niedziela, 16 listopada 2014

Bajka o Czerwonym Kapturku

Czerwony Kapturek szedł leśną drogą do babci. Podśpiewywał sobie ale nie dlatego, że było mu szczególnie wesoło, a raczej dla dodania sobie odwagi - BAŁ SIĘ WILKA! Taki wilk potrafi dobrze dopiec - zwłaszcza na starość - nawet schylić się nie można jak się za młodu zbyt długo przesiadywało na zimnych kamieniach...

Szedł zatem Czerwony Kapturek przez las - słoneczko przypiekało aż trawa na polanie zwijała się z pełnym wyrzutu skwierczeniem. Koszyczek z wiktuałami był cholernie ciężki, więc spod Czerwonego Kapturka gęsto płynęły krople potu, które obcierał batystową chusteczką z kunsztownie wyhaftowanym monogramem. Dostał ją w prezencie - babcia lubiła haftować po imprezach.

Ptaszki bezsensownie ćwierkały nie dostrzegając ciężaru egzystencji. Koniki polne z tętentem ganiały pod trawą za klaczami polnymi - ot, ruja i poróbstwo... Lecz Czerwony Kapturek tego nie widział - a gdyby nawet zobaczył i tak by nie zrozumiał - był za mały - dorośnie, to zrozumie... Muchy... - ale dajmy spokój muchom! Nie mają one żadnego znaczenia dla fabuły rozwijającej się raźnym truchtem i potykającej tu i ówdzie o korzenie, w miarę jak Czerwony Kapturek zbliżał się do polanki, na skraju której stał domek babci. Czerwony Kapturek wstąpił na działo, to jest - przepraszam - na ganek i pociągnął sznur od dzwonka. Rozległo się dyskretne pukanie na które nieco zachrypnięty baryton... babci, odpowiedział "proszę". Czerwony Kapturek nacisnął klamkę i wszedł.

W środku panował półmrok, niemniej jednak Kapturek mógł zauważyć, że spoczywająca w kuszącej pozie na kozetce ....babcia, przygląda mu się badawczo.

- Co ci się stało w głowę, Czerwony Kapturku? - zapytała.
- Potknęłam się o korzeń - objaśnił Kapturek - Dałem czołem w pień... ale babciu, dlaczego masz takie duże oczy?
- Byłam u okulisty i zakropili mi atrophinę - odpowiedziała babcia - czy naprawdę musimy przerabiać tekst w całości?
- Cóż, chyba nie - odparł Czerwony Kapturek - i tak wszyscy znają to już na pamięć. Jesteś więc wilkiem, nieprawdaż?
- Niesamowite Holmesie! Jak na to wpadłeś? - zaironizował wilk
- Elementarne - babcia nie stosuje wody po goleniu - rzekł Czerwony Kapturek
- Chyba powinnaś użyć czasu przeszłego - rzucił od niechcenia wilk

W domku jakby pomroczniało....

- Ty ją naprawdę... tego... - zająknął się Czerwony Kapturek
- Nie... - sprostował z niesmakiem wilk - ja ją zjadłem!

Nastała minuta ciszy.

- I co. Boisz się mnie dziewczynko? - zapytał wreszcie wilk
- Nie bardzo - odpowiedział Czerwony Kapturek - Sądząc zresztą po śladach walki jaką musiałeś stoczyć z babcią, jesteś cienki. Jak barszcz z uszkami.
Rzeczywiście - w pokoju walały się zmiecione niedbale pod ścianę połamane sprzęty, zgruchotane naczynia a nawet dwa kawałki marmuru które wyglądały jak Wenus z Milo.

Wilk poczuł się dotknięty...

- Ja cienki?!- wrzasnął, aż daszek chaty wzleciał nieco w górę - poczekaj chwilę a zaczniesz się bać! To rzekłszy zerwał się z kozetki, natężył nad Czerwonym Kapturkiem i wyciągnął ku niemu swe pazurzaste łapska.
- Powinieneś zrobić sobie manicure - zauważył Kapturek - a poza tym co z ostatnim życzeniem?
- Życzeniem? - Moim życzeniem jest cię pożreć i na pewno nie będzie ono ostatnie - wilk wyraźnie nie wykazał się wystarczająco wysokim poziomem intelektualnym.
- Ostatnim przedśmiertelnym życzeniem - wyjaśnił cierpliwie Kapturek - to znaczy moim życzeniem, bo przypuszczam że ja tego żarcia nie przeżyję.

Wilk przyhamował i zastanowił się.

- No, niech będzie - zezwolił ostatecznie.
- Choć więc ze mną...

Czerwony Kapturek skierował się do drzwi. Wilk szedł za nim przez klomby aż do pniaka drzewa zwalonego przez wichurę na którym babcia lubiła była... ale spuśćmy na to zasłonę niepamięci.
Czerwony Kapturek zatrzymał się przy pieńku i zwrócił do wilka:

- Czy mógłbyś pochylić się nieco i oprzeć głowę o ten kloc?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - wilk zarechotał basowo jakby udał mu się świetny dowcip, po czym przykląkł dwornie na jedno kolano i spełnił prośbę Kapturka.
Na dodatek przymknął oczy, jakby do drzemki, do której - trzeba przyznać - owe sielskie letnie popołudnie nastrajało w sposób wyjątkowy... Na to Czerwony Kapturek splunął w garście, zatarł ręce i ze zręcznością ekwilibrysty albo prestidigitatora... ale chwileczkę - skąd niby taka mała dziewczynka miałaby znać takie słowa... Zatem z właściwą sobie zręcznością wydobył z koszyczka wielki topór i za jednym ciosem uciął bestii kosmaty łeb.

Ptaszki na chwilę przestały ćwierkać a cały wszechświat zatrzymał swój bieg.
Następnie Czerwony Kapturek zachichotał złowieszczo i fachowym ruchem, dwoma palcami starł juchę z ostrza...

- Głupek - rzucił w stronę resztek wilka - A NIBY DALCZEGO NOSZĘ CZERWONY KAPTUREK??!!



bajka napisana przez Tomka Beksińskiego (prawdopodobnie) i odczytana przez niego w którejś ze swoich audycji w 1998 albo w 1999 roku.

Za →

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.