Często słyszałem to rzeczenie, iż tchórzostwo jest matką okrucieństwa: takoż z doświadczenia spostrzegłem, iż owa cierpkość i ostrość złośliwego i nieludzkiego usposobienia łączy się zwyczajnie z niewieścią miętkością. Widziałem największych okrutników, podległych łacno płaczowi i to dla błahych przyczyn. Aleksander, tyran Persów, nie mógł znosić w teatrze słuchania tragedii z obawy, by poddani nie widzieli, jak jęczy przy niedolach Hekuby i Andromachy; on, który co dzień bez litości, dawał okrutnie męczyć tylu ludzi! Byłażby to słabość duszy, która ich czyni tak podpadłymi wszelkiej ostateczności? Męstwo, którego właściwością jest, iż działa jedynie tam, gdzie napotka opór,
Nec nisi bellantis gaudet cervice iuvenci[924]
uśmierza się, widząc
nieprzyjaciela zdanym na swą łaskę: ale tchórzostwo, aby móc
powiedzieć, iż i ono brało udział w zabawie, a nie mając serca
chwycić się onej pierwszej roli, zagarnia dla się drugą; mord i
krew. Rzezie po zwycięstwach są zwykle dziełem pospólstwa i
oficerów furgonu. Jeśli widzimy tyle okrucieństw w wojnach
ludowych, to stąd, iż owa pospolita kanalia rozpala się i sroży
babrząc się we krwi po łokcie i szarpiąc w sztuki ciało leżące
na ziemi, jako iż nieświadoma jest innego męstwa,
Et
lupus, et turpes instant morientibus ursi,
Et quaecunque minor nobilitate fera est[925];
Rzekłbyś tchórzliwe
psy, które w domu szarpią i kąsają skóry dzikich zwierząt, nie
miawszy odwagi zaczepić ich w polu.Co sprawia, iż za naszych czasów walki toczą się tak krwawo i że tam, gdzie nasi ojcowie znali jakowąś miarę w zemście, my zaczynamy dziś wraz od ostatniego szczebla; i że od początku mówi się jeno o zabijaniu? Cóż to jest, jeśli nie tchórzostwo? Każdy czuje dobrze, iż więcej jest odwagi i rezolucji w tym, aby bić nieprzyjaciela, niż aby go dobijać; aby go przyprawić raczej o klęskę niż o śmierć. Co więcej, żądza zemsty lepiej nasyca się i zadowala pierwszym sposobem: mierzy ona jeno ku temu, aby dać uczuć swą przewagę. Nie rzucamy się na kamień ani na zwierzę, które nas skaleczy, ile że są niezdolne czuć naszą pomstę; zasię zabić człowieka znaczy ubezpieczyć go od naszej zniewagi. Bias zawołał do niegodziwego człeka: „Wiem, że prędzej czy później będziesz za to ukarany, ale lękam się, iż tego nie obaczę”. Tak samo żałował Orchomeńczyków, iż kara, jaką Lysiskus poniósł za zdradę popełnioną względem nich, przyszła w porze, gdy nie został nikt z tych, których dotyczyła i którym powinna była sprawić rozkosz ta pokuta. Licha to pomsta, skoro ten, przeciw któremu jest wymierzona, utraci możność odczuwania jej. Tak jak mściciel chce patrzeć na nią, aby mieć z niej rozkosz, tak trzeba, by i ten, na którym się mścimy, widział ją także, by czuć stąd ból i żałość. „Pożałuje tego”, powiadamy: i stąd iż wpakujemy mu kulę pistoletu w głowę, mniemamy, iż żałuje? Przeciwnie, jeśli przyjrzymy się bacznie, spostrzeżemy, iż pokrzywia się nam, padając. Nawet nie może mieć do nas urazy o to, a już bardzo daleki jest od żałowania. Toć użyczamy mu zbawienniejszej od wszystkich usług, dając mu szybką i niebolesną śmierć. My musimy kryć się w mysią dziurę, dreptać i uciekać przed sądami, które nas ścigają, on zasię jest w spokoju. Zabić to dobry sposób, aby zapobiec przyszłej obrazie, ale nie, aby pomścić tę, która się stała. Jest to uczynek znamionujący więcej obawy niż męstwa; więcej ostrożności niż rezolucji. Jasne jest, iż zbywamy się przez to i prawdziwego celu zemsty, i troski o swoją reputację: obawiamy się, jeśliby wróg pozostał przy życiu, iż znów zaleje nam sadła za skórę. Nie przez pomstę na nim pozbywasz się go, jeno we własnej obronie.
