piątek, 18 stycznia 2013

Absurd a konstruowanie sensu



Szukając sensu, wkraczamy więc w krainę baśni o świecie lub o swoim życiu. Søren Kierkegaard, pisarz, którego Iwaszkiewicz w ostatnich latach swego życia przeczytał z uwagą, twierdził, że „każda spekulacja ludzka zostaje w końcu snem, niepewnym przywidzeniem”. Szukanie sensu jest więc jakby pogrążaniem się w sen. Jego odnalezienie, określenie jego konkretnej treści, objawia się najlepiej w obrazach o charakterze onirycznym. „W opozycji do pozytywizmu − pisał Fryderyk Nietzsche − który zatrzymuje się przy fenomenach − «istnieją tylko fakty» − powiedziałbym: nie, fakty właśnie nie istnieją - istnieją jedynie interpretacje. Nie możemy ustalić żadnego factum «w sobie», chcieć dokonać czegoś podobnego jest zapewne bezsensem. [...] Jeśli słowo «poznanie» ma w ogóle sens, to świat daje się poznawać: jest jednak inaczej objaśnialny, nie ma żadnego sensu w swym tle, posiada natomiast niezliczone sensy...”. Niezliczone, ponieważ każdy, kto poznaje świat, tworzy swój własny sens. Własną baśń o swoim sensownym życiu. „Bez refleksyjnej świadomości człowieka − pisał Jung pod koniec życia − świat stałby się gigantycznym nonsensem, ponieważ − jak poucza doświadczenie − człowiek jest jedyną istotą, która umie skonstatować «sens»”.

Sérénité jest właśnie opowiadaniem o męczących trudnościach owego „konstatowania sensu”. O tym, w jakim stopniu stanowienie sensu jest uzależnione od historycznych doświadczeń człowieka i wspólnoty, w której przeżył dany sobie czas. Po drugiej wojnie światowej problem ten stał się obsesją Iwaszkiewicza. Fenomen ten ma oczywiście walor uniwersalny, dotyczy bowiem dramatów świadomości oplątanej i ograniczonej własnym doświadczeniem. Po konflikcie bogów w archaicznym wieku XVIII, po konflikcie interpretacji w przeklętym wieku XIX, przyszła pora na wielką komedię sensów w agonalnym wieku XX. Ten wir myśli Iwaszkiewicz ukazał w Sérénité, stwarzając dwie postaci, które doświadczenie rozdzieliło, prowadząc po dwóch brzegach Rzeki Czasu: Człowieka Zachodu i Skołatanego Polaka. Mając już lat dziewięćdziesiąt, wielki uczony Chouart nie wątpi nawet przez chwilę w pożytek swoich poczynań i nadal w spokoju konstruuje sens swego życia. Ten sens jest „twardo nakreślony”, zapewne dlatego, że celem uczonego jest ustalenie tzw. prawdy naukowej. Niezmienność celu jest tu wystarczającym warunkiem stanowienia sensu.

Pan August, mając lat osiemdziesiąt nie potrafi skonstruować sensu, ponieważ doświadczenie historyczne sprawiło, że jego życie, „niemądre, głupie i pogmatwane” stało się w końcu „jakąś szarpaniną z ciągle zmieniającym się celem”. Ta „zmienność sensów naszych żyć” doprowadziła go do przekonania, że nawet bałwochwalstwo istnienia samego w sobie, które dotychczas pomagało mu stanowić sens, teraz, na starość, kiedy życie zaczęło spadać w nicość, przestało już pełnić, żeby wyrazić się uczenie, funkcję sensotwórczą. Starość pozwoliła Iwaszkiewiczowi odkryć prawdę, którą często odczuwa człowiek współczesny, u nas i na Zachodzie, wszędzie: forma narażona na unicestwienie nie uzasadnia swego zaistnienia. „Człowiek dzisiaj − powiedział Francis Bacon − zdaje sobie sprawę ze swojej przypadkowości, z tego, że jego istnienie jest całkowicie daremne, że musi grać swoją rolę bez określonego celu”.

Toteż nawet jeśli zdoła ocalić sens własnego żywota, zawsze dopadnie go bezsens jego istnienia. Cel życia można ustalić i czasem nawet można go osiągnąć. Istnienie, poza samym istnieniem, celu nie ma, nie jest konieczne i w swej istocie jest absurdalne. Albert Camus starał się więc przekonać swoje pokolenie, że z tym absurdem można, a nawet trzeba żyć, chociaż każdy cel, który tłumaczy zaistnienie świata i życia, jest tylko wymyśloną konstrukcją. „Mówiłem, że świat jest absurdalny i pośpieszyłem się zanadto. Świat sam w sobie nie jest rozumny. To wszystko, co można powiedzieć; absurdalna jest konfrontacja tego, co irracjonalne, i szaleńczego pragnienia jasności, którego wołanie rozlega się w najgłębszej istocie człowieka. Absurd zależy tyle od człowieka, ile od świata”. Wprawdzie wiara w absurd druzgocze nie tylko hierarchię wartości, ale czasem nawet same wartości, z wyboru czyni farsę, a z upodobań krotochwilę, to jednak rzadkie chwile radosnych uniesień potrafią jakoś te szkody zrównoważyć.

Ryszard Przybylski
Baśń zimowa s.53

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.