środa, 4 grudnia 2013

Diogenes


Jak opowiada Teofrast w Mowie megarejskiej, Diogenes na widok przebiegającej myszy, która ani kryjówki nie szukała, ani nie lękała się ciemności, ani nie pragnęła niczego z tego, co uchodzi za łakocie, znalazł odpowiedni do okoliczności sposób życia. On pierwszy składał płaszcz we dwoje, jak mówią, bo był biedny, i używał go też jako posłania, i nosił torbę, w której miał pieczywo. W byle jakim miejscu załatwiał wszystkie swoje sprawy: jadł, spał, rozprawiał. (…)

Diogenes napisał list do kogoś znajomego, aby mu się wystarał o mieszkanie, a gdy ów zwlekał, zrobił sobie mieszkanie z beczki w Metroonie, jak o tym sam pisze w swoich listach. W lecie tarzał się na gorącym piasku, w zimie zaś obejmował pieszczotliwie zaśnieżone posągi, aby się na wszelki sposób hartować.

Z wielką pogardą odnosił się do innych, szkołę Euklidesa nazywał żółciową, a naukę Platona — marnowaniem czasu, konkursy dramatyczne na Dionizjach — wielkim widowiskiem dla głupców, a demagogów — sługami pospólstwa. Mówił także, że gdy widzi w życiu sterników, lekarzy, filozofów, nazywa człowieka istotą najmędrszą wśród istot żyjących, kiedy natomiast widzi tłumaczy snów, wróżbiarzy i im podobnych albo też ludzi chełpiących się czy to sławą, czy to pieniędzmi, wtedy nic nie wydaje mu się głupsze od człowieka. Stale powtarzał, że aby żyć, trzeba albo mieć rozum, albo trzymać w pogotowiu stryczek. (…)

Zapytany, gdzie w Grecji widzi się dobrych mężów, odpowiedział: „Dobrych mężów nigdzie, natomiast dobre dzieci w Sparcie". Gdy raz mówił o rzeczach poważnych, a nikt go nie słuchał, zaczął gwizdać, a gdy się ludzie zgromadzili wokół niego, łajał ich, że na głupi żart zbiegli się skwapliwie, do rzeczy poważnych natomiast ociągali się. Mówił także, że ludzie idą w zawody ze sobą, gdy chodzi o kopanie rowów i ćwiczenie sprawności nóg, ale nikt nie idzie w zawody o to, by stać się doskonałym moralnie. Dziwił się, że gramatycy tak starannie badają błądzenia Odyseusza, własnych natomiast błędów nie widzą, że muzycy zestrajają struny w lirze, a o harmonię własnej duszy nie dbają, uczeni wznoszą oczy ku słońcu i księżycowi, a nie widzą tego, co się dzieje pod ich nogami, retorzy chętnie rozprawiają o sprawiedliwości, ale bynajmniej sprawiedliwie nie postępują, ganią skąpców, a sami nade wszystko lubią pieniądze. Potępiał ludzi, którzy chwalą sprawiedliwych za to, że gardzą bogactwem, sami jednak zazdroszczą bo gaczom. Gniewali go także ludzie, którzy składają ofiary bogom, prosząc ich o zdrowie, a podczas samej ofiary objadają się ze szkodą dla zdrowia. Podziwiał niewolników, którzy, widząc objadających się panów, nie ruszają zgromadzonych na stole potraw. Chwalił tych, którzy zamierzają się żenić, ale się nie żenią, i tych, którzy zamierzają wyruszyć na morze, ale nie wyruszają, i tych, którzy zamierzają się zająć polityką, ale się nią nie zajmują, i tych, którzy zamierzają założyć rodzinę, ale nie zakładają, i tych, którzy go towi są obcować z możnymi, ale się do nich nie zbliżają. (…)

Jego wychowankowie znali wiele utworów poetów i historyków, a także utwory samego Diogenesa; robił dla nich skróty, żeby im ułatwić zapamiętanie całego materiału. W domu uczył ich, aby byli usłużni, zadowalali się prostym posiłkiem, gasili pragnienie wodą, nosili włosy ostrzyżone do skóry i bez żadnych ozdób. Wprowadził też zwyczaj chodzenia bez chitonów i boso, w milczeniu, tak aby w drodze każdy zwracał uwagę tylko na siebie. (...)

