Nie
ma co dywagować na temat spiskowej teorii dziejów gdy na
naszych
oczach rozgrywa się ich spiskowa praktyka. Kiedy
w ubiegłym stuleciu, do lamusa historii zaczęły odchodzić
systemy
totalitarne egzekwujące społeczną kontrolę przy pomocy tzw.
środków bezpośredniego przymusu,
znaczenia zaczęły nabierać metody socjotechniczne. Grupy
marketingowe agresywnego kapitalizmu amerykańskiego od dawna
już
stosowały całą gamę środków „zachęty” w stosunku do
potencjalnego klienta. Od tradycyjnej „propagandy”, poprzez
odpowiedni dobór kolorów reklam, aż do (formalnie zakazanych)
błyskawicznych bodźców wizualnych działających na
podświadomość
widza. Działania marketingowe, tradycyjnie skierowane na
promocję
konkretnej marki poszukiwanego wyrobu (tzw. commercials),
stopniowo ewoluowały w kierunku tak zwanych „infomercials”.
Te ostatnie miały już za zadanie nie przekonywać do zakupu
konkretnej marki poszukiwanego przez klienta wyrobu, ale
namawiać do
zakupu oferowanego rodzaju produktu, bez względu na to czy
potencjalny odbiorca w ogóle poszukiwał takowego. Te zdobycze
socjotechniki stanowiły solidną podstawę do zastąpienia
wspomnianych środków przymusu bezpośredniego metodami
„perswazji
medialnej”.
Upowszechnienie
elektronicznych
nośników informacji (telewizja) i „information
technology”
(komputer, internet) wzmocniło jeszcze te trendy. Aby jednak w
pełni
móc wyzyskać ich owoce należało uzyskać monopol informacyjny.
O
ile prasa „wolnego świata” od dość dawna znajdowała się we
„właściwych rękach”, o tyle dynamicznie się rozwijający
rynek mediów elektronicznych musiał jeszcze dostać się w pełni
pod kontrolę „ośrodków decyzyjnych”. Z jednej strony pomógł
tu proces „globalizacji”, pozwalający na skupienie w kilku
zaledwie najbogatszych rękach gros nadawców, a z drugiej
odpowiednia „regulacja rynku” praktycznie uniemożliwiająca
przebicie się niezależnym publikatorom. Swoistym ewenementem
na
polskim rynku są „Radio
Maryja” i
„Telewizja
Trwam”
doprowadzające do szału swoją egzystencją dysponentów tzw.
„mainstream
mass media”.
Szczęśliwie ta sytuacja nie ma precedensu w „zachodnim
cywilizowanym” świecie. Mając gros światowych środków przekazu
pod swoją kontrolą, „ośrodki decyzyjne” mogą nie tylko
dowolnie selekcjonować i kontrolować przepływ informacji, ale
mogą
również tworzyć wirtualną fikcję i urabiać do woli opinię
publiczną.
Klasycznym
przykładem
wirtualnego kłamstwa, był przekaz medialny z okresu
konfliktu w Kosowie. Nie ograniczał się on tylko do zwykłej
propagandy przy zastosowaniu „uznanych ekspertów i
autorytetów”,
ale również do tworzenia całych inscenizacji, filmowanych i
rozpowszechnianych w świecie jako przekaz rzeczywistości. Wg.
Antiwar.com
celowała w tym procederze CNN reżyserując całe przedstawienia
pt.
„ucieczka Albańczyków z Kosowa”. Jak prostymi metodami można
tworzyć totalne wirtualne kłamstwo, łatwo się było przekonać
oglądając „spektakl” pt. „Spotkanie Madeleine Albright z
Albańczykami w Prisztinie” już po jej „wyzwoleniu” (osobista
obserwacja autora). Kamera pokazała panią sekretarz
przemawiającą
na podium i otoczoną gęstym morzem głów słuchaczy. Tylko
nieopatrzny ruch kamerą pokazał wielkość „tłumu”
składającego się w rzeczywistości z ok. dwudziestu stłoczonych
i
prawdopodobnie dobrze opłaconych osób, poza którymi była już
tylko pusta przestrzeń.
Istotniejszą
rolą
niż fabrykowanie pospolitych kłamstw jest jednak umiejętne
kształtowanie opinii publicznej, polegające na „przesunięciu
spectrum akceptowanych społecznie zasad moralnych”.
Zilustrować
to można na przykładzie bardzo obecnie a
propos,
a mianowicie zachowań seksualnych. Od zarania świata obecne
były w
życiu społeczeństw wszystkie znane formy tych zachowań. Od
zboczeń np. nekrofilii, pedofilii, czy homoseksualizmu,
poprzez
„zwykłą” rozwiązłość aż do normalnego życia w rodzinie. A
od tego ostatniego do życia zakonnego w „czystości”. Z tym
spectrum zachowań skorelowana zawsze była ocena
społeczno-moralna.
