wtorek, 4 lutego 2014

O przyjaźni wśród pitagorejczyków


Zalecali więc pitagorejczycy, by — jeśli to możliwe — z prawdziwej przyjaźni usunąć całkowicie element współzawodnictwa i ambicji; gdyby to zaś nie było możliwe, to przynajmniej z przyjaźni, jaką żywi się wobec rodziców, starszych i dobroczyńców. Bowiem walka i współzawodnictwo z nimi — jako że może im towarzyszyć gniew, czy inny tego rodzaju afekt — nie sprzyjają przyjaźni. Mówili, że w związkach przyjaźni powinno być jak najmniej ran i blizn. Tak zaś może być wtedy, gdy obaj przyjaciele umieją ustąpić i pohamować gniew, a zwłaszcza młodszy, jak i ten, który zajmuje określoną pozycję w wymienionych wyżej układach. Słowa zaś napomnienia i przygany, które pitagorejczycy nazywali wychowaniem, powinni starsi kierować do młodszych łagodnie i ostrożnie, powinna być w nich widoczna opiekuńczość i troska. Tylko w ten sposób bowiem napomnienie będzie właściwe i pożyteczne. W związkach przyjaźni ani w żartach, ani w działaniach czy słowach poważnych, nie można nigdy naruszyć zaufania; rzadko bowiem da się zachować związek przyjaźni, gdy raz kłamstwo wkradło się w obyczaje tych, którzy mienią się przyjaciółmi. Nie należy odrzucać przyjaźni z powodu nieszczęścia, czy jakiejś innej niemocy, które zwykły przytrafiać się w życiu; za jedyną przyczynę odrzucenia przyjaciela i przyjaźni można uznać zło wielkie i nie do naprawienia. Nie należy żywić uczuć nieprzyjaznych wobec tych, którzy nie są całkowicie źli; [jeśli jednak tak się stanie], należy trwać nieugięcie w tych uczuciach, o ile ich przedmiot nie zmieni obyczajów i nie zrodzi się w nim szlachetność duszy. Walkę z przeciwnikiem należy prowadzić nie słowem, lecz przez [szlachetne] czyny; taka walka jest zgodna z prawem, święta i godna człowieka. Nie wolno nigdy dopuścić do tego, by stać się przyczyną niezgody; należy natomiast ze wszystkich sił unikać tego, co jest jej przyczyną, W prawdziwie trwałej przyjaźni należy określić i ustalić jak najwięcej reguł; powinny być one pięknie i mądrze ustalone, niezależne od okoliczności, godne i dostosowane do obyczajów, tak by żadna rozmowa nie dotyczyła tematów błahych i przypadkowych, lecz by odbywała się zgodnie z zasadami rozwagi, obyczajności i właściwego porządku;by w sposób przypadkowy, błahy i nieobyczajny nie budził się żadentaki afekt, jak gniew czy żądza. Powyższe reguły dotyczyły także innych afektów i stanów duszy. O tym zaś, że nie traktowali w sposób błahy i niedbały odrzucania przyjaźni z obcymi im ludźmi, lecz że uchylali i strzegli się od nich w wyniku głębokiej rozwagi, dzięki czemu przez wiele pokoleń zachowywali nie wyczerpane wobec siebie uczucia, można wnioskować z tego, co opowiedział Aristoksenos w księdze O życiu pitagorejskim, a co, jak powiada, usłyszał od Dionysiosa, tyrana Sycylii, kiedy ten, zrzucony z tronu, uczył gramatyki w Koryncie.

Aristoksenos więc powiadał, co następuje: „Mężowie ci, [starali się] w najwyższym stopniu powstrzymywać od łez i lamentów. Ta sama reguła obowiązywała, jeśli chodziło o pochlebstwa, prośby, błagania i im podobne. Dionysios zaś, kiedy zrzucony z tronu przybył do Koryntu, opowiadał nam często o Fintiaszu i Damonie, pitagorejczykach. [Jego opowieść] zaś dotyczyła poręczenia w sprawie gardłowej, a taka oto była forma owego poręczenia. Mówił [Dionysios], że jedni spośród jego dworaków wspominali często o pitagorejczykach wyśmiewając się z nich i szydząc, nazywając ich błaznami i mówiąc, że ich pozorna i udawana czystość, wierność i powściągliwość roztrzaskałaby się ze szczętem, gdyby ktoś postawił ich w obliczu poważnego zagrożenia. Gdy zaś inni mówili coś wręcz przeciwnego i powstała różnica zdań, postanowiono zgodnie [poddać próbie towarzyszy] Fintiasza, a jeden z jego przeciwników, [wziąwszy na siebie rolę oskarżyciela], powiedział Fintiaszowi, że ujawnione zostało, iż wespół z innymi nastawał na życie Dionysiosa; wszyscy obecni poświadczyli to oskarżenie, a uwiarygodniło je oburzenie Dionysiosa. Fintiasz osłupiał na to oskarżenie. Kiedy jednak Dionysios oświadczył wprost, że sprawa została dokładnie zbadana i [Fintiasz] musi umrzeć, [pitagorejczyk] powiedział, że skoro doszło do takiej sytuacji, godzi się dać mu [do dyspozycji] pozostałą część dnia, by mógł załatwić sprawy swoje i Damona. Mężowie ci bowiem żyli we wspólnocie wszystkich dóbr. Fintiasz zaś, jako starszy, wziął na siebie większość spraw związanych z zarządzaniem majątkiem. Z tego to powodu prosił, by go wypuszczono, proponując, iż poręczycielem jego powrotu będzie Damon.

