Zalecali więc pitagorejczycy, by —
jeśli to możliwe — z prawdziwej przyjaźni usunąć całkowicie
element współzawodnictwa i ambicji; gdyby to zaś nie było
możliwe, to przynajmniej z przyjaźni, jaką żywi się wobec
rodziców, starszych i dobroczyńców. Bowiem walka i
współzawodnictwo z nimi — jako że może im towarzyszyć gniew,
czy inny tego rodzaju afekt — nie sprzyjają przyjaźni. Mówili,
że w związkach przyjaźni powinno być jak najmniej ran i blizn.
Tak zaś może być wtedy, gdy obaj przyjaciele umieją ustąpić i
pohamować gniew, a zwłaszcza młodszy, jak i ten, który zajmuje
określoną pozycję w wymienionych wyżej układach. Słowa zaś
napomnienia i przygany, które pitagorejczycy nazywali wychowaniem,
powinni starsi kierować do młodszych łagodnie i ostrożnie,
powinna być w nich widoczna opiekuńczość i troska. Tylko w ten
sposób bowiem napomnienie będzie właściwe i pożyteczne. W
związkach przyjaźni ani w żartach, ani w działaniach czy słowach
poważnych, nie można nigdy naruszyć zaufania; rzadko bowiem da się
zachować związek przyjaźni, gdy raz kłamstwo wkradło się w
obyczaje tych, którzy mienią się przyjaciółmi. Nie należy
odrzucać przyjaźni z powodu nieszczęścia, czy jakiejś innej
niemocy, które zwykły przytrafiać się w życiu; za jedyną
przyczynę odrzucenia przyjaciela i przyjaźni można uznać zło
wielkie i nie do naprawienia. Nie należy żywić uczuć
nieprzyjaznych wobec tych, którzy nie są całkowicie źli; [jeśli
jednak tak się stanie], należy trwać nieugięcie w tych uczuciach,
o ile ich przedmiot nie zmieni obyczajów i nie zrodzi się w nim
szlachetność duszy. Walkę z przeciwnikiem należy prowadzić nie
słowem, lecz przez [szlachetne] czyny; taka walka jest zgodna z
prawem, święta i godna człowieka. Nie wolno nigdy dopuścić do
tego, by stać się przyczyną niezgody; należy natomiast ze
wszystkich sił unikać tego, co jest jej przyczyną, W prawdziwie
trwałej przyjaźni należy określić i ustalić jak najwięcej
reguł; powinny być one pięknie i mądrze ustalone, niezależne od
okoliczności, godne i dostosowane do obyczajów, tak by żadna
rozmowa nie dotyczyła tematów błahych i przypadkowych, lecz by
odbywała się zgodnie z zasadami rozwagi, obyczajności i właściwego
porządku;by w sposób przypadkowy, błahy i nieobyczajny nie budził
się żadentaki afekt, jak gniew czy żądza. Powyższe reguły
dotyczyły także innych afektów i stanów duszy. O tym zaś, że
nie traktowali w sposób błahy i niedbały odrzucania przyjaźni z
obcymi im ludźmi, lecz że uchylali i strzegli się od nich w wyniku
głębokiej rozwagi, dzięki czemu przez wiele pokoleń zachowywali
nie wyczerpane wobec siebie uczucia, można wnioskować z tego, co
opowiedział Aristoksenos w księdze O życiu pitagorejskim, a co,
jak powiada, usłyszał od Dionysiosa, tyrana Sycylii, kiedy ten,
zrzucony z tronu, uczył gramatyki w Koryncie.
Aristoksenos więc powiadał, co
następuje: „Mężowie ci, [starali się] w najwyższym stopniu
powstrzymywać od łez i lamentów. Ta sama reguła obowiązywała,
jeśli chodziło o pochlebstwa, prośby, błagania i im podobne.
Dionysios zaś, kiedy zrzucony z tronu przybył do Koryntu, opowiadał
nam często o Fintiaszu i Damonie, pitagorejczykach. [Jego opowieść]
zaś dotyczyła poręczenia w sprawie gardłowej, a taka oto była
forma owego poręczenia. Mówił [Dionysios], że jedni spośród
jego dworaków wspominali często o pitagorejczykach wyśmiewając
się z nich i szydząc, nazywając ich błaznami i mówiąc, że ich
pozorna i udawana czystość, wierność i powściągliwość
roztrzaskałaby się ze szczętem, gdyby ktoś postawił ich w
obliczu poważnego zagrożenia. Gdy zaś inni mówili coś wręcz
przeciwnego i powstała różnica zdań, postanowiono zgodnie [poddać
próbie towarzyszy] Fintiasza, a jeden z jego przeciwników,
[wziąwszy na siebie rolę oskarżyciela], powiedział Fintiaszowi,
że ujawnione zostało, iż wespół z innymi nastawał na życie
Dionysiosa; wszyscy obecni poświadczyli to oskarżenie, a
uwiarygodniło je oburzenie Dionysiosa. Fintiasz osłupiał na to
oskarżenie. Kiedy jednak Dionysios oświadczył wprost, że sprawa
została dokładnie zbadana i [Fintiasz] musi umrzeć,
[pitagorejczyk] powiedział, że skoro doszło do takiej sytuacji,
godzi się dać mu [do dyspozycji] pozostałą część dnia, by mógł
załatwić sprawy swoje i Damona. Mężowie ci bowiem żyli we
wspólnocie wszystkich dóbr. Fintiasz zaś, jako starszy, wziął na
siebie większość spraw związanych z zarządzaniem majątkiem. Z
tego to powodu prosił, by go wypuszczono, proponując, iż
poręczycielem jego powrotu będzie Damon.
