poniedziałek, 31 marca 2014

Charakter Moliera. Nieszczęśliwe małżeństwo



Walka z koteriami i szukanie nowych dróg. — Don Garcia. — Nieszczęśliwe małżeństwo Moliera. — Przepracowanie. — Choroba. — Charakter Moliera. — Paszkwil Sławna aktorka. — Echa w Mizantropie.

I w ówczesnym świecie pojęć literackich ten wielki odkrywca nowych dróg musiał się czuć ciasno. Przeżywszy całą młodość, aż głęboko w męskie lata, poza Paryżem i jego salonami, wyrosły jako pisarz z jędrnej i szerokiej, starej farsy francuskiej, Molier dziwnie niecierpliwy był na wszelkie literackie „wydwarzania” cieszące się takim odbytem w ówczesnym wykwintnym światku. Rozprawił się z nimi, zdawałoby się definitywnie, w Wykwintnisiach: gdzie tam! wróci do tego samego w Mizantropie i wróci jeszcze gwałtowniej w Uczonych białogłowach. A z drugiej strony, gnębi go niesprawiedliwe lekceważenie ciążące na twórczości komicznej w porównaniu do innych, dostojniejszych „rodzajów”. Już w Krytyce Szkoły żon pozwala sobie na taką wycieczkę, „bluźnierczą” poniekąd, wobec starego Corneille'a:

…Co do mnie uważam, że łatwiej jest o wiele nadąć się podniosłymi uczuciami, rzucać w pięknych wierszach rękawicę przeznaczeniu, oskarżać losy i wykrzykiwać zniewagi bogom, niż wniknąć należycie w śmiesznostki ludzi i przedstawić na scenie w miły sposób ułomności świata…

Brzmi to bardzo sztywnie i nieśmiało; bo też Molier nie wypowiedział wówczas jeszcze całego swego słowa. Szuka dopiero sam siebie. Instynktem czuje, iż granica między komizmem a tragizmem jest sztuczna; ten pełny geniusz ogarnia wzrokiem życie w całej jego mieniącej się grze łez i śmiechu. Wśród tego szukania nowych dróg dla teatru Molier popełnia jedną omyłkę; ale omyłkę bardzo owocną na przyszłość.

Raz w życiu dał się skusić pokusom „koturnu”: napisał „komedię heroiczną” pt. Don Garcia z Nawary, czyli Zazdrosny książę i sam zagrał w niej tytułową rolę. Sztuka, nudna i oschła, sromotnie padła, kładąc kres fałszywym ambicjom autora, ale nie poszła na marne; z czasem pomysł, wzbogacony i przetworzony do niepoznaki, wcieli się w Mizantropa, do którego nawet przeniesie wręcz Molier kilkadziesiąt wierszy z Don Garcii.

W tej cierpliwej analizie momentów, które przygotowały powstanie Mizantropa, przychodzimy do jednego z najważniejszych: do małżeństwa Moliera. Ma ono tu podwójne znaczenie: raz, iż dzięki niemu Molier poznał osobiście wszystkie męki, upokorzenia i szaleństwa przemożnej i nierozsądnej miłości; po wtóre, iż małżeństwo to stanowiło w życiu poety ów słaby punkt, w który najboleśniej i najbardziej nieomylnie mogli trafiać jego wrogowie. Przystając za młodu do trupy aktorów, Molier przyjął i obyczaje właściwe temu cygańskiemu obozowisku. Stosunki z Magdaleną Béjart — mimo iż może niezupełnie wyłącznie — wiążą go przez lat kilkanaście; z czasem na tle zawodowego koleżeństwa przechodzą w wierną obustronną przyjaźń. W trupie tej chowała się dziewczynka — „dziecko pułku” — Armanda Béjart, rzekomo siostra Magdaleny; otóż Molier, mając lat czterdzieści, zakochał się bez pamięci w tej osiemnasto- czy dwudziestoletniej dziewczynie, na wpół swej wychowanicy, i zaślubił ją w roku 1662. Już sam ten fakt mógł dostarczyć nieżyczliwym sporo tematów do komentarzy; cóż dopiero, jeżeli powiemy, iż urodzenie Armandy było wielce zagadkowe i że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa była ona nie siostrą, ale córką Magdaleny! Najzawziętsi wrogowie Moliera posuwali się w swoich insynuacjach jeszcze dalej…

Pożycie Moliera z Armandą nie było szczęśliwe. Niedługo po ślubie Armanda pojawiła się na scenie w teatrze Moliera; talent jej, wdzięk, uroda zyskały jej od razu niezmierne powodzenie i otoczyły chmarą wielbicieli, właśnie spośród tych dworskich fircyków, których Molier ośmieszał tak zawzięcie. Molier cierpiał bardzo; raz po raz przychodziło do burzliwych scen, z których poeta wychodzi zwyciężony urokiem i zręcznością kobiety. Istnieje współczesny paszkwil pt. Sławna aktorka kreślący z drobiazgowością godną lepszej sprawy miłostki Armandy. W książeczce tej anonimowy autor przytacza zwierzenia czynione przez Moliera jednemu z przyjaciół. Poeta opowiada mianowicie, jak odkrył miłostki jej z hr. de Guiche i jak jej przebaczył:

„Mimo to wyrozumiałość moja nie wpłynęła na nią; i gdybyś wiedział, co cierpię, litowałbyś się nade mną. Miłość moja doszła do tego, iż wchodzi zgoła w jej czucia i w jej kąt widzenia… Wszystko, co istnieje, odnoszę w sercu do niej. Myśl moja tak jest nią zajęta, iż jedynie nieobecność może mnie od niej oderwać. Kiedy ją widzę, ogarnia mnie wzruszenie, które można czuć, ale którego niepodobna opisać; tracę zdolność zastanawiania się; nie widzę już jej wad, widzę jedynie wszystko, co w niej jest uroczego. Czyż to nie jest ostateczny stopień szaleństwa? I czyż to nie dziw, iż cały rozsądek służy jedynie na to, aby mi dać świadomość mej słabości bez możności jej przewalczenia?”

