Szukając sensu, wkraczamy więc w
krainę baśni o świecie lub o swoim życiu. Søren Kierkegaard,
pisarz, którego Iwaszkiewicz w ostatnich latach swego życia
przeczytał z uwagą, twierdził, że „każda spekulacja ludzka zostaje
w końcu snem, niepewnym przywidzeniem”. Szukanie sensu jest więc
jakby pogrążaniem się w sen. Jego odnalezienie, określenie jego
konkretnej treści, objawia się najlepiej w obrazach o charakterze
onirycznym. „W opozycji do pozytywizmu − pisał Fryderyk Nietzsche
− który zatrzymuje się przy fenomenach − «istnieją tylko fakty» −
powiedziałbym: nie, fakty właśnie nie istnieją - istnieją jedynie
interpretacje. Nie możemy ustalić żadnego factum «w sobie», chcieć
dokonać czegoś podobnego jest zapewne bezsensem. [...] Jeśli słowo
«poznanie» ma w ogóle sens, to świat daje się poznawać: jest
jednak inaczej objaśnialny, nie ma żadnego sensu w swym tle,
posiada natomiast niezliczone sensy...”. Niezliczone, ponieważ
każdy, kto poznaje świat, tworzy swój własny sens. Własną baśń o
swoim sensownym życiu. „Bez refleksyjnej świadomości człowieka −
pisał Jung pod koniec życia − świat stałby się gigantycznym
nonsensem, ponieważ − jak poucza doświadczenie − człowiek jest
jedyną istotą, która umie skonstatować «sens»”.
Sérénité jest właśnie opowiadaniem o
męczących trudnościach owego „konstatowania sensu”. O tym, w jakim
stopniu stanowienie sensu jest uzależnione od historycznych
doświadczeń człowieka i wspólnoty, w której przeżył dany sobie
czas. Po drugiej wojnie światowej problem ten stał się obsesją
Iwaszkiewicza. Fenomen ten ma oczywiście walor uniwersalny,
dotyczy bowiem dramatów świadomości oplątanej i ograniczonej
własnym doświadczeniem. Po konflikcie bogów w archaicznym wieku
XVIII, po konflikcie interpretacji w przeklętym wieku XIX,
przyszła pora na wielką komedię sensów w agonalnym wieku XX. Ten
wir myśli Iwaszkiewicz ukazał w Sérénité, stwarzając dwie postaci,
które doświadczenie rozdzieliło, prowadząc po dwóch brzegach Rzeki
Czasu: Człowieka Zachodu i Skołatanego Polaka. Mając już lat
dziewięćdziesiąt, wielki uczony Chouart nie wątpi nawet przez
chwilę w pożytek swoich poczynań i nadal w spokoju konstruuje sens
swego życia. Ten sens jest „twardo nakreślony”, zapewne dlatego,
że celem uczonego jest ustalenie tzw. prawdy naukowej.
Niezmienność celu jest tu wystarczającym warunkiem stanowienia
sensu.
Pan August, mając lat osiemdziesiąt
nie potrafi skonstruować sensu, ponieważ doświadczenie historyczne
sprawiło, że jego życie, „niemądre, głupie i pogmatwane” stało się
w końcu „jakąś szarpaniną z ciągle zmieniającym się celem”. Ta
„zmienność sensów naszych żyć” doprowadziła go do przekonania, że
nawet bałwochwalstwo istnienia samego w sobie, które dotychczas
pomagało mu stanowić sens, teraz, na starość, kiedy życie zaczęło
spadać w nicość, przestało już pełnić, żeby wyrazić się uczenie,
funkcję sensotwórczą. Starość pozwoliła Iwaszkiewiczowi odkryć
prawdę, którą często odczuwa człowiek współczesny, u nas i na
Zachodzie, wszędzie: forma narażona na unicestwienie nie uzasadnia
swego zaistnienia. „Człowiek dzisiaj − powiedział Francis Bacon −
zdaje sobie sprawę ze swojej przypadkowości, z tego, że jego
istnienie jest całkowicie daremne, że musi grać swoją rolę bez
określonego celu”.
Toteż nawet jeśli zdoła ocalić sens
własnego żywota, zawsze dopadnie go bezsens jego istnienia. Cel
życia można ustalić i czasem nawet można go osiągnąć. Istnienie,
poza samym istnieniem, celu nie ma, nie jest konieczne i w swej
istocie jest absurdalne. Albert Camus starał się więc przekonać
swoje pokolenie, że z tym absurdem można, a nawet trzeba żyć,
chociaż każdy cel, który tłumaczy zaistnienie świata i życia, jest
tylko wymyśloną konstrukcją. „Mówiłem, że świat jest absurdalny i
pośpieszyłem się zanadto. Świat sam w sobie nie jest rozumny. To
wszystko, co można powiedzieć; absurdalna jest konfrontacja tego,
co irracjonalne, i szaleńczego pragnienia jasności, którego
wołanie rozlega się w najgłębszej istocie człowieka. Absurd zależy
tyle od człowieka, ile od świata”. Wprawdzie wiara w absurd
druzgocze nie tylko hierarchię wartości, ale czasem nawet same
wartości, z wyboru czyni farsę, a z upodobań krotochwilę, to
jednak rzadkie chwile radosnych uniesień potrafią jakoś te szkody
zrównoważyć.
Ryszard Przybylski
Baśń zimowa s.53
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.