środa, 25 grudnia 2013

Jak uciekasz przed prawdą o sobie



Autorka artykułu: Magda Urbanek-Hudziak

Któż z nas nie powie, że woli najgorszą prawdę od najpiękniejszego kłamstwa? Że lepiej wiedzieć, na czym się stoi? Bez namysłu większość z nas się zgodzi. Jednak taka akceptacja jeszcze nie oznacza, że w życiu kierujemy się wyłącznie prawdą, mówimy prawdę i chętnie ją przyjmujemy.
Prawda może dotykać, boleć, krzywdzić. Może być niewygodna, niepopularna czy nieznośna. Dlaczego więc mielibyśmy się skazywać na życie w prawdzie absolutnej, skoro może się to wiązać z cierpieniem? Która zakochana kobieta chciałaby usłyszeć od swojego mężczyzny, że nie jest miłością jego życia? Który mężczyzna chciałby się dowiedzieć, że nie jest dobrym kochankiem? Które dziecko chciałoby odkryć, że nie było chciane przez swoich rodziców?

Nie w(y)trącaj się

Wbrew deklaracjom, jakoby prawda była jedną z najwyższych wartości w życiu, na co dzień niejednokrotnie zachowujemy się, jakbyśmy hołdowali odmiennej zasadzie. Uciekamy od nadmiernie prawdomównych ludzi, aby nie usłyszeć prawdy na swój temat. Traktujemy ich jak zagrożenie. Jesteśmy skłonni nawet posunąć się do zerwania kontaktów, niż skonfrontować się z komunikowanymi przez nich informacjami o spostrzeżeniach.

Dobrą ilustracją tej postawy są matki, które reagują agresją na każdy komentarz pod adresem ich metod wychowawczych, a już w żadnym wypadku nie można złego słowa powiedzieć o ich dzieciach. Często takie reakcje wynikają z faktu, iż kobiety te mylnie uznają, że krytyczna informacja odnosi się do całokształtu macierzyństwa i odbierają ją jako zarzut: „jesteś złą matką". Tymczasem większość uwag dotyczy pojedynczych zachowań, najczęściej wypowiedzianych w dobrej wierze przez bardziej doświadczone osoby, które chciałyby pomóc uporać się z problemem wychowawczym. Nikt więc nie podważa kompetencji rodzicielskich jako takich, tylko zwraca uwagę - czasem słusznie - na pojedyncze kwestie. Przewrażliwione matki, zwłaszcza przy pierwszych dzieciach, są też często niepewne swojej roli, nie do końca wiedzą, jak powinny postępować, dlatego każdy - nawet pozornie neutralny komentarz - może spotkać się z odrzuceniem. Ostatecznie pod wrogą odpowiedzią: „nie wtrącaj się w nieswoje sprawy, to moje dziecko i będę je wychowywać po swojemu" kryje się głęboki lęk przed odkryciem, że być może ten ktoś ma rację, że wcale nie radzę sobie tak świetnie, jak chciałabym itp.

Oczywiście nikt nie skorzysta z „dobrej rady" udzielonej w niewłaściwym momencie i pochodzącej od osoby, której nie ufamy, ale odcinając się całkowicie od zewnętrznych źródeł informacji o nas samych, pozbawiamy się możliwości korekty zachowań i wypróbowania sprawdzonych środków zaradczych.

Ego uzbrojone 
 
W kontaktach z innymi ludźmi bardzo często boimy się, aby nikt nie naruszył naszego dobrostanu psychicznego. Żeby nie wytknął nam naszych błędów, nie krzywdził swoimi opiniami. Jednak gdy za wszelką cenę będziemy chronić granice ego i zanadto skupimy się na odpieraniu ataków (bo za takie uznajemy cudze osądy), nie zauważymy, że być może odrzucamy prawdę na swój temat. W służbie ochrony samooceny mamy do dyspozycji różnorodne mechanizmy obronne, z jakich nieświadomie korzystamy w większości sytuacji życiowych, które odbieramy jako zagrażające. Każdy z nas bowiem chce się uważać za osobę mądrą, wartościową, godną szacunku, kompetentną, ogólnie dobrze radzącą sobie w życiu itp. Zatem gdy tylko ktoś lub coś mogłoby zachwiać naszym pozytywnym obrazem własnej osoby, od razu przywołujemy jeden z tychże mechanizmów, aby zredukować nieprzyjemny dysonans poznawczy. Należą do nich między innymi wyparcie, zaprzeczenie, sublimacja czy racjonalizacja. Wszystkie one pomagają nam poradzić sobie z wewnętrznymi konfliktami, których różnych powodów nie możemy ujawnić wprost, a którym trzeba dać upust chociażby dla zachowania higieny psychicznej.

