czwartek, 6 lutego 2014

Płonące konie


W pochodzie, który po powstaniu wiódł nas z Warszawy do obozu w Pruszkowie, widziałem gdzieś na Woli płonące żywcem konie – polane napalmem galopowały po placu, który wydawał mi się ogromny, bo miałem zaledwie pięć lat. I jeszcze pies wyjący na balkonie płonącego domu. To pamiętam mocniej niż trupy, o które się potykałem – raz nawet upadłem na leżącego człowieka, któremu pocisk oderwał wcześniej głowę. I nic. Nie śnią mi się konie ani trupy. We śnie strach znalazł wyraz w obrazach zupełnie oczywistych. Najczęściej są to cmentarze, których we śnie boję się potwornie, a na jawie odwiedzam z pewnym upodobaniem, idąc za radą Alberta Camusa, który twierdzi, że aby poznać życie ludzi w innych krajach, trzeba wiedzieć, jak jedzą, jak się kochają i jak zostają pochowani.

Zanussi, Pora umierać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.