Uważność, kiedy rozpoznajesz i
kultywujesz ciszę, nie jest sprawą jakiegokolwiek osądzania. Nie
potrzebuje aprobaty czy dezaprobaty, dualizmu ocen w terminach
prawdy czy fałszu, właściwego czy błędnego. jest tym czym jest,
punktem ciszy, centrum orbitującego świata. Zatem jest to sprawa
rozpoznania, realizacji, tego o czym jest Trzecia Szlachetna
Prawda; wstrzymania cierpienia, nirodha.
Buddyzm theravada, zwłaszcza nauki vipassany na Zachodzie, czasami
prowokują mnie do zastanawiania się właściwie jak często ludziom
udaje się zrealizować niewzruszoność czy wstrzymanie. Ci ludzie
często przechodzą do innych tradycji, jak zen, czy dzogczen.
całkiem sporo ludzi związanych z vipassaną w Ameryce, uczęszcza
obecnie na odosobnienia dzogczen. Nie znam się zbytnio na
dzogczen, ale jest to o przestrzenności i Nieśmiertelności, czy
nieuwarunkowanym, o rozpoznaniu tego. Kiedy pytasz ludzi, którzy
praktykowali vipassanę, mówią: "No cóż, notowaliśmy wszystko,
zauważaliśmy to, zauważaliśmy tamto", i to tak ich zajęło, że
nigdy, jak się wydaje, nie mieli realizacji, gdzie nie zauważasz
niczego, gdzie nie nazywasz doświadczenia ani nie próbujesz
zanotować każdego subtelnego ruchu, każdego drgnięcia, każdej
zmiany, która wydarza się w uwarunkowanym umyśle, rozpoznając
nieskończoną przestrzeń czy niewzruszoność kryjącą się za
wszystkimi tymi zmiennymi warunkami. jakoś tak się dzieje, że ten
paradygmat czterech Szlachetnych Prawd, jest bardzo rzadko
praktykowany.
Jest tyle stylów praktyki medytacji
opartych na Abhidhammie, używających stopni - siedem stopni
czystości i poziomów oświecenia - formuł takich jak to. Luang Por
Chah używał Czterech Szlachetnych Prawd jako sposobu refleksji nad
codziennym życiem w klasztorze. Trzecia i Czwarta Prawda są w
rzeczywistości jak dzogczen, gdyż to tam ma miejsce realizacja. To
kultywacja przytomności poza jakąkolwiek zmianą, toporną czy
subtelną, i to jest ostateczna prostota. Kiedy wchodzisz w te
wszystkie subtelności mentalnego uwarunkowania, nie ma to końca.
To się kontynuuje, ponieważ taka jest właśnie natura uwarunkowanej
rzeczywistości, rozróżnianie, zmiany, ruch, toporne i subtelne.
Ciało jest całkiem toporne, zatem jest bardziej oczywiste. Oddech
jest nieco bardziej subtelny, i jeżeli skoncentrujesz się na
oddechu, stanie się on niezwykle oczyszczony. Czasami znika,
jakbyś wcale nie oddychał, pełne wyciszenie.
Moim celem było osiągnięcie poziomu,
gdzie znika oddech. Myślałem, że to osiągnięcie. Ale wtedy
zacząłem zauważać, że jestem zdominowany przez chęć tego
oczyszczonego stanu, tego spokoju. I czułem się sfrustrowany i
poirytowany topornością życia, ponieważ w klasztorze musisz
wykonywać całkiem sporo topornej pracy*. To nie była praca z
komputerem; nie była tak subtelną. To zamiatanie, czyszczenie,
noszenie wody ze studni i wykonywanie innych mało subtelnych prac.
Chciałem oczyszczonych stanów, ponieważ lubiłem je. Lubiłem
zmysłową deprywację, gdzie wszystkie te toporne aktywności czy
bodźce znikają, i gdzie tylko uczysz się trwać wraz z coraz
subtelniejszymi i oczyszczonymi stanami mentalnymi, stając się
spokojnym i wyciszonym.
Wtedy zaszczeka pies albo zegar wybije
godzinę. Często zdarzało mi się wściekać z tego powodu. W
tajlandzkich klasztorach kochają te wybijające godziny zegary w sala, także ludzie ofiarowują
rzeczywiście wyszukane zegary, niektóre pokryte masą perłową, a
wszystkie one niezsynchronizowane, i stąd brało się to całe
dzwonienie. "Nie mogę tu praktykować, muszę wrócić do mojej kuti.
To tak irytujące, i tak w ogóle dlaczego zwalają na te zegary?"
wchodziłem w jedną z tych faz: "Nie lubię tego. Nie powinni na to
zezwolić". I obserwowałem to. Nie było to zbyt miłe ani spokojne,
być zawsze nastawionym w ten sposób, krytycznym i poirytowanym, i
wtedy starając się zaaranżować życie w taki sposób, by głośne
zegary i w ogóle wszystko było pod kontrolą, tak że rzeczywiście
mógłbym praktykować. Wtedy zwykle umysł nachodziła jakaś obsesja.
Byłem kiedyś w idealnym miejscu przez trzy miesiące, gdzie
wszystko było doskonałe, oprócz mojego umysłu. Oto jestem tutaj,
"Teraz rzeczywiście mogę ...." i wtedy jakiś rodzaj obsesji
przenikał do świadomości, i próbowałem go wyprzeć przez jeszcze
silniejszą koncentrację. Chciałem pozbyć się tych obsesyjnych
myśli czy wątpliwości, wyprzeć je. Ale kiedy jesteś sam cały dzień
i noc, z niczym do robienia, stajesz się zmęczonym tym wypieraniem
i kontrolowaniem wszystkiego.
Zatem nacisk Luang Por Chah na
przytomność był bardzo mądry, ponieważ w codziennym życiu
monastycznym w Wat Pah Pong - zakładanie szat, wyjście na żebraczy
obchód, mycie swojej miski, wykonywanie prac, zamiatanie, robienie
szat, poranna i wieczorna puja,
słuchanie mnicha wykładającego vinayę podczas gdy wszyscy wokół
śpią, komary i upał - wszystko to obejmowała praktyka. Możesz
zacząć rozumieć, że nie próbował tworzyć doskonałych warunków.
Praktyka był raczej związana z byciem przytomnym, używaniem
przytomności, rozwijaniem przytomności. Cokolwiek się zdarzało,
mogłeś się z tego czegoś nauczyć: czy to z subtelnego, czy z
topornego, ciała, emocjonalnych nawyków i myślącego umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.