Weźmy dla przykładu sytuację, w której większość z nas miała okazję uczestniczyć chociaż raz w życiu. Idziemy do sklepu, gdzie uprzejma hostessa zachwala zestaw produktów. Oczarowani jej osobą kupujemy pakiet, po czym nasze zadowolenia trwa tylko do momentu, w którym zorientujemy się, że przepłaciliśmy. Wartość produktów „luzem" jest mniejsza, niż w „atrakcyjnym" zestawie. Być może zestaw jest atrakcyjny, ale już jego cena nie. W takich przypadkach nasz umysł radzi sobie wymyślając najróżniejsze uzasadnienia zakupu. Na przykład mówimy sobie, że chcieliśmy nabyć te produkty bez względu na cenę, bo są nam bardzo potrzebne. Albo nagle dostrzegamy, że zestaw jest tak ładnie zapakowany i przez to wart swojej ceny. W każdym wypadku nie pozwolimy sobie na to, aby przyznać, że daliśmy się skusić, bo pani tak przekonująco opowiadała i do głowy nam nie przyszło porównanie cen. Mimo, że w głębi czujemy się „nabici w butelkę", a ten stan do przyjemnych nie należy, to kurczowo będziemy się trzymać opinii o słuszności zakupu.
Tak oto działa jeden z mechanizmów obronnych - racjonalizacja. Gdyby się zastanowić nad decyzjami podejmowanymi każdego dnia, wiele z nich uzasadniamy po fakcie w podobny sposób.

Wybielacz do kłamstw 
 
Oszukujemy się na wiele sposobów. Alkoholik nie przyznaje się do problemu z alkoholem, osoba na diecie deklaruje, że przez cały dzień nic nie jadła, poza... (i tu rozwija się długa lista kalorycznych przekąsek), a człowiek chcący oszczędzić pieniądze opowiada, jaki to świetny interes zrobił kupując w promocji mnóstwo (niepotrzebnych de facto) przedmiotów. Podobnie pracoholik spędzający w pracy wiele nadgodzin zapewnia, że robi to dla rodziny, podczas gdy jego pobudki są znacznie bardziej egocentryczne (np. ucieka od problemów domowych).

Okłamywanie innych to jeden z zabiegów powalających nam „zachować twarz" i zadbać o to, by inni mieli o nas dobre zdanie. Potrzeba „wybielania się" w oczach innych jest tak silna, że jesteśmy w stanie minąć się z prawdą naprawdę znacząco, byle osiągnąć cel. Jednak gdy dopuszczamy się oszukiwania samych siebie, wchodzimy na najlepszą drogę do utraty szacunku do samego siebie. A stąd już o krok od błędnego koła - jedno kłamstwo pociągnie za sobą następne, a dla każdego kolejnego znajdziemy „rozsądne" uzasadnienie. Ostatecznie spojrzenie prawdzie w oczy stanie się prawie niemożliwe.

Ślepota z wyboru 
 
Przyjęcie prawdy na swój temat jest ogromnym wyzwaniem, nierzadko połączonym z trudem i cierpieniem. Uznany amerykański psychoterapeuta Scott M. Peck zauważył, że wierność rzeczywistości jest niezbędnym elementem szczęśliwego życia. Jak budować, to tylko na faktach - oszukiwanie się tylko odracza podjęcie koniecznych decyzji, a tym samym opóźnia stworzenie czegoś nowego na stabilnym fundamencie prawdy. Przyjęcie prawdy jest do tego stopnia kłopotliwe, że niektórzy ludzie nigdy się na to nie decydują! Z wieloletniej praktyki autora „Drogi rzadziej wędrowanej" wynika, że dwoma najczęstszymi kłamstwami, do których ludzie nie chcą się przyznawać są oszustwa rodziców, że kochają swoje dzieci, oraz przekonanie dzieci, że były kochane przez swoich rodziców. Zarówno dla dzieci odkrycie, że nie są/nie były kochane przez rodziców, jak i uświadomienie sobie przez rodziców, że wcale nie kochają własnych dzieci jest okrutną prawdą. Tym bardziej, że nie ma społecznego przyzwolenia na brak uczuć rodzicielskich i wydają się one obowiązkowe wraz z wydaniem na świat potomstwa. Czasem jednak ich nie ma, z różnych powodów. Wtedy istnieje zagrożenie w postaci wpadnięcia w poczucie winy, które z kolei prowadzi do nadaktywności w innych dziedzinach życia - ojcowie zaniedbujący rodziny starają się odkupić nieobecność za pomocą materialnych prezentów, a niekochane dzieci szukają uczuć zastępczych w nieodpowiednich środowiskach. Nie dziwi więc fakt, że przewidując konsekwencje ujawnienia prawdy, ludzie wolą do końca życia przemilczeć pewne sprawy.

To jednak nie bocian mnie przyniósł?
 