Gdy raz zobaczył dzieciątko, które piło wodę z ręki, wyrzucił z torby kubek mówiąc: „Dziecko prześcignęło mnie w sztuce ograniczania potrzeb życiowych". Wyrzucił też miseczkę, kiedy zobaczył, że dziecko, zbiwszy naczyńko, jadło soczewicę z dołka wyżłobio nego w chlebie. (…)

Gdy się wygrzewał na słońcu w Kraneionie, stanął przy nim król Aleksander i powiedział: „Proś mię, o co chcesz!" — Na co Diogenes: „Nie zasłaniaj mi słońca". (…)
Gdy Platon podał definicję „Człowiek jest to istota żywa, dwunożna, nieopierzona" i tą definicją chełpił się i zdobył poklask, Diogenes oskubał koguta i zaniósł do szkoły na wykład Platona, mówiąc: „Oto jest człowiek Platona". Odtąd do tej definicji dodawano słowa: „o szerokich pazurach". Gdy go zapytano, o jakiej porze dnia należy jeść śniadanie, odpowiedział: „Jeżeli się jest bogatym, kiedy się chce, jeśli ubogim, kiedy się może". (...)

Widząc w Megarze, że owce są okryte skórami, a pasące je dzieci są nagie, powiedział: „W Megarze lepiej jest być baranem niż dzieckiem". Kogoś, kto go potrącił drągiem i potem zawołał: „Uwaga", zapytał: „Chcesz jeszcze raz mnie uderzyć?". Przywódców ludu nazywał sługami pospólstwa, wieńce zaś przekwitłą sławą. Za dnia chodził po mieście z zapaloną lampką, mówiąc: „Szukam człowieka". (…)

Ganił modlitwy ludzi mówiąc, że proszą o to, co im się dobre wydaje, a nie o to, co jest dobre naprawdę. Do tych, którzy wpadają w trwogę z powodu snów, mówił, że nie troszczą się o to, co czynią na jawie, a robią wiele hałasu o to, co się im jawi we śnie. (…)

Ateńczycy kochali Diogenesa: gdy więc jakiś chłopak rozbił mu beczkę, wymierzyli mu chłostę, filozofowi zaś ofiarowali inną beczkę. Dionizjos stoik mówi, że wzięty do niewoli pod Cheroneą [338 p. n. e.] Diogenes został zaprowadzony przed Filipa, który go zapytał, kim jest, na co filozof odpowiedział: „Szpieguję twoją nienasyconą zachłanność". Podziwiając jego odwagę, Filip wypuścił go na wolność. (...)

Kiedy Platon rozprawiał o ideach i używał takich nazw, jak „stołowość" i „kielichowość", Diogenes powiedział: „Stół i kielich widzę, stołowości i kielichowości natomiast w żaden sposób nie mogę dojrzeć". Na to Platon odpowiedział: „Tak, bo masz oczy, którymi widzisz stół i kielich, ale nie masz rozumu, którym się widzi stołowość i kielichowość". Zapytany: „Za jakiego człowieka uważasz Diogenesa?" odpo wiedział: „Za Sokratesa szalonego". Na pytanie, jaka jest chwila najodpowiedniejsza do żeniaczki, odpowiedział: „Dla młodych ludzi jest na to jeszcze za wcześnie, dla starych już za późno". (…)

Gdy ktoś zauważył: „Wielu z ciebie się śmieje", odpowiedział: „Ale mnie ich śmiech nie dosięga". Kogoś, kto mu powiedział: „Życie jest nieszczęściem", skorygował: „Nie życie, ale złe życie jest nieszczęściem". Gdy mu doradzono, aby szukał zbiegłego niewolnika, powiedział: „Śmieszne by to było zaiste, gdyby Diogenes nie mógł żyć bez Manesa, jeśli Manes może żyć bez Diogenesa". (…)

Łajany przez kogoś, że dopuścił się niegdyś fałszowania pieniędzy, powiedział: „Był czas, kiedy ja byłem taki, jaki ty jesteś teraz, ale jaki ja jestem teraz, ty nigdy nie będziesz". Gdy mu ktoś inny wyrzucał to samo, powiedział: „Kiedyś oddawałem mocz publicznie, a teraz już tego nie robię". (…)

Gdy raz wrócił z igrzysk olimpijskich, na pytanie, czy wielki był tłum, odpowiedział: „Tłum był wielki, ale ludzi niewielu". Rozpustników porównywał do drzew figowych rosnących na pochyłościach: owoców ich człowiek nie kosztuje, zjadają je tylko kruki i sępy. Gdy Fryne ofiarowała w Delfach złoty posąg Afrodyty, Diogenes — jak mówią — umieścił pod nim napis: „Od rozwiązłości Greków". Raz stanął przed Diogenesem Aleksander i powiedział: „Jestem Aleksander, Wielki Król". Na to odrzekł Diogenes: „A ja jestem Diogenes, pies". Gdy go zapytano, co robi, że nazywają go psem, odpowiedział: „Schlebiam tym, którzy mi coś dają, obszczekuję tych, którzy mi nic nie dają, a złych gryzę". Raz zerwał z drzewa figowego figę, a gdy mu strażnik powiedział, że na tym drzewie niedawno powiesił się człowiek, odparł: „A zatem oczyszczam drzewo". Na widok zwycięzcy olimpijskiego patrzącego z wielkim zainteresowaniem na he- terę tak się odezwał: „Oto waleczny baran ciągniony za szyję przez przypadkowo napotkaną dziewkę". Piękne hetery, mawiał, są jak trucizna zaprawiona miodem. (...)