W królestwie Narsyngii byłby nam ten sposób zbyteczny: tam nie tylko rycerstwo, ale i rzemieślnicy załatwiają spory z szablą w ręku. Król nie odmawia pola nikomu, kto się chce bić, i sam, o ile to są osoby zacnego stanu, zasiada własną osobą między świadki[926], nagradzając zwycięzcę złotym łańcuchem; ale aby go odebrać, pierwszy, któremu przyjdzie ochota, może wyzwać na rękę posiadacza łańcucha. Tak, pozbywszy się jednego pojedynku, ma ich cały szereg na karku.
Gdybyśmy byli pewni, iż siła nasza i męstwo dadzą nam zawsze przewagę nad wrogiem i pozwolą nam gnębić go do syta, bylibyśmy bardzo strapieni, iż się nam wymyka, umierając. Chcemy zwyciężać, ale bardziej pewnie niż zaszczytnie; raczej szukamy w zwadzie kresu jej niż chluby.
Azyniusz Pollio przedstawia przykład podobnego błędu, jeszcze mniej wszelako przystojny godnemu człowiekowi. Napisawszy inwektywę przeciw Plankusowi, czekał z jej ogłoszeniem, aż tamten umrze. To znaczy pokazać figę ślepcowi, nagadać obelg głuchemu, spoliczkować człowieka bez czucia raczej, niż wystawić się na azard jego gniewu. Toteż powiadano k'temu, iż „duchom jeno przystoi niepokoić zmarłych”. Ten, kto czeka na śmierć autora, którego pisma chce zwalczać, cóż powiada, jeśli nie to, iż jest słaby a dokuczliwy? Powiadano Arystotelesowi[927], iż ktoś o nim źle mówił: „Niech i gorsze uczyni — odparł — niech mnie ochłosta, byle mnie przy tym nie było”.
Ojcowie nasi zadowalali się w pomście za obrazę zadaniem łgarstwa; za zadanie łgarstwa, mścili się uderzeniem; i tak jedno po drugim. Byli dość odważni, aby się nie obawiać przeciwnika żywym i obrażonym: my drżymy ze strachu, póki go widzimy na nogach. Że tak jest, czyż tego nie dowodzi piękny dzisiejszy obywaj, aby ścigać na śmierć zarówno tego, którego myśmy obrazili, jak tego, który nas obraził?
Jest to też rodzaj tchórzostwa, ów zwyczaj wprowadzony w nasze pojedyncze walki, aby wspomagać się drugim, ba, trzecim i czwartym. Dawniej były to pojedynki; obecnie potyczki i bitwy. Pierwszy, który to wymyślił, obawiał się widocznie osamotnienia: quum in se cuique minimum fiduciae esset; taka bowiem jest natura ludzka, iż jakakolwiek kompania przynosi skrzepienie i ulgę w niebezpieczeństwie. Z dawna posługiwano się trzecimi osobami mającymi strzec, aby nie było jakiego nieporządku lub zdrady, i świadczyć o wyniku walki. Ale od czasu, jak się puszczono na tę drogę, iż owi świadkowie sami mieszają się w walkę, nikomu dziś się nie godzi zostawać w roli spektatora z obawy, by mu nie zarzucono, iż czyni to z braku przychylności lub męstwa. Poza niesprawiedliwością i szpetotą takiego postępowania, aby wciągać do obrony waszej czci inszą siłę i dzielność niż własną, nie widzę w tym korzyści dla odpowiedzialnego i zaufanego w sobie człeka, aby tak splatać swe losy z losami drugich. Każdy dość ponosi azardów za samego siebie, aby miał jeszcze szukać ich za drugiego. Dosyć ma do czynienia z tym, by zebrać w kupę własne męstwo ku obronie życia, niż żeby miał rzecz tak kosztowną powierzać w obce ręce. O ile bowiem w danym wypadku nie umówiono się po szczególe inaczej, walka taka toczy się ze wszystkim między czterema: jeśli twój sekundant padnie, już masz tamtych dwóch na karku i słusznie. A gdy ktoś powie, że to jest podrywka, oczywiście, że jest: tak jak będąc dobrze uzbrojonym, napadać człowieka, który ma tylko ułomek szpady; albo też zdrowym i całym, człowieka