niedziela, 22 grudnia 2013

Początki makabry


Groźba śmierci, kruchość życia bywała już natchnieniem artystów rzymskich, którzy odtwarzali szkielet na brązowej czarce albo na domowej mozaice: carpe diem. Czy chrześcijanie nie znali tego uczucia, bo ich religia opierała się na obietnicy zbawienia? Tu i ówdzie znajdujemy postać śmierci wcielonej w jeźdźca apokalipsy. Na kapitelu Notre-Dame w Paryżu i na portalu z Sądem Ostatecznym w Amiens kobieta z zawiązanymi oczami porywa trupa, przerzuciwszy go za sobą przez siodło. Gdzie indziej jeździec trzyma w ręce wagę, aby sądzić, albo łuk, aby zabijać. Ale takich przedstawień jest bardzo niewiele, są dyskretne, marginesowe, komentują bez natręctwa komunały na temat humana mortalitas, śmiertelności ludzkiej.

Czy literatura wczesnego chrystianizmu jest bardziej wymowna? Stale występuje w niej myśl o marności ziemskiego życia, contemptus mundi. Zawiera obrazy, które podejmują wielcy poeci makabry.

Odylon z Cluny w wieku XI odsłania ludzką fizjologię w słowach, których nie powstydziłby się Pierre de Nesson: „Gdyby ktokolwiek zastanowił się, co ukrywa się w dziurkach od nosa, w gardle, w brzuchu, doszedłby do wniosku, że są tam tylko nieczystości …”. Ale chyba mniej chodzi tu o przygotowanie nas do śmierci niż o zniechęcenie mężczyzn do stosunków z kobietami, gdyż ów moralista ciągnie dalej: „A jeśli nie możemy nawet czubkiem palca dotknąć flegmy czy kału, jak przeto możemy pragnąć, aby obejmować worek łajna?”*

Podobnie łacińscy poeci XII wieku sławili melancholię upadłych wielkości: „Gdzież jest blask Babilonu? Gdzież jest straszliwy Nabuchodonozor i moc Dariusza, i ów Cyrus Wielki? Znikli niby koło obracane siłą. Sława ich pozostała …, lecz oni obrócili się w proch …, puste imiona tylko pozostały ...”.

A później Jacopone da Todi: „Powiedz gdzie jest Salomon, , taki niegdyś wspaniały? I gdzie jest Samson, niezwyciężony wódz?**

W klasztornych krużgankach nieustannie przypominano mnichom, których nęciło życie świeckie, jaką marnością są władza, bogactwo i piękność. Wkrótce inni mnisi, żebrzący, na krótko przed wielkim rozkwitem sztuki makabrycznej, wyjdą z klasztorów i, odwołując się do wyobraźni, spopularyzują wątki, które żywo przemówią do miejskich mas ludowych. Ale tematy poruszane przez tych kaznodziejów upodabniają się już do wątków makabrycznej poezji i należą do tej pozornie nowej kultury.

Możemy bez szkody pominąć tych nielicznych i mało reprezentatywnych twórców, którzy poprzedzili wielkie makabryczne działa XIV stulecia, jest zupełnie innej natury: to proch i pył, a nie rojąca się od robactwa zgnilizna.

*Huizinga Jesień średniowiecza, przeł. T Brzostowski, Warszawa 1964, a179
** Tamże, s 177 i 178

Philippe Aries
Człowiek i śmierć
ss. 121-122
tłumaczenie:Eligia Bąkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.