wtorek, 4 listopada 2014

Coś zupełnie nowego o pobudkach twórczości


W parę tygodni po przyjeździe do Rio de Janeiro tamtejsza Polonia urządziła wieczór autorski Tuwima i niżej podpisanego. Było to w okresie mego wieloletniego i znanego poetyckiego milczenia, i myślałem ze wstydem i prawie ze wstrętem, że będę jeszcze raz czytał te same stare wiersze, których już naprawdę słuchać nie mogłem. Z tego uczucia wstydu wynikła determinacja, aby napisać coś nowego - i po parodniowej ciężkiej pracy wiersz Pieśń o Stefanie Starzyńskim. Pomimo że mieszkaliśmy wtedy z Tuwimem w jednym pensjonacie, nic mu nie mówiłem o tym wierszu, nie wiedząc, czy jest dobry, i chcąc zrobić i jemu też niespodziankę. Była też to niespodzianka prawdziwa, bo moje niepisanie wówczas uchodziło za chorobę nieuleczalną. Tuwim, który sam przechodził wtedy zły okres, ale pewno pocieszał się tym, że inni (przede wszystkim ja) jeszcze mniej piszą, patrzał na mnie osłupiały, nie wierząc własnym uszom, gdym czytał ten wiersz dobry i długi. Następnego dnia zamknął się w pokoju i wyszedł z niego dopiero po "ukropieniu" kilkuset wierszy nowego poematu, który nazwał najpierw Bukietem, po czym za moją radą zmienił tytuł na Kwiaty polskie. To, co tutaj napisałem, jest to prawda najszczersza i nieprzesadzona. Niech z niej psychologowie i historycy nauczą się czegoś zupełnie nowego o pobudkach twórczości.

Lechoń, Dziennik, t. II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.