silnie już nadwerężonego; ale jeśli tę przewagę zdobyłeś wśród walki, możesz się nią posłużyć bez skrupułu. Nierówność i niesprawiedliwość waży się i ocenia jeno w momencie rozpoczęcia walki; o resztę pytajcie losu! Skoro dwaj twoi towarzysze padną i ty znajdziesz się sam jeden przeciw trzem, nie więcej wyrządzają ci niesprawiedliwości, niż ja bym uczynił w bitwie, zadając z podobną przewagą, cios nieprzyjacielowi, którego ujrzałbym w starciu z jednym z naszych. Natura takiego spółkowania sprawia, iż tam, gdzie staje gromada przeciwko gromadzie (jak wówczas gdy książę Orleański wyzwał na rękę króla angielskiego Henryka, stu przeciw stu; trzechset przeciw tyluż jak Argiwowie przeciw Lakończykom; trzech przeciw trzem jako Horacjusze i Kuracjusze), cała mnogość z każdej strony brana jest jako jeden człowiek, Wszędzie zatem, gdzie jest większa mnogość, azard jest tym bardziej niepewny i pomieszany.
Mam do tych rozważań i swoje domowe przyczyny. Brata mego, pana de Matecoulom, zaproszono w Rzymie, aby sekundował pewnemu szlachcicowi wcale mu nieznanemu, który był stroną wyzwaną i zaczepioną przez drugiego. Owóż zdarzyło się przypadkiem, iż gdy przyszło do walki, ujrzał przed sobą jako przeciwnika i musiał skrzyżować oręż z kimś, kto był mu wiele bliższy i bardziej znajomy. Chciałbym, aby mi ktoś podał racje owych praw honoru, które tak często mącą i depcą prawidła rozumu. Uprzątnąwszy swego przeciwnika i widząc, iż dwaj główni wrogowie jeszcze są na nogach i cali, pospieszył na pomoc towarzyszowi. Cóż miał czynić? czy miał stać spokojnie i patrzeć na zabójstwo (gdyby los tak był zechciał) tego, dla którego obrony przyszedł? To, co zdziałał do tej pory, nie posłużyło w niczym sprawie: walka była nierozstrzygnięta. Bijąc się na własny rachunek, możecie i powinniście, wierę, okazać nieprzyjacielowi łaskę, gdyście go przyparli do muru i wyszczerbili po trosze; ale jak ją okazać, gdy chodzi o sprawę cudzą, gdzie jesteście jeno sekundującym i gdzie zwada was nie dotyczy? Nie mógł być ani sprawiedliwym, ani dwornym na szkodę tego, któremu użyczył pomocy. Toteż wydostał się z więzień italskich jeno na bardzo usilne i uroczyste naleganie naszego króla. Szalony naród! Nie zadowalamy się tym, aby z samego rozgłosu dać poznać światu nasze błędy i szaleństwa; jeszcze nam trzeba wędrować do cudzoziemskich nacji, dawać ich naoczne przykłady! Osadźcie trzech Francuzów na libijskich pustyniach: nie wybędą tam razem i miesiąca, aby się nie szarpali i nie kaleczyli. Rzekłbyś, takowe podróże to są jakby ułożone partie, aby cudzoziemcom dać przyjemność oglądania naszych tragedii; i to najczęściej takim, którzy cieszą się z naszego nieszczęścia i dworują zeń sobie. Jedziemy do Italii uczyć się fechtów i praktykujemy je kosztem życia, nim się jeszcze nauczymy: owo trzeba by, trzymając się porządku nauki, postawić teorię przed praktyką. Wywracamy na wspak naszą szkołę:
Primitiae
iuvenum miserae, bellique futuri
Dura rudimenta![928]
Wiem, iż jest to sztuka
mająca swoje korzyści (w pojedynku dwóch książąt, braci
stryjecznych, w Hiszpanii, starszy, powiada Liwiusz, chytrością i
zręcznością we władaniu bronią pokonał z łatwością zbyt
krewką siłę młodszego); sztuka, której znajomość (jak
przekonałem się z doświadczenia) wzmogła w niejednym odwagę
ponad przyrodzoną miarę. Ale nie jest to, właściwie mówiąc,
męstwo, skoro czerpie swoje soki ze zręczności i na czym innym się
