"Grafomania
Lebiadkina powstała z tęsknoty. Bezimienny karaluch, ogarnięty
silniejszą od niego tęsknotą do piękna, dostęp do sfery
wzniosłości ma tylko poprzez obce słowa. Jego mowa musi być
stylizacją. Kiedy Lebiadkin wyraża myśl, przejmuje zespół
chwytów mowy cudzej po to oczywiście, aby wyrazić swój punkt
widzenia. Zespoły słów oderwane od swej naturalnej pozycji
myślowej - z reguły jest to forma romantycznego indywidualizmu -
mają teraz wyrazić tragizm bezimienności. Gdyby Lebiadkin nie
wyrażał się 'na serio', lecz z dystansem, otrzymalibyśmy szereg
wyśmienitych parodii, ale wówczas Lebiadkin byłby pełnym finezji
literatem i ulotniłyby się wszystkie zagadnienia związane z
tragizmem grafomana. Ponieważ jednak zarówno wierszem, jak i prozą
wyraża się 'na serio', otrzymaliśmy cykl nieudanych pastiszów
literackich, których śmieszność spływa nie na wzorzec
stylistyczny, lecz na niefortunnego naśladowcę. Tragizm i
śmieszność Lebiadkina polegają na tym, że jest to bunt źle
wyrażony. Jest to w swej istocie bunt bajroniczny. Człowiek
protestuje tu przeciw przypadkowemu zrządzeniu losu: został
wtrącony w sytuację egzystencjalną, której nie akceptuje. I
jednocześnie ten bunt jest sformułowany w idiomie poetyckim, który
jest mieszaniną nieporadności i komizmu. Grafomania Lebiadkina
ośmiesza jego bunt i wtrąca na powrót w bezimienność. Na tym
przykładzie Dostojewski ukazał boską siłę języka. Jeśli
istnieje stosowność myśli i słowa, człowiek może przezwyciężyć
swój los. Każda niestosowność spotęguje jego kompleksy. [...]".
Ryszard
Przybylski, "Stawrogin" [w] Ryszard Przybylski, Maria
Janion, "Sprawa Stawrogina", Wydawnictwo Sic!, Warszawa
1996, s. 26-27.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.