Abba
Teodor z Ferme 1
Posiadamy
o nim nieliczne wiadomości. Żył na przełomie IV/V w. Był uczniem
Antoniego i Makarego. Był diakonem, choć nie pełnił tej funkcji.
Odznaczał się wielkim umiłowaniem pustyni i samotności (248).
słowo
zbawcze
Pewien
brat odwiedził kiedyś abba Teodora i przez trzy dni prosił go o
słowo, ale on mu nic nie powiedział; aż wreszcie odszedł smutny.
Uczeń zapytał starca: „Abba, czemu to nic mu nie powiedziałeś i
odszedł smutny?". Odrzekł mu starzec: „Zaiste dlatego z nim
nie mówiłem, bo to handlarz: chce się potem popisywać cudzymi
słowami". Teodor z Ferme 3, 249
Był IV wiek.
Nie było jeszcze reguł zakonnych ani tradycji życia zakonnego, nie
było teorii ascezy i mistyki, teologia dopiero się rozwijała.
Równocześnie setki, o ile nie tysiące, mnichów wychodziły na
pustynię, szukając swojej drogi. Czym dysponowali? Mieli tylko
Pismo Św.; szczególnie popularne były Psalmy, których uczono się
na pamięć. Ale Pismo św. nie wystarczyło, potrzeba było pomocy w
trudzie codziennego życia i codziennej walki, trzeba było rady i
pomocy, jak postępować w sytuacjach trudnych. Jak to uczynić?
Adepci życia pustynnego szli do
starców i prosili ich o słowo. Pod ich kierunkiem zaprawiali się w
trudnym życiu pustelniczym, by następnie móc podjąć samodzielne
życie. Starcy zaś ostrzegali młodych mnichów, by zbyt wcześnie
nie wyruszali sami na Pustynię, nie osiągnąwszy uprzednio
doświadczenia. Słowo „starzec" zresztą — jak już
mówiliśmy — nie musiało oznaczać wieku: byli to doświadczeni w
życiu na Pustyni, czasami nawet młodzi, którzy mogli udzielać
rady i pomocy. Do starców szli wszyscy, nie tylko młodzi, często
szli nawet i inni starcy; i tak następowała wymiana myśli o Bogu,
człowieku i ascezie. Ojcowie niechętnie dzielili się swymi
doświadczeniami, ale zawsze gotowi byli udzielić pomocy tym, którzy
jej naprawdę potrzebowali. Tak rodziły się apoftegmaty Ojców
Pustyni, każdy z nich był skierowany do konkretnego człowieka z
konkretnym problemem. Tak rodziła się tradycja Pustyni, która
obiektywizowała te indywidualne doświadczenia, uogólniała je,
układała apoftegmaty w zbiory uszeregowane wedle różnych
kryteriów.
Ale obok ludzi naprawdę poszukujących
przychodzili do starców i inni. Byli to, wędrujący od jednego
sławnego mnicha do drugiego, zbieracze słów, ich kolekcjonerzy.
Zbierali je zaś dla samego zbierania, a nie dla rozwiązywania
własnych problemów. Tych mnichów Ojcowie niemiłosiernie
przepędzali, nazywając ich „handlarzami słów". Tym, tak
potępianym „handlarzom słów" musimy jednak wyrazić głęboką
wdzięczność: im bowiem prawdopodobnie zawdzięczamy to, że
apoftegmaty w ogóle się zachowały i że powstały, istniejące do
dzisiaj, ich zbiory.
Czytając dziś słowa Ojców Pustyni,
przychodźmy do nich nie jak owi „handlarze słów", dla
zaspokojenia swojej ciekawości, ale ze swoimi problemami i szukajmy
ich rozwiązania u tych, którzy tak głęboko doświadczyli
spotkania z Bogiem. Wtedy słowa te staną się prawdziwie słowami
zbawczymi, niosącymi zbawienie.
Za:
Marek Starowieyski, Czego mogą nas nauczyć Ojcowie Pustyni, Wydawca
Stowarzyszenie LIST, Listowa biblioteka tom 18, Kraków 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.