poniedziałek, 30 grudnia 2013

Pasożytnictwo biurokratów


Zawód biurokraty jest być może bardzo potrzebny, wkrótce jednak doszedłem do pewnych wniosków, później potwierdzonych. Jest to zawód pasożyta, któremu płaci się nie za to, co robi, ale za to, że jest w tym i w tym pokoju, za tym i tym biurkiem, od rana do po popołudnia. Co miesiąc otrzymuje pobory, nie związane jednak z żadnym pełnym dokonaniem, ale z miejscem w hierarchii. Żeby utrzymać to miejsce, musi zachowywać się w sposób przepisany, jakkolwiek jego aktywność ma za przedmiot nie tyle świat otaczający, ile tryby organizmu, którego jest częścią. Na wszystkich wygniatanych przeze mnie odtąd krzesłach jednym głównych moich zadań (obarczano mnie tym jako literata) było pisanie sprawozdań dla dyrekcji. Najchętniej ograniczałbym się zwykle do dwóch zdań: «W tym miesiącu nic nie zaszło. Prosimy o pieniądze». Klnąc i śmiejąc się zapełniałem dziesiątki stron urzędniczą Bhagavad-Gitą. Podstawą wszelkiej biurokracji jest propaganda idąca od dołu do góry. Powinna ona uspokajać sumienie tych na szczytach, wytwarzając w nich pewność, że stoją na czele potężnej, sprawnie kręcącej się całości i że pieniądze są celowo wydawane. Rozkładając jednak te sumy na akty poszczególnych ludzi, okazałoby się, że przeważający procent banknotów przypada na zwiewanie, drapanie się, picie herbaty i zawieranie zaczepno-odpornych przymierzy wymierzanych przeciwko innej mafii. Nie znaczy to, że pierwsza instytucja, w jakiej zdarzyło mi się pracować, była wadliwie pomyślana. Gospodarowano w niej przestrzegając zasad oszczędności i nie angażowano personelu ponad potrzebę. Pasożytnictwo biurokratów wynika z natury ich nieprodukcyjnych zajęć nie kształtujących bezpośrednio materii i nie powinni oni bardziej szczycić się swoim finansowym bezpieczeństwem niż prostytutki i celnicy w Izraelu za czasów rzymskich".
Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 215-216.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.