, śmiech podobny
zniknie niezawodnie
wtedy z jego ust, i dojdzie on do przekonania,
że wielki obywatel, chciał w swojej pracy wyprorokować przyszłość
Warszawie,
jeżeli się nie opamięta, i spojrzawszy oko w oko
niebezpieczeństwu, nie odżegna się od niego wysiłkiem woli.
Rzeczywiście, Niemcewicz pisząc swój
rok 3333, ten cel na
widoku miał.
Pragnął nas przestrzec,
Pragnął nas przerazić,
Pragnął zbudzić w nas patriotyczną
czujność.
Bo widział że źle się dzieje, że
podkopują się podstawy naszego bytu, że obcy i wrogi przybysz,
kopie nam powoli grób.
Rozpajając i niszcząc lichwą naszego
chłopa,
Jak potop zalewając nasze miasta,
Znieprawiając naszą prasę,
Jad gangreny sącząc powoli w nasze
żyły.
Taki nie inny cel miał on na widoku,
Do tego, jako kochający Polskę wierny
jej syn, zmierzał.
A że patrzał jasno, więc widział
więcej niż inni,
A że czuł gorąco, więc wyczuł co z
tego będzie.
Zatem nie śmiejcie się czytelnicy,
gdy rzecz jego odczytywać będziecie, snu jego nie bierzcie za żart,
nie pocieszajcie się
tym, że rok jeszcze 3333 tak daleki ...
Ale śledząc uważnie za wzrostem
żydostwa w Polsce i jej
stolicy, widząc do czego dążą te obce
tłumy urągające już dziś
zuchwale naszej bohaterskiej
przeszłości i ideałom narodowym,
stójcie na straży interesów
polskich kraju, za przykładem Wielkopolski, która się już
nieledwie zupełnie tych szkodliwych pasożytów pozbyła,
wspierajcie swojski przemysł i handel, odgradzajcie się od
żydowskich pokus i wpływów, i solidarni w dążeniach, mających
na celu unicestwienie wewnętrznego szkodnika,
pod sztandarem
miłości Polski, kroczcie z wiarą naprzód.
A wtedy sen autora tej książki na
szczęście snem pozostanie,
Warszawa otrząśnie się z
naleciałości obcych, odżydzi
i spolszczy,
i zniknie z przed
oczów naszych zmora, że sławna stolica
nasza, stać się kiedyś
może plugawym Moszkopolisem, w którym
my gospodarze polskiej
ziemi, będziemy popychadłami żydów.
Nie wiem kto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.