środa, 12 listopada 2014

Porażka biurokracji w starciu z ludźmi zasad


Trzynaście razy

Pewnego razu przyszedł do mnie naukowiec z lokalnego college'u miejskiego i spytał, czy nie wygłosiłbym tam wykładu. Zaproponował mi pięćdziesiąt dolarów, ale powiedziałem mu, że martwię się nie o pieniądze, tylko, o co innego.
- To college miejski, racja?
- Tak.
Pomyślałem sobie o całej robocie papierkowej, w którą zawsze byłem wciągany, mając do czynienia z instytucjami rządowymi, roześmiałem się i powiedziałem: „Z chęcią wygłoszę wykład, ale pod jednym warunkiem”. Wziąłem z kapelusza liczbę i dokończyłem: „Ze nie będę musiał się podpisać więcej niż trzynaście razy, łącznie z czekiem!”. Facet też się roześmiał: „Trzynaście razy! Nie ma sprawy”.
No i zaczęło się. Najpierw muszę podpisać oświadczenie, że jestem lojalnym obywatelem i nie zamierzam obalać rządu, bo inaczej nie mogę wygłosić odczytu w miejskim college'u. Aha, na oświadczeniu podpisuję się dwa razy. Potem muszę podpisać jakąś delegację od miasta czy coś w tym rodzaju. Wkrótce liczba zaczyna rosnąć. Muszę podpisać, że jestem zatrudniony jako pracownik naukowy, - ponieważ to instytucja miejska, trzeba się zabezpieczyć przed tym, że ktoś załatwi wykład żonie albo kumplowi. Były też inne zabezpieczenia, a liczba podpisów rosła. Facet, który najpierw się śmiał, teraz zaczynał się już trochę denerwować, ale zmieściliśmy się. Podpisałem się dokładnie dwanaście razy. Mieliśmy jeszcze w zapasie jeden podpis na czek, więc wygłosiłem wykład. Kilka dni później facet przychodzi do mnie z czekiem i widzę, że strasznie się poci. Okazało się, że nie może mi dać pieniędzy, jeżeli nie podpiszę formularza stwierdzającego, że naprawdę wygłosiłem odczyt.
- Jeśli podpiszę formularz, nie mogę podpisać czeku - powiedziałem. - Ale przecież pan przy tym był. Słyszał pan wykład. Niech pan podpisze!
- Nie uważa pan, że to dość dziecinne?
- Nie. Umówiliśmy się. Nie sądziliśmy, że dojdzie do trzynastu, ale tak uzgodniliśmy i powinniśmy się tego trzymać.
- Strasznie się namęczyłem, wszystkich obszedłem, wszystkiego próbowałem, ale mówią, że to niemożliwe. Po prostu nie może pan dostać pieniędzy, jeżeli pan nie podpisze formularza.
- Nie szkodzi - powiedziałem. - Podpisałem się tylko dwanaście razy i wygłosiłem wykład. Nie potrzebuję pieniędzy.
- Ale ja nie mogę panu zrobić czegoś takiego!
- Niech się pan nie martwi. Jak umowa to umowa. Następnego dnia dzwoni do mnie.
- Nie mogą nie dać panu pieniędzy! Już je odfajkowali i odłożyli na bok, więc muszą je panu dać!
- Jeśli muszą, to niech dadzą.
- Ale musi pan podpisać formularz.
- Nie podpiszę!
Znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Nie istniała rubryka „różne”, do której można by zakwalifikować człowieka, któremu przysługują pieniądze, ale nie chce ich pokwitować. Jakoś sobie z tym w końcu poradzili. Było to bardzo skomplikowane i zajęło dużo czasu, - ale trzynasty podpis wykorzystałem na zrealizowanie czeku.

Richard P. Feynman , „Pan raczy żartować, panie Feynman!”

przełożył Tomasz Bieroń

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.