Jako dokument jest to bez wartości; ale mimo woli przywodzi na pamięć ową wspaniałą scenę z czwartego aktu Mizantropa:

Och, jak ty dobrze umiesz używać w potrzebie
Tej słabości bezmiernej, jaką mam dla ciebie!
Jak umiesz na swą korzyść zwracać czucie owo,
Co z twych zdradzieckich oczu wciąż czerpie moc nową!
Broń się więc od podejrzeń, co duszę mi łamią,
Dowiedź mi, jeśli możesz, że pozory kłamią,
Staraj się mnie przekonać, żeś wierną w istocie,
A ja będę się starał uwierzyć twej cnocie.

Pierwsze cztery wiersze przeniesione są do Mizantropa z Don Garcii, wiem; ale cóż to znaczy? chodzi o to, jaki ton tutaj oddają. A to już nie z Don Garcii:
Ha! trzebaż, abym kochał ciebie!
Och, gdybym się mógł wyrwać z tej niewoli podłej,
Jakże dziękczynne niebu zasyłałbym modły!
Tak, wcale ci nie taję, że czynię, co mogę,
By zagasić w mym sercu tę straszną pożogę,
Lecz na próżno sam sobie zadaję katusze:
Widać za moje grzechy tak kochać cię muszę.
(Mizantrop, II, 1)

W epoce wystawienia Mizantropastosunki między małżeństwem były tak naprężone, iż widywali się i mówili z sobą jedynie na scenie. Molier grał Alcesta, Armanda Celimenę!

Wśród takich to trosk, walk i namiętności płynęło codzienne życie Moliera, wypełnione tak gorączkową, wytężoną czynnością, jak mało które inne. W zamian za stałą życzliwość i protekcję króla musiał być gotów na każde skinienie jako oficjalny dostawca rozrywek; często w dziesięć dni, w dwa tygodnie trzeba było napisać sztukę i przykroić ją do dworskiego widowiska lub baletu. Molier przybywa do Paryża mając lat 36; umiera — na scenie — mając lat 50: przez te 14 lat napisał z górą 30 sztuk, z tych wiele w pięciu aktach i wierszem, i arcydzieł! A równocześnie z pracą autorską gorączkowa praca dyrektora teatru, reżysera, aktora! A i na tym polu nie brakło goryczy: dość wspomnieć odstępstwo Racine'a… Wśród tego zdrowie Moliera od dawna już było poważnie nadwerężone. Choroba piersiowa, która go miała zmieść tak przedwcześnie, drążyła już ten organizm; raz po raz ciężko zapadał; z początkiem r. 1666, tuż przed wystawieniem Mizantropa, Molier zmuszony był na dwa miesiące zamknąć swój teatr. Bywały okresy, w których żył jedynie mlekiem; coraz cięższy roztrój nerwowy kazał mu się usunąć w zacisze wiejskie pod Paryżem.

Tak przedstawiało się życie człowieka, który ze swoich gorzkich doświadczeń, przeplatanych chwilami gorączkowych tryumfów, wydobył tyle i tak różnorodnego śmiechu. A charakter? Zacny, szczery i ludzki człowiek, wierny przyjaciel, umiejący w trudnych stosunkach z ludźmi zachować swą godność, w potrzebie zręczny dyplomata, jak tego dowiódł ostatecznym zwycięstwem w niebezpiecznej sprawie Tartufe'a. Przy tym w męskich swych latach raczej poważny i skupiony, skłonny — jak przeważnie wielcy komicy — do zadumy i melancholii. O ile w towarzystwie pokrewnych sobie duchów, jak wierny Boileau, jak La Fontaine, dawał nieraz upust wesołości i werwie, o tyle w modnych salonach, gdzie go zapraszano jako osobliwość, spodziewając się, iż każde słowo, jakie z ust jego wyjdzie, będzie „dowcipem”, potrafił nie odezwać się przez cały wieczór.

Ale ostatecznie trzeba powiedzieć, iż my wiemy o Molierze jako o człowieku bardzo mało. Nie posiadamy ani jednego świstka jego ręki, ani jednego listu. Obracamy się tu w dziedzinie konstrukcji psychologicznych, zawsze tak bardzo zawodnych. Dlatego podczas gdy jedni chcą widzieć w Molierze wcielenie galijskiej równowagi i radości życia, drudzy — jak np. J. J. Weiss w swoim bardzo zajmującym studium — znaczą jego duchową fizjonomię tragicznym i bolesnym piętnem.

Tadeusz Boy-Żeleński

(ze wstępu do Mizantropa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.