- Czasem by się przydało. Mam np. wrażenie, że bardzo daleko rzuciłem "Angelusem", a mimo to na festiwalu w Gdyni w 2001 roku filmu nie zauważono.
Dziwny jest Śląsk lat 50. w Pana "Angelusie", kolorowy, jak z bajki.
- Taki zapamiętałem z dzieciństwa, oczywiście mam w głowie tylko poszczególne obrazy: furmankę z węglem powożoną przez górnika, babcie w haftowanych zapaskach.
Cały "Angelus" nakręcony był na tzw. Alpach, biedaszybach, gdzie ludzie wydobywali węgiel; te szyby się często zawalały, a oni ginęli. Bawiłem się tam jako dziecko. W filmie starałem się odtworzyć mój wewnętrzny pejzaż. Taki Śląsk dawno zniknął, wyparował. Katowice mojej młodości były już miejscem silnie partyjnym, górniczo-sztandarowo-pochodowym. Miastem Gierka. Tę szarugę pokazałem w poprzednim, czarno-białym filmie "Wojaczek".
Dlaczego powstał "Angelus"? Kim byli malarz amator Teofil Ociepka i skupiona wokół niego okultystyczna grupa janowska?
- Był elektrykiem z kopalni Keiser Wilhelm i różokrzyżowcem, który podczas I wojny światowej został ranny w Transylwanii. Zostawiono go w jakimś domu, żeby się kurował. Na dnie szafy odkrył książkę "72 imiona Boże". Jako człowiek porządny po przeczytaniu odłożył książkę na miejsce i wrócił do Janowa, dziwnego miejsca na przecięciu granic trzech cesarstw.
Od razu po powrocie Ociepka ogłosił w katowickiej, niemieckiej prasie, że poszukuje tamtej książki. Po kilku tygodniach zgłosił się niemiecki okultysta Filip Hohmann. Napisał, że mu ją wyśle, jeżeli Ociepka jest gotowy do wejścia na drogę duchową. Ociepka odpisał, że jest, i od tego momentu zaczął dostawać różne duchowe zadania.
Jakie?
- Np. nakaz malowania, bo on wcześniej malarstwem się nie zajmował. Miał tworzyć ku przestrodze ludzi, obrazować zło. Ociepka malował pejzaże Saturna, na których, według przekazów, wydelegowaliśmy złe myśli, złe uczynki i one tam żyją w spotworniały sposób jako bestie saturnowe. Hitleryzm i stalinizm to właśnie wcielenie tych bestii na ziemi i jednocześnie spełnienie przekazanych Ociepce w 1939 roku przepowiedni.
Zawsze interesowało mnie dotykanie kosmosu. Tu miałem w ręku instrument, który pozwalał mi zamknąć XX wiek w rodzaj śląskiego "Sto lat samotności".
"Angelus" jest niesłychanie wyrafinowany wizualnie. Niedoceniony w Gdyni, dostał Srebrną Żabę na międzynarodowym festiwalu autorów zdjęć filmowych Camerimage.
- Poprzez to, co robię w sztuce, staram się jakoś rozszerzyć rzeczywistość, pogłębić ją, dokonać aktu nobilitacji. Może wynika to stąd, że w Katowicach codzienność była tak ponura, destrukcyjna, wręcz poniżająca. Nie dość, że prowincja, to jeszcze w socrealistycznej Polsce. Miałem naprawdę poczucie, że mieszkam w strasznie mrocznej krainie. Być może miał na to wpływ ojciec, który pracował w handlu zagranicznym, sprzedawał rudę żelaza i podróżował po całym świecie. Mówił siedmioma językami, był anglofilem, regularnie dostawał "Timesa". Nie czytał polskich gazet, bo uważał, że są załgane.
Rozmowa z reżyserem Lechem Majewskim →
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.