sobota, 19 stycznia 2013

Michał Anioł i starość

Mając osiemdziesiąt jeden lat, przekonany, że śmierć jest tuż−tuż, Michał Anioł pisał wspaniałe sonety. Nadal pracował i tworzył. „Bóg chce, drogi Vasari − donosił biografowi − że jeszcze dźwigam brzemię lat. Wiem, iż powiecie, żem stary i niemądry, zabierając się do sonetów. Choć jednak wielu mówi, że zdziecinniałem, chcę właśnie to uczynić”. Chciał się dowiedzieć, co też wyczynia starość z myślą o sensie istnienia. Tego jeszcze nie wiedział a przecież był przeświadczony, że coś sensownego może o tym powiedzieć dopiero człowiek zgnębiony starością. „Jestem stary − pisał w liście do Luki Martiniego w roku 1547 − i śmierć odebrała mi wszelkie pomysły młodości. I ten, kto nie wie, czym jest starość, powinien cierpliwie oczekiwać jej nadejścia, jako że wcześniej doświadczyć tego nie jest w stanie”. I w końcu dowiedział się, jakimi myślami napełnia człowieka stare ciało.

Dilombato, crepato, infranto e rotto
son gia per le fatiche, e 1’osteria
è morte, dov’io viv’e mangio a scotto.

Chromy, złamany i zbity mozołem
Żywota jestem; śmierć moja gospoda,
Gdzie żyję i gdzie stołuję się społem.

Wędrówka po gościńcu żywota, trudy życia, le fatiche, sprawiły, że stał się podobny do starej szkapy. Dilombato, znużony, ale i z nadwerężonym krzyżem; crepato, złamany, ale i zdychający; infranto, połamany, ale i zmiażdżony; rotto, zniszczony, ale i pokonany przez mozół życia, jak pięknie to oddał Leopold Staff, dowlókł się nareszcie do oberży, gdzie miał nadzieję jakoś odpocząć. Karczmy służyły kiedyś nieocenionym odpoczynkiem w czasie podróży. Za ich progiem młodego człowieka czekało sporo hałaśliwej radości, starca zaś − ulga w zmęczeniu. Gospoda śmierci, do której wkroczył Michał Anioł, nazywała się starość. Leonardo miał jeszcze bardziej ponury pogląd. Zajazdem śmierci było dla niego samo ludzkie istnienie. Ze swej natury. Ze swej istoty. Jako ogniwo w Wielkim Łańcuchu zabijania i wzajemnego zżerania się.

„Człowiek i zwierzęta są właściwie przewodem i kanałem pokarmu, grobem zwierząt, gospodą umarłych, pochwą rozkładu, tworząc sobie życie z śmierci innych”. Starość to nocleg w karczmie, której właścicielką jest śmierć, piękna bezlitosna pani, La Belle Dame sans Merci. Z tej oberży, w której nie zapomina się o rachunku, Stary Wędrowiec już nie zdoła wyruszyć w dalszą drogę. Zanim tu zemrze, zapłaci za wikt i opierunek aż nadto wygórowaną cenę. Wdzięki oberżystki, jak wszystkie chorobliwe czary, zdają się go bowiem obezwładniać. Bella ostessa brutti conti. Piękna Karczmarka, słone rachunki. Nie da się zaprzeczyć, że zbyt słone. Nawet jeśli Bezlitosna Pani słodzi mu tę bezczelność platońską baśnią o nieśmiertelności duszy.

Ryszard Przybylski
Baśń zimowa s 19

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.