funduje niż na samym sobie. Honor rycerski polega na
współzawodnictwie w odwadze, a nie w umiejętności. Dlatego
widniałem, jak jeden z moich przyjaciół, znany jako wielki mistrz
w tej sztuce, wybrał, mając się z kimś potykać, taką broń,
która odejmowała mu tę przewagę i która zależała w zupełności
od losu i męstwa, nie chcąc, aby przypisywano zwycięstwo raczej
jego zręczności niż odwadze. Za mego dziecięctwa szlachta unikała
reputacji dobrych fechtmistrzów jako zelżywej i nierada się w tym
kształciła jako w rzemiośle chytrości, z uszczerbkiem dla
prawdziwej i przyrodzonej cnoty.
Non
schivar, non parar, non ritirarsi
Voglion costor, nè
qui destrezza ha parte:
Non danno i colpi
or finti, or pieni, or scarsi:
Toglie l'ira e
l'furor l'uso dell' arte.
Odi le spade
orribilmente urtarsi
A mezzo il ferro;
il piè d'orma non parte:
Sempre è il piè
fermo, e la man sempre in moto:
Ne scende taglio in van, nè punta a voto[929].
Gonitwy do pierścienia, turnieje, bariery, obrazy walk rycerskich,
to było ćwiczenie naszych ojców. Owo nowe ćwiczenie tym mniej
jest szlachetne, ile że dąży ono jeno do prywatnego celu; uczy nas
zgładzać się wzajem, wbrew prawom i sprawiedliwości i we
wszelakim sposobie wydaje zawżdy szkodliwe skutki. O wiele godniej i
przystojniej jest ćwiczyć się w rzeczach, które umacniają, nie
obrażają nasze prawa; w rzeczach, które mierzą ku powszechnemu
bezpieczeństwu i wspólnej sławie. Publius Rutilius, konsul,
pierwszy, który nauczył żołnierza zażywać broni zręcznością
i wiedzą i który dołączył sztukę do męstwa: wszelako nie dla
korzyści prywatnych sporów, jeno dla wojny i spraw ludu rzymskiego;
była to nauka fechtów dla całego narodu. Oprócz przykładu
Cezara[930],
który w bitwie farsalskiej, nakazał swoim, aby starali się
kaleczyć w twarz rycerzy Pompejuszowych, tysiąc innych wodzów
siliło się tak samo wymyślać jakowyś nowy sposób zażywania
broni, nowy sposób natarcia i osłaniania się wedle potrzeby
chwili.Filopemon[931] potępił siłowanie się, w którym sam był mistrzem, ile że przygotowanie, jakiego wymaga to ćwiczenie, odmienne było od owego, które przynależy sztuce wojskowej, a tę jedynie uważał za zabawę godną poczciwych ludzi. Tak samo zdaje mi się, iż ta zręczność, do której nagina się członki, te obroty i prysiudy, do których zaprawia się młodzież w owej modnej szkole, nie tylko są bezpożyteczne, ale raczej przeciwne i szkodliwe praktyce rycerskiej w polu. Posługują się też w tych walkach bronią osobną i osobliwie przeznaczoną do tego użytku. Tak na przykład, nie uważają za właściwe, aby szlachcic wyzwany na szpadę i puginał sławił się w rycerskim rynsztunku, ani też aby drugi wystąpił do walki z płaszczem w ręku w miejsce puginału. Godne uwagi jest, iż Laches u Platona, mówiąc o nauce władania bronią podobną naszej, powiada, iż nigdy nie widział, aby z takiej szkoły wyszedł jakowyś wielki wojownik, zwłaszcza spomiędzy mistrzów: co do tych, doświadczenie nas przekonywa o tym samym. Zresztą tyle przynajmniej możemy twierdzić, że to są umiejętności bez żadnego związku i stosunku. W ustawach o wychowaniu dzieci Platon zabrania sztuki walczenia na pięści, wprowadzonej przez Amikusa i Epejusza, i sztuki pasowania się, pielęgnowanej przez Anteusza i Cercjona, ponieważ mają one inny cel niż zaprawiać młodzież do potrzeby wojennej i nie przyczyniają się do tego. Ale widzę, że zboczyłem nieco od przedmiotu.
