Gorliwy w osłabianiu, w redukowaniu do
zera swych pożądliwości, zdołał tylko je popsuć, odrzeć ze
wszystkiego, co było w nich zdrowe i stymulujące; ot, sfrustrowane
i wykoślawione drapieżne zwierzę żałujące swych dawnych
instynktów. Stępiały mu pazury, ale nie chęć ich użycia, toteż
cała jego gwałtowność przekształciła się w rozpacz (ponieważ
rozpacz to nic innego niż stłamszona, upokorzona agresywność
pozbawiona możności wykazania się).
Zaczął od sabotowania swych
namiętności; potem przyszła kolej na wyrzeczenia. Proces ten był
nieuchronny. Możliwe, że głęboko zasadna była objawiona mu
prawda, która stała się dla niego dewizą: przylgnięcie do
czegokolwiek zakrawa na dziecinadę albo obłęd –
maksyma, w którą może jeszcze wierzy, ale która przecież jest
okrutna i nie do zniesienia. Umożliwia trwanie, ale nie istnienie,
wchodzi w skład owych pewników, z których człowiek nigdy nie może
się podźwignąć.
Z
natury wojowniczy i kłótliwy, nie wadzi się już ani nie kłóci z
nikim, przynajmniej nie z innymi. Przeznaczone im ciosy wymierza
samemu sobie, sam je przyjmuje. Celem stało się dlań jego Ja. Ja?
Jakie Ja? Nie ma już w kogo bić, nie ma ofiary ani podmiotu, jest
tylko ciąg aktów bez agensa, tylko bezimienny pochód doznań.
Wyzwolony?
Zjawa? Łachman?
Cioran, Zły demiurg
tłumaczenie:
Ireneusz Kania
s.
102-103
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.