W zależności od czasów i specyfiki cywilizacyjnej podlegająca
wahaniom. Jednak z reguły za normę przyjmowano życie rodzinne,
mniej lub bardziej przykładne, pogardą a często i restrykcjami
karnymi zaopatrywano to co „na minusie” (e.g. zboczenia), a
estymą i często wsparciem społecznym to co „na plusie”.Obecnie
„miara moralna i społeczna” tego spectrum przesuwa się „na
minus”.
Ten
proces dobrze ilustruje stwierdzenie jednego z katolickich
biskupów,
który powiedział niedawno, że gdyby w połowie XX wieku do
urzędu
stanu cywilnego stawiło się dwóch mężczyzn, prosząc o ślub to
szybko wylądowali by w szpitalu psychiatrycznym, a obecnie
„obrządki
zaślubin” tego typu odbywają się z całą powagą i nikogo to
nawet nie dziwi. Pedofilia ciągle jeszcze jest
„przestępstwem”,
ale już w „postępowej” Holandii pojawiają się próby zmiany
tej sytuacji. Życie w rodzinie, jest już nie normą ale
konserwatywnym obciążeniem, natomiast np. zakon, ciągle
jeszcze
niekaralnym „dziwactwem”. Jeżeli proces ten będzie postępował
dalej, to zapewne za jakiś czas zakony zostaną wyjęte spod
prawa,
a kwitnąć będą wszelkie formy zboczeń zapewne jako „nowoczesne
metody wyrażania poglądów” czy coś podobnego. Celem tego
zabiegu socjotechnicznego jest uznanie przez społeczeństwo
tego co
złe za normę a tego co dobre za jeżeli nie przestępstwo to
przynajmniej „skrajny margines”.
Aby
tego
dokonać trzeba jednak najpierw ogłupić gros społeczeństwa.
Najlepiej zacząć jak najwcześniej. Już Lenin stwierdził
„dajcie
mi na wychowanie małe dzieci a z każdego zrobię komunistę”. Od
dawna już tej dewizie hołdują zachodnie systemy edukacyjne,
które
wbrew kłamliwej propagandzie o „wysokich standardach” w swojej
masie produkują głównie ograniczonych umysłowo niedouków,
którzy
w najlepszym wypadku posiadają umiejętności w jakiejś wąskiej
specjalności. Dalej proces ogłupiania kontynuowany jest już
opisanymi metodami głównie przez media. Zniekształcenie
omawianego
„spectrum” prowadzi do zaniku zmysłu moralnego. Wg. amerykanki
Lindy Kimball (Bajda) ten zanik jest dowodem głupoty nabytej i
posuniętej aż do idiotyzmu. Nieco inaczej definiuje to
Michalkiewicz ( „Zanim
Usłyszymy Kroki”)
w ocenie „polskiej opinii publicznej”: „ Ponieważ opinię
publiczną w Polsce w znacznym stopniu kształtują
półinteligenci,
jedynym bezpiecznym sposobem jest śpiewanie w chórze, bo skoro
całe
stado tak samo śpiewa, to nikt nie naraża się na ośmieszenie
indywidualne”.
Takie
właśnie
mechanizmy spowodowały, że polskie społeczeństwo, które
jako pierwsze powiedziało komunizmowi „NIE” i pierwsze wyrwało
się z tego totalitaryzmu, praktycznie natychmiast dało się
wprzęgnąć w jego nową formę dla niepoznaki nazywaną
„demokracją”. Poddało się władzy ideologicznej starych
ortodoksyjnych komunistów jak Michnik czy Kuroń, oddało władzę
w
ręce komunisty Kwaśniewskiego, z uwielbieniem wpatrywało się w
„ekonomicznego guru”, komunistycznego doktrynera ze „szkoły”
przy Komitecie Centralnym PZPR, „profesora” Balcerowicza.
Można
chyba tu zaryzykować stwierdzenie, że Polska jest modelowym
przykładem, jak metodami „medialnej perswazji” nakłonić
społeczeństwo do akceptacji tego z czym przez dekady walczyło.
Jak
to, zakrzykną gromko „ekonomiczne autorytety”, teraz Polska ma
„gospodarkę rynkową”, „nowoczesny system bankowy” etc. etc.
Meritum sprawy polega na tym, że w totalitaryzmie
komunistycznym
właścicielem gospodarki była PZPR (czytaj agentura
zagraniczna), w
totalitaryzmie demokratycznym wielkie konsorcja międzynarodowe
(znów
agentura zagraniczna). Jedno co się zmieniło to „środki
perswazji”. W komunizmie było to ZOMO obecnie przykładowo TVN
„Całe kłamstwo całą dobę” i
inne „mainstream
mass media”. Czy
uda się z tego Polsce wyrwać? Podobnie jak w przypadku
komunizmu,
nie jest to walka tylko z wrogiem wewnętrznym, ale z całym
globalnym systemem. Polakom nigdy odwagi nie brakowało, a w
przypadku walki z komunizmem była to najważniejsza zaleta. Do
przezwyciężenia obecnego systemu potrzeba przede wszystkim
bardzo
wiele mądrości. A ile jest jej w polskim społeczeństwie każdy
może ocenić sam.
14.04.2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.