Widząc, jak syn hetery rzuca kamieniem w tłum, powiedział: „Uważaj, bo możesz trafić w swego ojca!" (...)

Gdy go zapytano, co mu dała filozofia, odpowiedział: „Jeżeli nawet nic innego, to w każdym razie to, że jestem przygotowany na wszelkiego rodzaju los". Na pytanie, skąd pochodzi, odpowiedział: „Jestem obywatelem świata ". (...)

Człowiekowi, który przyprowadził do niego na naukę syna, mówiąc, że jest bardzo zdolny i ma bardzo dobry charakter, powiedział: „Po cóż więc mnie potrzebuje?" O ludziach, którzy głoszą wzniosłe zasady, ale wedle, nich nie postępują, mawiał, że niczym się nie różnią od cytry, która wydaje dźwięk, ale sama go nie słucha ani na jego piękno nie reaguje. Wchodził do teatru wtedy, gdy inni wychodzili, a gdy go pytano, dlaczego tak czyni, odpowiadał: „W całym moim życiu tak postępuję". Widząc raz młodzieńca, który się zachowywał jak kobieta, zapytał: „Czy nie wstyd ci, że starasz się być gorszy, niż cię natura stworzyła? Stworzyła cię mężczyzną, a ty zmuszasz się, żeby być kobietą?" Głupca strojącego psalterion1 zapytał: „Czy nie wstyd ci, że umiesz stroić instrument z drzewa, a nie potrafisz zestroić własnej duszy ze swym życiem?" Ktoś mu powiedział: „Nie nadaję się do studium filo- zofii!" Na to Diogenes: „Po cóż więc żyjesz, jeżeli nie dbasz o to, aby żyć pięknie?" Człowieka, który nie szanował własnego ojca, zapytał: „Czy nie wstyd ci lekceważyć tego, dzięki komu sam siebie wysoko cenisz?" Widząc młodzieńca dobrze wychowanego, ale plotącego rzeczy nieprzyzwoite, powiedział: „Czy nie wstydzisz się wyciągać ołowianego miecza z pochwy z kości słoniowej?" Gdy mu zarzucano, że pije w oberży, odpowiedział: „A przecież w golarni się golę!" (...)

Mówił, że rozkosz miłości okupuje się nieszczęściem. Na pytanie, czy śmierć jest złem, odpowiedział: „Jak może być złem, skoro wtedy, gdy nadchodzi, nie odczuwamy już ani zła, ani dobra". Gdy Aleksander stanął koło niego mówiąc: „Czy się mnie nie boisz?" — Diogenes zapytał: „A czym jesteś? Czymś dobrym czy czymś złym?" Gdy zaś Aleksander odpowiedział: „Czymś dobrym", Diogenes odparł: „Czemuż więc miałbym się bać tego, co dobre?" „Wykształcenie (παιδεία), mówił, daje młodym rozwagę, starszym pociechę, dla ubogich jest bogactwem, dla bogatych ozdobą". Do rozpustnika Didymona, który leczył na oko młodą dziewczynę, powiedział: „Patrz, abyś lecząc dziewczęce oko nie zepsuł dziewicy". [W oryginale gra słów: nie zepsuć dziewicy (την κόρη ν) może znaczyć też: nie zepsuć źrenicy. ]

Mówił, że w życiu w ogóle nie można nic osiągnąć bez ćwiczenia. Ćwiczenie zaś pomaga wszystko przezwyciężyć. Ażeby żyć szczęśliwie, należy zamiast trudów niepotrzebnych wybrać tylko trudy zgodne z naturą (τους κατά φύσιν, scil. πόνους); nieszczęście wynika tylko z braku rozumu. Gardzenie rozkoszą można nauczyć się odczuwać jako największą przy jemność, bo podobnie jak ci, którzy przywykli żyć wśród rozkoszy, niechętnie zmieniają tryb życia, tak ci, którzy ćwiczą się w pogardzie rozkoszy, znajdują w tym przyjemność. Tak nauczał Diogenes i zgodnie ze swoją nauką postępował.

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.