Skoro absolutna prawda może być bolesna, może lepiej nie dociekać, nie drążyć, nie interesować się za bardzo przeszłością, na przykład dzieciństwem, które już za nami?

Współczesne kierunki rozwoju osobistego całkowicie odcinają człowieka od jego przeszłości. Zgodnie z tymi koncepcjami nie ma znaczenia skąd pochodzisz, w jakiej rodzinie się wychowałeś, jaką skończyłeś szkołę i jakim człowiekiem byłeś dotychczas. Liczy się tylko to, kim możesz stać się jutro bazując na tym, co masz dziś.

Niewątpliwie jest to kusząca perspektywa - nie oglądać za siebie, nie żałować i nie rozpamiętywać. Człowiek jest jednak tak skonstruowany, że przeszłość i minione doświadczenia są dla niego cennym źródłem wiedzy o sobie i o świecie. Ponadto na etapie kształtowania się tożsamości i określania swojego miejsca we wszechświecie, świadomość własnego pochodzenia ma niebagatelne znaczenie. Już kilkuletni człowiek zadaje rodzicom pytanie „skąd się wziąłem?" i skąd się biorą podobni do niego, czyli „skąd się biorą dzieci?". Z kolei w późniejszym wieku ludzie, którzy wychowywali się w niepełnych rodzinach, albo bez rodziców, odczuwają palącą potrzebę odkrycia swojego pochodzenia. Stąd chęć odnalezienia biologicznych rodziców, nawet jeśli zamieszkują odległe zakątki świata i sami nie szukają kontaktu z dzieckiem. Poszukiwanie prawdy o sobie - zwłaszcza, gdy nie podejrzewamy, że będzie przykra - jest bardzo silną potrzebą.

Półprawdy, ćwierćprawdy, ... 
 
Zastanawiając się nad wieloma sytuacjami z własnego życia i ludzi, z którymi łączą nas relacje - czy to osobiste, czy służbowe, bardzo trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi za lub przeciw prawdzie. Obok drobnych oszustw, niewinnych przemilczeń i białych kłamstw mamy jeszcze wielkie przekręty. Niektóre minięcia się z prawdą uznajemy na pożyteczne, gdy chcemy chronić siebie i innych przed zranieniem. Osoby, u których prawdomówność zajmuje wysokie miejsce w hierarchii wartości rzadziej będą miały takie dylematy, a często wybór prawdy jest dla nich jedynym słusznym rozwiązaniem. Inni poważnie rozważą wszelkie za i przeciw, zanim zdecydują się na bezwzględną szczerość. Najczęściej jednak, zgodnie z krzywą Gaussa spotkamy się z podejściem relatywnym - tylko niewielki odsetek ludzi to nieskazitelni prawdomówcy, i równie niewielu to rasowi kłamcy. Większość z nas opowiada się za prawdą, ale co jakiś czas odstępujemy od swoich zasad, w zależności od okoliczności.

W relacjach międzyludzkich złotym środkiem wydaje się pytanie wprost: „chcesz poznać całą prawdę?" Jakkolwiek spodziewalibyśmy się, że przecież każdy chciałby, to jednak wcale tak nie jest. Ludzie boją się prawdy absolutnej, ponieważ istnieje ryzyko, że niejedna wiadomość mogłaby podważyć ich światopogląd i zaburzyć komfortowe status quo. Wolą żyć w błogiej nieświadomości i odpowiadają asekuracyjnie: „powiedz mi tyle, ile uznajesz za konieczne". Iluż to zdradzanych partnerów, podejrzewających, a nawet mających dowody na niewierność, nigdy nie pyta o to partnera wprost, aby zweryfikować podejrzenia. Strach przed prawdą zamyka uszy i oczy, aż stopniowo stracimy zdolność rozpoznawania prawdy od fałszu i wartościowania ich.

Zgódź się naprawdę

Wszyscy zasługujemy na to, żeby wiedzieć, co się z nami dzieje, jakie uczucia żywią do nas ludzie, jakie miejsce zajmujemy w swojej społeczności, jak jesteśmy odbierani. Tylko na bazie autentyczności możemy się prawdziwie rozwijać. Cóż to byłaby za nauka, gdyby uczniowi, który nie potrafi rozwiązać zadania, nauczyciel postawił dobry stopień, tylko dlatego, żeby się nie podłamał, nie czuł słabszy. Dostanie jedynkę - weźmie się do roboty. Dorośli reagują podobnie. Czasami dopiero przysłowiowy kubeł zimnej wody sprawia, że dostrzegamy, co jest do zrobienia, nad czym należy popracować, z jakimi problemami się zmierzyć, jakie zmiany w życiu przeprowadzić. Pod warunkiem że będzie to prawdziwie zimny prysznic.

Pozdrawiam Cię serdecznie,
Magda Urbanek-Hudziak
psycholog
Źródło: psychorada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.