Groźba śmierci, kruchość życia
bywała już natchnieniem artystów rzymskich, którzy odtwarzali
szkielet na brązowej czarce albo na domowej mozaice: carpe diem.
Czy chrześcijanie nie znali tego uczucia, bo ich religia opierała
się na obietnicy zbawienia? Tu i ówdzie znajdujemy postać śmierci
wcielonej w jeźdźca apokalipsy. Na kapitelu Notre-Dame w Paryżu i
na portalu z Sądem Ostatecznym w Amiens kobieta z zawiązanymi
oczami porywa trupa, przerzuciwszy go za sobą przez siodło. Gdzie
indziej jeździec trzyma w ręce wagę, aby sądzić, albo łuk, aby
zabijać. Ale takich przedstawień jest bardzo niewiele, są
dyskretne, marginesowe, komentują bez natręctwa komunały na temat
humana mortalitas, śmiertelności ludzkiej.
Czy literatura wczesnego chrystianizmu
jest bardziej wymowna? Stale występuje w niej myśl o marności
ziemskiego życia, contemptus mundi. Zawiera obrazy, które
podejmują wielcy poeci makabry.
Odylon z Cluny w wieku XI odsłania
ludzką fizjologię w słowach, których nie powstydziłby się
Pierre de Nesson: „Gdyby ktokolwiek zastanowił się, co ukrywa się
w dziurkach od nosa, w gardle, w brzuchu, doszedłby do wniosku, że
są tam tylko nieczystości …”. Ale chyba mniej chodzi tu o
przygotowanie nas do śmierci niż o zniechęcenie mężczyzn do
stosunków z kobietami, gdyż ów moralista ciągnie dalej: „A
jeśli nie możemy nawet czubkiem palca dotknąć flegmy czy kału,
jak przeto możemy pragnąć, aby obejmować worek łajna?”*
Podobnie łacińscy poeci XII wieku
sławili melancholię upadłych wielkości: „Gdzież jest blask
Babilonu? Gdzież jest straszliwy Nabuchodonozor i moc Dariusza, i ów
Cyrus Wielki? Znikli niby koło obracane siłą. Sława ich pozostała
…, lecz oni obrócili się w proch …, puste imiona tylko
pozostały ...”.
A później Jacopone da Todi: „Powiedz
gdzie jest Salomon, , taki niegdyś wspaniały? I gdzie jest Samson,
niezwyciężony wódz?**
W klasztornych krużgankach nieustannie
przypominano mnichom, których nęciło życie świeckie, jaką
marnością są władza, bogactwo i piękność. Wkrótce inni mnisi,
żebrzący, na krótko przed wielkim rozkwitem sztuki makabrycznej,
wyjdą z klasztorów i, odwołując się do wyobraźni, spopularyzują
wątki, które żywo przemówią do miejskich mas ludowych. Ale
tematy poruszane przez tych kaznodziejów upodabniają się już do
wątków makabrycznej poezji i należą do tej pozornie nowej
kultury.
Możemy bez szkody pominąć tych
nielicznych i mało reprezentatywnych twórców, którzy poprzedzili
wielkie makabryczne działa XIV stulecia, jest zupełnie innej
natury: to proch i pył, a nie rojąca się od robactwa zgnilizna.
*Huizinga Jesień średniowiecza,
przeł. T Brzostowski, Warszawa 1964, a179
** Tamże, s 177 i 178
Philippe Aries
Człowiek i śmierć
ss. 121-122
tłumaczenie:Eligia Bąkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.