Cesarz Maurycy, ostrzegany przez sny i inne prognostyki, iż Fokas, żołnierz podówczas nieznany, ma go zabić, spytał zięcia swego, Filipa, kto jest ów Fokas, jakiej postaci, charakteru i obyczajów; zasię gdy między innymi rzeczami Filip powiedział mu, iż jest nikczemny i tchórzliwy, cesarz osądził stąd natychmiast, iż łacno może być mordercą i okrutnikiem. To, iż tyrani są tak krwiożerczy, sprawia troska o swe bezpieczeństwo, jak również nikczemność serca, która nie daje im innych środków ubezpieczenia jak jeno zagładę wszystkich mogących im zagrażać, nawet zgoła kobiet, z obawy zadraśnięcia:
Cuncta ferit, dum cuncta timet[932].
Pierwsze okrucieństwa
czyni się z popędu; stąd rodzi się obawa słusznego odwetu, która
z kolei wydaje pasmo nowych okrucieństw, chcąc jedne zadławić
drugimi. Filip, król Macedonii, ów, który miał tyle na pieńku z
ludem rzymskim, niepokojony grozą mordów spełnionych z jego
rozkazu, nie widząc nigdzie bezpieczeństwa przeciw tylu
skrzywdzonym w rozmaitych czasach rodzinom, powziął takie
ostateczne postanowienie: kazał pochwycić wszystkie dzieci owych,
których kazał był pomordować, aby dzień po dniu wytracać je
kolejno i w ten sposób ugruntować sobie spokój.Dobre nasienie wszędzie wschodzi, gdziekolwiek je posiać. Ja, który więcej troszczę się o wagę i pożytek myśli niż o ich ład i porządek, nie powinienem się tedy obawiać pomieścić tu, nieco na uboczu, bardzo piękną historię. Kiedy mi się nawinie pod pióro jaka, dostatecznie bogata własną pięknością i sama mogąca doskonale się ostać, zaspokajam się i koniuszkiem włosa, aby ją przyczepić do mojej rzeczy.
