piątek, 14 listopada 2014

Czy samotność agonii nie jest symbolem ludzkiej egzystencji?


Wcale, ale to wcale nie mam pojęcia, po co mamy cokolwiek robić na tym świecie, po co musimy mieć przyjaciół i aspiracje, nadzieje i marzenia. Przecież po tysiąckroć byłoby chyba lepiej wycofać się do jakiegoś odległego zakątka, gdzie nie docierałby najmniejszy nawet odgłos wszystkiego tego, co składa się na zgiełk i komplikacje świata! Zrezygnowalibyśmy wtedy z kultury i ambicji, stracilibyśmy wszystko, nie zyskalibyśmy zaś nic. Bo i cóż można zyskać w tym świecie? Istnieją ludzie, dla których żaden zysk nie ma znaczenia, którzy są nieuleczalnie nieszczęśliwi i samotni. Tak jesteśmy zamknięci jeden dla drugiego! A gdybyśmy byli na tyle otwarci, żeby przyjąć wszystko od drugiego lub czytać w głębi jego duszy – czy potrafilibyśmy rozświetlić jego los? Człowiek jest w życiu tak bardzo samotny, że zadaje sobie pytanie, czy samotność agonii nie jest symbolem ludzkiej egzystencji. Wola życia i umierania w społeczności to znak wielkiego niedostatku. Czy w ostatnich chwilach możliwa jest pociecha? Tysiąc razy wolałbym umierać samotny i porzucony w miejscu, gdzie nikt by mnie nie widział i gdzie mógłbym skonać bez pozy, nie urządzając widowiska. Wstręt budzą we mnie ludzie, którzy konając, panują nad sobą i przybierają pozy, aby zaimponować otoczeniu. Łzy palą jak ogniem tylko w samotności. Ci, co pragną mieć w chwili agonii przyjaciół wokół siebie, pragną tego ze strachu i z niezdolności do stawienia czoła chwilom ostatnim. Chcą się zapomnieć w rozstrzygającym momencie umierania. Dlaczego nie zdobędą się na nieskończony heroinizm, dlaczego nie zaryglują drzwi, aby znieść całe to szaleństwo śmierci z zupełną przytomnością, wśród trwogi, co przekracza wszelkie granice?

Tak bardzo jesteśmy oddaleni od wszystkiego! A czyż wszystko, co istnieje, nie jest niedostępne? Najgłębszą, najbardziej organiczną śmiercią jest śmierć z samotności, gdy nawet samo światło staje się esencją śmierci. W takich chwilach człowiek oddziela się od życia, miłości, uśmiechów, przyjaciół, a nawet od samej śmierci. I zadaje sobie paradoksalne pytanie, czy istnieje coś więcej poza nicością świata i jego własną.

Cioran, Na szczytach rozpaczy
s. 11-12
tłumaczenie: Ireneusz Kania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.