poniedziałek, 30 grudnia 2013

Fotografia i pamięć


"Austerlitz próbuje zatrzymać czas, używając żywego i plastycznego języka, ale dokonuje tego także za pomocą fotografii. Często widzimy go z aparatem fotograficznym i słyszymy komentarz narratora o wykonywaniu przezeń zdjęć. W samym tekście dużo się mówi o fotografii. Ważna jest szkolna sekwencja, w której wspomina Austerlitz swoją przyjaźń ze szkolnym kolegą i godziny spędzane w ciemni: 'Przy pracy fotograficznej szczególnie fascynował mnie moment, gdy na naświetlanym papierze cienie rzeczywistości wyłaniają się, by tak rzec, z niebytu, zupełnie jak wspomnienia, (...) które też nocą nagle się w nas wynurzają, i choć chciałoby się je zatrzymać, zaraz znowu zapadają w ciemność, nie inaczej niż odbitka, pozostawiona długo w wywoływaczu' (A, 97). W momencie rozstania Austerlitza z narratorem i przekazania mu kluczy do swojego mieszkania, również - nieprzypadkowo - pojawia się wątek fotograficzny. Narrator nie tylko dostaje pozwolenie mieszkania w nim, ale, co znaczące, może on 'studiować czarno-białe fotografie, jedyne, co pozostanie z jego życia' (A, 354). Ciekawy jest domysł jednego z interpretatorów, wedle którego to właśnie narrator ilustruje tekst swojej opowieści zdjęciami zrobionymi przez siebie, jak i tymi, które pochodzą z archiwum prywatnego Austerlitza.

Fotografia to istotna i, jak wspomniałem, z całą pewnością niedekoracyjna część książki Sebalda. Ale czym one są w istocie? Jaka jest ich rola w tekście? Posłuchajmy najpierw ciekawej uwagi pisarza na temat fotografii: 'Dziwne rzeczy zdarzają się, kiedy włóczysz się po świecie bez celu, kiedy jedziesz gdzieś i wtedy właśnie chcesz zobaczyć, co stanie się dalej. Wówczas z rzeczami dzieje się coś, w co nie jesteś w stanie później uwierzyć. To, co następuje później, jest bardzo ważne: konieczne jest, by w jakiś sposób zatrzymać je, udokumentować. Oczywiście, możesz to zrobić pisząc, ale słowo pisane nie jest przecież prawdziwym dokumentem. Fotografia jest prawdziwym dokumentem par excellence'. Sebald powtarza tu lekcję Barthesa. Fotografia może zniekształcać, deformować, ukazywać rzeczy fragmentarycznie, z jednego tylko punktu widzenia, ale zawsze poświadcza istnienie tego, co przed obiektywem. Fotografie nie tyle wskrzeszają miniony czas, ile wyposażają minione rzeczy w istnienie. Poświadczają istnienie tego, co zapisało się w światłoczułej materii. Fotografia to certyfikat obecności, barthesowskie 'to-co-było'.

Fotografię, twierdzi Sebald, łączy intymna więź z pisaniem, tym czymś jest sztuka poszukiwania (w oryginale przeprowadzonego po niemiecku wywiadu jest znaczące 'proustowskie' recherche). Poszukiwania, czyli jak rozumiem: przywoływania, ewokowania, wywoływania z niebytu, wyprowadzania rzeczy z nicości. W cytowanym wywiadzie Sebald dopowiada jeszcze: 'Sądzę, że czarno-biała fotografia, albo raczej szare strefy czarno-białej fotografii, zaznaczają to terytorium, które lokuje się między śmiercią i życiem'.

Czy zatem w przeciwieństwie do słowa, wpadającego wciąż w pułapkę autoreferencyjności, fotografia odsłania u Sebalda to, co istnieje naprawdę? Czy w tekście istnieje między nimi jakieś ostre napięcie? Nie takie to proste. Ta relacja zdaje się subtelniejsza, bardziej dialektyczna. Przecież to jasne, że i słowo, i obraz fotograficzny są zamiast. Nie są kopią rzeczywistości, ale jej lepszym czy gorszym przedstawieniem. Ale równie oczywiste jest, że fotografia ma tę przedziwną moc uobecnienia. Język, chce czy nie, grzęźnie w figuracjach, fotografia przywołuje 'naocznie' to, co było. Ale w tym wypadku, co jest przedmiotem jej uobecnienia? Rzeczywistość, o której się opowiada, przyszpila słowem w narracji? W jakiejś części tak, ale nie tylko. Gdyby to był jedynie obrazowy ekwiwalent słowa, wtedy pomieszczone w książce zdjęcia nie wykraczałyby poza funkcję ilustracyjną. Czytając, mamy przecież pewność, że jest w nich zdeponowany jakiś niedookreślony 'nadmiar'.

Rozumienie fotografii u Sebalda przypomina to, co mówił o niej Francis Bacon: 'Fotografie zawsze mnie prześladowały. (...) Sądzę, że chodzi o to niewielkie odejście od rzeczywistości, które sprawia, że rzeczywistość uderza mnie jeszcze mocniej. Obraz fotograficzny sprawia, że zastanawiam się nad rzeczywistością głębiej, niż gdybym na nią patrzył'.

Pomieszczone w książce fotografie wzmacniają więc efekt realności wywołany już za pomocą wyrafinowanej strategii narracyjnej i finezyjnego użycia słowa, ale też - co chyba ważniejsze - wywierają na czytelniku nacisk, przymus wręcz wypełniania stref niedookreślonych w samych przedstawieniach. Wydaje się, że Sebald przenosi na niego swoją własną metodę twórczą: otwiera pole wyobraźni, prowokuje do domysłów, inspiruje do kreowania własnych ciągów dalszych. Zwracając uwagę na samo medium, unika pułapki naiwności, przejawiającej się w traktowaniu znaków jako przejrzystych. Przedstawianie zawsze jest konstrukcją - sztuczną, przesłaniającą rzecz, do której się odnosi, 'nierealną' - ale użytek, jaki z niej zrobimy, może stać się dotknięciem żywej tkanki życia".

Dariusz Czaja, "Anamneza i melancholia", "Kronos" nr 2/2008, s. 308-309

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.