Dionysios, jak opowiadał, zadziwił
się wielce i zapytał, czy istnieje taki człowiek, który odważyłby
się być poręczycielem [stawienia się] skazanego na śmierć; gdy
zaś Fintiasz to potwierdził, sprowadzono Damona, który
usłyszawszy, co się stało, oświadczył, że będzie poręczycielem
i pozostanie dopóki Fintiasz nie wróci. [Dionysios], jak sam
opowiadał, usłyszawszy to, osłupiał. Ci zaś, za których
przyczyną [poddawano pitagorejczyków] owej próbie, szydzili z
Damona pozostawionego według nich na pewną śmierć i mówili
drwiąco, że został złożony w ofierze w zamian, jak łania
ofiarna. A gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, wrócił
Fintiasz, by ponieść śmierć; to zaś wprawiło wszystkich w
osłupienie i podziw. Sam zaś Dionysios, jak opowiadał, objąwszy i
ucałowawszy obu mężów, prosił, by mógł być trzecim w ich
związku przyjaźni; ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, mimo
nalegań Dionysiosa." Tyle [przekazał] Aristoksenos; dowiedział
się o tym, jak
powiada, od samego Dionysiosa.
Mówi się też, że pitagorejczycy
starali się wypełniać obowiązki, jakie niesie z sobą przyjaźń,
nawet nie znając się wzajemnie, jak też wobec tych, których nigdy
nie widzieli na oczy, jeśli tylko rozpoznali jakiś znak
przynależności do tej samej szkoły; to zaś, że ludzie dobrzy
—jeśli nawet mieszkają na przeciwległych krańcach ziemi — są
sobie nawzajem przyjaciółmi zanim jeszcze się poznają i nazwą
tym mianem, potwierdzają takie i podobne przypadki: pewien
pitagorejczyk, jak opowiadają, odbywszy pieszo długą i samotną
drogę, przybył do oberży; ze zmęczenia zaś i z wielu innych
przyczyn popadł w długą i ciężką chorobę, tak że brakło mu w
końcu środków do życia. Gospodarz oberży wszelako, czy to z
litości nad człowiekiem, czy też z szacunku dla niego, użyczył
wszystkiego, nie szczędząc ani troski, ani wydatków. Gdy jednak
choroba okazała się silniejsza, umierający narysował na tabliczce
pewien symbol i polecił [gospodarzowi], by — jeśli coś mu się
stanie — powiesił ją na tablicy wychodzącej na drogę i
obserwował, czy ktoś z przechodzących rozpozna symbol. Taki
człowiek bowiem, jak mówił, zwróci [gospodarzowi] wydatki, jakie
poniósł i podziękuje mu za jego dobroć. Gospodarz zaś, gdy
[pitagorejczyk] umarł, zatroszczył się o ciało i pochował je,
nie mając wszelako nadziei, iż będą mu zwrócone wydatki ani też,
że otrzyma podziękowanie od kogoś, kto rozpozna tablicę. Będąc
jednak pod wrażeniem poleceń [zmarłego], wystawił tabliczkę na
widok publiczny. Po upływie dłuższego czasu jeden z
pitagorejczyków przechodząc tamtędy rozpoznał symbol, a
dowiedziawszy się, co zaszło, dał gospodarzowi więcej pieniędzy,
niż ten wydał. Mówi się też, że Kleinias Tarentyjczyk,
dowiedziawszy się, że Proros z Kyreny, zwolennik nauk
pitagorejskich znalazł się w niebezpieczeństwie utraty całego
majątku, zebrawszy pieniądze popłynął do Kyreny i uporządkował
sprawy Prorosa, poświęciwszy nie tylko część własnego majątku,
lecz także podjąwszy ryzyko żeglugi. Podobnie i Thestor z
Posejdonii, gdy tylko usłyszał, że Thymarides z Paros,
pitagorejczyk, z wielkiego bogactwa popadł w biedę, popłynął,
jak mówią, na Paros, zebrawszy wiele pieniędzy i przywrócił
[Thymaridesowi] jego majątek. Piękne są więc i takie dowody
przyjaźni.
Jamblich, O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda –
Krynicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.