Jak wielu z was czuje, że ma
misję do spełnienia? Coś, co musicie wykonać, pewien rodzaj
ważnego zadania, wyznaczonego wam przez Boga, los czy
cokolwiek innego? Ludzie często dają się pochwycić w pogląd
bycia kimś z misją. Kto potrafi być tylko w zgodzie z
rzeczami, jakimi są, ciałem które rośnie, starzeje się i
umiera, ograniczając się do oddychania i bycia świadomym?
Możemy praktykować życie w obrębie moralnych wskazań, czynić
dobro, reagować na potrzeby i doświadczenia, żyć z
uważnością i mądrością - ale nie ma nikogo, kto musiałby coś
robić. Nikogo z misją, nikogo specjalnego, nie stwarzamy
osoby czy świętego czy awatara czy tulku czy mesjasza czy
Maitrei. Nawet jeżeli myślisz: "Jestem nikim", nawet będąc
nikim jest się kimś w tym życiu, czyż nie? Możesz być tak
samo dumny z bycia nikim jak z bycia kimś, i tak samo uległy
złudzeniom przywiązania do bycia nikim. Ale czymkolwiek jest
to w co wierzysz, że tym jesteś, że jesteś nikim, albo kimś
z misją, albo nonsensem i brzemieniem dla świata, lub w
jakikolwiek inny sposób jeszcze widzisz samego siebie,
obecne jest tam poznawanie, widzenie wstrzymania takiego
poglądu.
Poglądy powstają i zanikają, czyż
nie? "Jestem kimś, ważną osobą, która ma misję w życiu": to
powstaje i zanika w umyśle. Zauważ zakończenie bycia kimś
ważnym czy bycia nikim czy czymkolwiek - wszystko to
powstaje i zanika, nieprawdaż? Wraz z widzeniem powstawania
tego i zaniku, pojawia się wolność od chwytania się poglądu
bycia kimś z misją czy bycia nikim. To zakończenie całej
masy cierpienia, potrzeby rozwijania czegoś, bycia kimś,
zmiany czegoś, doprowadzenia wszystkiego do porządku,
usunięcia wszystkich skalań, czy zbawienia świata. Nawet
najwyższe ideały, najlepsze myśli mogą być widziane jako
rzeczy które powstają i zanikają w umyśle.
Możecie myśleć, że to bezpłodna
filozofia życia, ponieważ jest znacznie więcej serca i
uczucia w byciu kimś, kto zamierza zbawić wszystkie świadome
istoty. Ludzie poświęcający siebie, mający misję i pomagający
innym, mający ważne rzeczy do zrobienia, są inspirujący. Ale
kiedy postrzegacie to jako rzeczy, dhammy, widzicie
ograniczenia tych inspiracji i ich wstrzymanie. Jest w tym
dhamma tych aspiracji i działań raczej, niż ktoś kto stał
się kimś czy przymus zrobienia czegoś. Całe to złudzenie
jest puszczone i to co pozostaje to czystość umysłu. Wtedy
reakcja na doświadczenia pochodzi z mądrości i czystości
raczej niż za osobistego przekonania i misji, z jej
poczuciem jaźni, mnie i innych, i wszystkich tych
komplikacji pochodzących ze wzoru tego złudzenia.
Czy możecie temu zaufać? Czy
możecie zaufać puszczeniu wszystkiego i nie byciu
kimkolwiek, nie posiadaniu żadnej misji, braku potrzeby
stania się kimkolwiek? Czy możecie temu rzeczywiście zaufać,
czy też odnajdujecie, że wzbudza to w was lęk, czy
przygnębienie? Może rzeczywiście chcecie inspiracji.
"Powiedz mi, że wszystko jest w porządku; powiedz, że
rzeczywiście mnie kochasz; że to co robię jest słuszne i
buddyzm nie jest egoistyczną religią gdzie oświecasz się dla
samego siebie; powiedz mi, że buddyzm ma na celu zbawienie
wszystkich czujących istot. To właśnie to do czego
zmierzasz, Ajahnie Sumedho, prawda?"
Na co wskazuję, to czym jest
inspiracja, jako doświadczenie. Idealizm: nie próbuję tego
negować czy osądzać w żaden sposób, ale dokonać refleksji,
by poznać zawartość umysłu, i jak łatwo możemy dać się
zwieść przez nasze własne idee i szczytne ideały. I
spostrzec jak bardzo niewrażliwymi, okrutnymi i
nieuprzejmymi możemy być, przywiązując się do naszych
poglądów na bycie uprzejmym i wrażliwym. To miejsce gdzie
rzeczywiście odbywa się prawdziwe dociekanie Dhammy.
Pamiętam moje własne
doświadczenie, zawsze miałem pogląd, że byłem kimś
specjalnym, na pewien sposób. "Cóż, musiałem być specjalną
osobą. Już jako dziecko fascynowałem się Azją i jak tylko
mogłem, zacząłem uczyć się chińskiego na uniwersytecie,
zatem z pewnością muszę być reinkarnacją kogoś kto był
związany z orientem".
Ale rozważ taką refleksję: bez
względu na to ile znaków bycia specjalnym czy też
dotyczących poprzednich egzystencji mógłbyś zapamiętać, czy
usłyszeć głos Boga, czy przesłanie z kosmosu, cokolwiek -
nie negując tego, że te rzeczy mogą być realne - są one
nietrwałe. Są anicca, dukkha, anatta. Dokonujemy nad
nimi refleksji, takimi jakimi są - pojawiającymi się i
zanikającymi: przesłanie od Boga jest czymś co się pojawia i
znika w twoim umyśle, czyż nie? Bóg nie mówi do ciebie
zawsze i stale, chyba, że uznamy ciszę za głos Boga. Zatem
nie mówi to nic specjalnego, czyż nie? Możemy to nazwać
jakkolwiek, możemy to nazwać głosem Boga czy boskości, czy
brzmieniem kosmosu czy szumem przepływającej przez uszy
krwi. Ale czymkolwiek to jest, może to być użyte dla
rozwinięcia uwagi i refleksji - oto na co wskazuję, jak
używać tych rzeczy bez czynienia ich czymś wspierającym
osobowość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.