Między skazanymi przez Filipa, znajdował się Herodyk, książę Tessalijczyków: po nim uśmiercił jeszcze jego dwóch zięciów, z których każdy zostawił bardzo nieletniego synka. Teoksena i Archo było po nich dwie wdowy. Teokseny nie można było skłonić do małżeństwa, mimo iż wielce się o nią zabiegano. Archo zaślubiła Porysa, pierwszego rycerza pośród Eńczyków, i miała liczne dzieci, które wszystkie zostawiła w nikłym wieku. Teoksena, wiedziona macierzyńskim miłosierdziem względem siostrzeńców, zaślubiła Porysa, aby mieć ich pod swoją pieczą i ochroną. Owa dzielna matka, lękając się o okrucieństwa Filipa i złośliwości jego zauszników względem tej tkliwej i wdzięcznej gromadki, rzekła w uniesieniu, iż raczej zabiłaby je własnymi rękami niż oddała. Porys, przerażony tym zaklęciem, przyrzeka jej, iż ukryje dziatki i uprowadzi do Aten, aby je oddać tam w pieczę i ręce zaufanych przyjaciół. Zaczem chwytają okazję dorocznego święta, jakie święcono w Enii na cześć Eneasza, i puszczają się w drogę. Cały dzień brali udział w obrzędach i publicznej uczcie, w nocy zasię wsiedli na przygotowany okręt, aby morzem dostać się do onego kraju. Wiatr był przeciwny; na drugi dzień, znalazłszy się opodal lądu, z którego odpłynęli, wzbudzili podejrzenie portowych strażników. Gdy już mieli ich doścignąć i Porys silił się, aby zagrzać marynarzy do ucieczki, Teoksena, oszalała miłością i pomstą, wracając myślą ku pierwszemu zamiarowi, kazała przynieść broń i truciznę. Zaczem przedstawiając je oczom dzieci, tak rzekła: „Oto, dziateczki moje, jest dzisiaj jedynym środkiem waszego bezpieczeństwa i wolności, i stanie się dla bogów podnietą do świętego gniewu. Te nagie miecze, te pełne puchary otwierają wam ku niej drogę; odwagi! A ty, mój synu, któryś jest podroślejszy, chwyć się tego miecza, aby umrzeć śmiercią godną już mężczyzny!”. Tedy, mając z jednej strony tak dzielną doradczynię, z drugiej nieprzyjaciół na karku, skoczyli z furią, każdy ku temu, co miał najbliżej pod ręką: na wpół umarłe rzucono do morza. Teoksena dumna, iż tak chlubnie zapewniła bezpieczeństwo dzieciom, obejmując czule małżonka: „Idźmy — rzekła — za tymi dziateczkami i ucieszmy się wspólnym z nimi grobowcem”. I trzymając się tak uściśnieni, rzucili się z pokładu: tak, iż przywiedziono do brzegu okręt opróżniony ze swych państwa[933].
Tyrani, aby dopełnić obojga razem, i zabić, i dać uczuć swój gniew, obrócili całą sztukę ku środkom przedłużenia śmierci. Chcą, aby ich nieprzyjaciele zbyli się życia, nie tak szybko wszelako, by oni sami mieli utracić sposobność smakowania pomsty. W czym mają wielkie kłopoty: jeśli bowiem cierpienia są gwałtowne, są krótkie; jeśli są powolne, nie są dość bolesne wedle ich chęci: stąd owe wymyślne machiny i procedery. Widzimy tysiące takich przykładów w starożytności; i nie wiem, żali bezwiednie nie zachowaliśmy śladów tego barbarzyństwa.
Wszystko co jest ponad zwykłą śmierć, zda mi się czystym okrucieństwem[934]. Prawodawstwo nasze nie może się spodziewać, aby ten, którego obawa od śmierci lub powroza nie powściągnie od występku, wstrzymał się odeń przez wyobrażenie powolnego ognia, szczypców albo koła. I nie wiem nawet, czy tym sposobem nie wtrącamy ich w stan grzesznej rozpaczy: w jakim stanie może być dusza człowieka, który przez dwadzieścia cztery godzin czeka śmierci łamany kołem albo, dawnym obyczajem, przygwożdżony do krzyża? Józef opowiada, iż podczas wojen rzymskich w Judei, przejeżdżając koło miejsca, w którym przed trzema dniami ukrzyżowano Żydów, poznał trzech swoich przyjaciół i uzyskał pozwolenie zdjęcia ich: dwaj umarli zaraz (powiada), trzeci żył jeszcze czas niejaki.
Chalkondyl, człek wiarogodny, w pamiętnikach swych o rzeczach zaszłych za jego czasu i nieco wstecz podaje jako przykład ostatecznej śmierci obyczaj praktykowany często przez cesarza Mehmeta, to jest, aby przecinać ludzi na dwie części przez pacierze, w okolicy przepony, jednym cięciem miecza. Z czego działo się, iż umierali jakoby dwiema śmierciami naraz; widziano (powiada) jak jedna i druga część, pełne życia, wiły się długi czas jeszcze w okrutnych męczarniach. Nie sądzę, aby w tych drganiach było już wiele boleści: męki najwstrętniejsze dla wzroku nie zawsze są najstraszliwsze do ścierpienia. Uważam za okrutniejsze to, co inni historycy opowiadają o postąpieniu jego ze szlachtą epirocką: kazał ich odzierać ze skóry wedle tak złośliwie ustanowionej kary, iż żyli po dwa tygodnie w tej męczarni.
