Zapadłem w sen. Gdy się ocknąłem, Zorba już wyszedł. Było zimno, nie miałem
najmniejszej ochoty wstawać, sięgnąłem na półkę po ukochaną książkę, jaką tu przywiozłem,
poezje Mallarmego. Czytałem powoli, urywkami, zamykałem tomik i znowu
go otwierałem, wreszcie odłożyłem. Słowa tych wierszy wydały mi się po raz pierwszy
anemiczne, wyblakłe, pozbawione ludzkich treści, puste i zawieszone w próżni; były
niby destylowana woda pozbawiona nie tylko zarazków, ale i życiodajnych substancji.
W religiach, które utraciły moc wiary, bogowie stają się tylko figurami
retorycznymi, ornamentami dla ludzkiej samotności lub obrazami zdobiącymi ściany.
Coś podobnego działo się z tą poezją. Namiętność i tęsknota serca tętniącego żywymi
sokami obróciła się w pustą igraszkę i jałową grę intelektu.
Znów otworzyłem książkę, zacząłem czytać. Dlaczego przez tyle lat
pozostawałem pod urokiem tych wierszy? Czysta poezja! Tętniące życie przekształca
w błyskotliwą rozrywkę, pozbawioną choćby kropli krwi. Wedle niej gruboskórny,
nieociosany, skalany miłością cielesną i żądzą ród ludzki powinien stać się
abstrakcyjną ideą i ulegając alchemii mózgu zdematerializować się i rozproszyć.
Jak to się stało, że wszystko, co dotąd uważałem za cenne, tego ranka wydało
mi się cyrkową ekwilibrystyką i kłamstwem szarlatana? Tak właśnie zaczyna się
upadek każdej kultury - błyskotliwym popisem magika: czystą poezją, czystą muzyką,
pustą myślą. I nie ma już człowieka, który wątpi, który wierzy, który na coś oczekuje,
czegoś się obawia, ponieważ całą ziemię opanował duch i nie ma skrawka, gdzie by
można zapuścić korzenie i czerpać nimi życiodajne soki. Człowiek stał się jałowy,
bezpłodny, pozbawiony krwi. Wszystko przekształca się w nim w słowa, a słowa w
muzyczną igraszkę, ale ostatni człowiek posuwa się jeszcze dalej, siada na skraju swojej
samotni i przeobraża muzykę w puste, matematyczne równanie.
Nikos Kazantzakis, Grek Zorba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.