Bruno Schulz |
Bruno Schulz
czyli podwórkowa ballada o dwóch dobrodziejach
Dwóch skłóconych
gestapowców żyło w centrum Drohobycza,
pierwszy miał swojego
Loewa, drugi miał swojego Schulza.
Loew prowadził w
mieście zakład i dentystą się nazywał,
nocą burdel był tam, w
którym pierwszy gestapowiec bywał.
Za to Bruno Schulz
malował i potrafił wieść dyskusje,
miał go drugi
gestapowiec, ot stosunki międzyludzkie.
W noce złe, w noce złe
udostępniał władzom Loew dziewczyny swe.
W morzu łez, w morzu
łez Bruno Schulz Petrarkę streszczał dla SS.
To był wstęp dotyczył
życia, które zawsze jakoś leci
i pozwala nie
dostrzegać zmierzchu, schyłku, klęski, śmierci.
To był wstęp dotyczył
życia, które zawsze jakoś leci
i pozwala nie
dostrzegać zmierzchu, schyłku, klęski, śmierci.
Szła wiadomość od
Truskawca, że się ponoć coś zaczęło
a w pobliskim
Drohobyczu póki co grodzili getto.
I niebawem znów się
trochę posprzeczali dwaj tajniacy
no i drugi, ten od
Schulza, zarżnął Loewa w ramach pracy.
Kiedy pierwszy się
dowiedział, że zabili Loewa jemu
wnet dogonił w mieście
Schulza i zastrzelił go drugiemu.
I na bruk, i na bruk z
resztek złudzeń się otrząsnął Bruno Schulz.
Hałas ten, w teatrze
gong, jakaś czerń i ojca wzrok i może koń...
No i już, no i już jak
w balecie najlepszym na świecie tańczy Schulz...
Dawne czasy, dawny
teatr, dawna strata,
w czasie wojny każdy
dźwiga własny ciężar.
W końcu sztuka jest
ważniejsza niż biografia.
Zbieg przypadków? Ale
jednak...
Jeśli Twój dobrodziej
ma jakiegoś wroga
i mu zniszczy ulubieńca
wiedz, że nadszedł czas
by zacząć się pakować
i nowego szukać
miejsca.
Jak Bruno Schulz za
tamtych lat,
jak Bruno Schulz,
choćby nawet miał by to być tylko tamten świat,
wciąż w drodze być, z
walizką żyć...
Jacek Kleyff
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.