A te dwa jeszcze: Krezus, kazawszy pojmać pewnego szlachcica, ulubieńca swego brata Pantaleona, zawiódł go do warsztatu sukiennika, gdzie go kazał drapać i międlić za pomocą zgrzebeł i grzebieni używanych w tym rzemiośle, aż stąd umarł[935]. Grzegorz Sechel, przywódca rozruchów chłopskich w Polsce, gdzie pod pozorem krzyżowej wyprawy tyle sprawili złego, rozgromiony w bitwie przez wojewodę siedmiogrodzkiego, dostał się do niewoli. Tam na trzy dni posadzono go nago na koźle drewnianym, wystawiając na wszelakie rodzaje cierpień, jakie tylko kto mógł wymyślić; przez ten czas morzono głodem innych jeńców. Wreszcie (póki żył jeszcze i w jego oczach) napojono jego krwią Łukasza, ulubionego przezeń brata, o którego jednego zbawienie błagał, biorąc na siebie całą zakałę wspólnych występków: toż nakarmiono jego ciałem dwudziestu najzaufańszych jego rotmistrzów, rozdzierających chciwymi zębami mięso i pochłaniających kąski. Resztę ciała i wnętrzności dano po zgonie ugotować i zjeść innym z jego dworzan[936].
[924]Nec (…) iuvenci — Claudian, Deprecatio ad
Hadrianum, 30.
[925]Et lupus (…) fera est — Ovidius, Tristia III, 5, 35.
[926]między świadki — daw. forma N.lm; dziś: (…) świadkami
[927]Powiadano Arystotelesowi, iż ktoś o nim źle mówił (…) — Diogenes Laertios, Arystoteles [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, V, 18.
[928]Primitiae (…) rudimenta — Vergilius, Aeneida, XI, 156.
[929]Non schivar (…) a voto — „Nie dybią na się ani
się składają / Nic jem szermierskie sztuki nie pomogą / Pełnemi
razy skąpeli być mają, / W cieniu i w gniewie rozeznać nie mogą./
Słyszeć, że miecze straszny dźwięk dawają, / A żaden kroku nie
ustąpi nogą:/ Ta stoi w miejscu, a ręką pracuje, / Coraz nowy
sztych i cięcie znajduje”, Tasso, Jerozolima wyzwolona
XII, 55, tłum. Piotr Kochanowski.[925]Et lupus (…) fera est — Ovidius, Tristia III, 5, 35.
[926]między świadki — daw. forma N.lm; dziś: (…) świadkami
[927]Powiadano Arystotelesowi, iż ktoś o nim źle mówił (…) — Diogenes Laertios, Arystoteles [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, V, 18.
[928]Primitiae (…) rudimenta — Vergilius, Aeneida, XI, 156.
[930]przykładu Cezara, który (…) nakazał (…) aby starali się kaleczyć w twarz — Plutarch, Gajusz Juliusz Cezar, 45 [w:] Żywoty sławnych mężów.
[931]Filopemon potępił siłowanie się (…) — Plutarch, Filopojmen, 3 [w:] Żywoty sławnych mężów.
[932]Cuncta (…) timet — Claudianus, In eutropium I, 182.
[933]Między skazanymi (…) państwa — całe to opowiadanie jest zaczerpnięte i niezbyt wiernie powtórzone z Liwiusza: Tytus Liusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, XL, 4.
[934]Wszystko co jest ponad zwykłą śmierć, zda mi się czystym okrucieństwem — pogląd ten ściągnął na autora przyganę cenzury papieskiej (por. Od tłumacza).
[935]Krezus (…) kazał drapać (…) stąd umarł — Herodot, Dzieje, I, 92.
[936]Grzegorz Sechel (…) jego dworzan — Joachim Cureus, Gentis Silesiae annales (Kronika Śląska).
Montaigne, Próby
tłumaczenie: Boy Żeleński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.