Dionysios, jak opowiadał, zadziwił się wielce i zapytał, czy istnieje taki człowiek, który odważyłby się być poręczycielem [stawienia się] skazanego na śmierć; gdy zaś Fintiasz to potwierdził, sprowadzono Damona, który usłyszawszy, co się stało, oświadczył, że będzie poręczycielem i pozostanie dopóki Fintiasz nie wróci. [Dionysios], jak sam opowiadał, usłyszawszy to, osłupiał. Ci zaś, za których przyczyną [poddawano pitagorejczyków] owej próbie, szydzili z Damona pozostawionego według nich na pewną śmierć i mówili drwiąco, że został złożony w ofierze w zamian, jak łania ofiarna. A gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, wrócił Fintiasz, by ponieść śmierć; to zaś wprawiło wszystkich w osłupienie i podziw. Sam zaś Dionysios, jak opowiadał, objąwszy i ucałowawszy obu mężów, prosił, by mógł być trzecim w ich związku przyjaźni; ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, mimo nalegań Dionysiosa." Tyle [przekazał] Aristoksenos; dowiedział się o tym, jak
powiada, od samego Dionysiosa.

Mówi się też, że pitagorejczycy starali się wypełniać obowiązki, jakie niesie z sobą przyjaźń, nawet nie znając się wzajemnie, jak też wobec tych, których nigdy nie widzieli na oczy, jeśli tylko rozpoznali jakiś znak przynależności do tej samej szkoły; to zaś, że ludzie dobrzy —jeśli nawet mieszkają na przeciwległych krańcach ziemi — są sobie nawzajem przyjaciółmi zanim jeszcze się poznają i nazwą tym mianem, potwierdzają takie i podobne przypadki: pewien pitagorejczyk, jak opowiadają, odbywszy pieszo długą i samotną drogę, przybył do oberży; ze zmęczenia zaś i z wielu innych przyczyn popadł w długą i ciężką chorobę, tak że brakło mu w końcu środków do życia. Gospodarz oberży wszelako, czy to z litości nad człowiekiem, czy też z szacunku dla niego, użyczył wszystkiego, nie szczędząc ani troski, ani wydatków. Gdy jednak choroba okazała się silniejsza, umierający narysował na tabliczce pewien symbol i polecił [gospodarzowi], by — jeśli coś mu się stanie — powiesił ją na tablicy wychodzącej na drogę i obserwował, czy ktoś z przechodzących rozpozna symbol. Taki człowiek bowiem, jak mówił, zwróci [gospodarzowi] wydatki, jakie poniósł i podziękuje mu za jego dobroć. Gospodarz zaś, gdy [pitagorejczyk] umarł, zatroszczył się o ciało i pochował je, nie mając wszelako nadziei, iż będą mu zwrócone wydatki ani też, że otrzyma podziękowanie od kogoś, kto rozpozna tablicę. Będąc jednak pod wrażeniem poleceń [zmarłego], wystawił tabliczkę na widok publiczny. Po upływie dłuższego czasu jeden z pitagorejczyków przechodząc tamtędy rozpoznał symbol, a dowiedziawszy się, co zaszło, dał gospodarzowi więcej pieniędzy, niż ten wydał. Mówi się też, że Kleinias Tarentyjczyk, dowiedziawszy się, że Proros z Kyreny, zwolennik nauk pitagorejskich znalazł się w niebezpieczeństwie utraty całego majątku, zebrawszy pieniądze popłynął do Kyreny i uporządkował sprawy Prorosa, poświęciwszy nie tylko część własnego majątku, lecz także podjąwszy ryzyko żeglugi. Podobnie i Thestor z Posejdonii, gdy tylko usłyszał, że Thymarides z Paros, pitagorejczyk, z wielkiego bogactwa popadł w biedę, popłynął, jak mówią, na Paros, zebrawszy wiele pieniędzy i przywrócił [Thymaridesowi] jego majątek. Piękne są więc i takie dowody przyjaźni.

Jamblich, O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda – Krynicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.