wtorek, 25 marca 2014

Słowa i czyny


Starzec powiedział: „Biada człowiekowi, gdy jego imię jest większe niż jego czyny". Syst. XXIII, 3, 363

Bywają ludzie sławni, którzy na swoją sławę zapracowali ciężką i żmudną pracą: uczeni, pisarze, a nawet ciężko trenujący sportowcy. Wtedy ich imię odpowiada ich czynom.

Ale jest też kategoria ludzi, którzy sami się wykreowali dzięki świetnie prowadzonej autoreklamie. Są i inni, których wykreowały media, choć na to zupełnie nie zasłużyli. Są też i tacy, którzy zupełnie przypadkowo stali się sławnymi. Wszyscy ci ludzie, mają wprawdzie imię, ale puste i ostatecznie nic nie warte.

Ojcowie Pustyni jak ognia wystrzegali się „imienia", czyli sławy, i robili wszystko, w miarę swojej możliwości, by jej nie osiągnąć. Dziś także zdarzają się ludzie, choć nie często, którzy podobnie postępują, choć może nie tak radykalnie jak Ojcowie: dbają o czyny, nie o sławę, ona nic lub niewiele ich obchodzi. Na ogół jednak wszyscy staramy się być dostrzeżeni, chwaleni i nagradzani. O ile jednak pierwsza postawa jest godna podziwu, o tyle druga stanowi po prostu zrozumiałą, mniejszą lub większą ludzką słabość. Natomiast wszelka autoreklama, zdobywanie sławy po trupach jest niewątpliwie niemoralne, bo u jego podstaw leży zwyczajne kłamstwo, a kłamstwo zawsze jest złe.

Inaczej rzecz ma się z ludźmi powszechnie uważanymi za świętych. Oni dobitnie odczuwają ten rozdźwięk między imieniem i czynami, czyli sławą i uczynkami. Rzadko bowiem sława odpowiada prawdziwemu wnętrzu człowieka. Czcimy i podziwiamy ludzi świętych czy świętobliwych; znamy jednak tylko ich czyny, nie znamy ich wnętrza. Oni natomiast je znają i wiedzą doskonale, jak bardzo daleko im do ideału postawionego im przez Boga, wiedzą, jak kiepsko wypadają wobec wzoru, którym jest dla nich Chrystus, i protestują, gdy ludzie mówią o ich świętości, gdyż sami siebie uważają za grzeszników. Ludzi natomiast irytuje ich postawa, szczególnie zaś to, że często mówią o swojej niegodności i grzeszności, choć wszyscy wokoło widzą ich świętość. Bierze się to z tego, że zauważają ich widzialne cnoty, a nie widzą ukrytych wad. Ich dramat polega na tym — jak u wszystkich ludzi żyjących Bogiem - że na nieskalanym tle świętości Chrystusa wszelka ludzka świętość jest tylko szarą plamą. I świadomość tego sprawia im ogromny ból.

My natomiast, zwyczajni zjadacze chleba, pamiętajmy, że robienie sobie reklamy i zdobywanie sławy, szczególnie wątpliwymi moralnie środkami, jest nie tylko złe, ale też głupie i śmieszne. Starajmy się więc spełniać czyny — wedle terminologii naszego apoftegmatu — a wtedy będziemy mieli także imię.

Za: Marek Starowieyski, Czego mogą nas nauczyć Ojcowie Pustyni, Wydawca Stowarzyszenie LIST, Listowa biblioteka tom 18, Kraków 2006


*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.