wtorek, 11 lutego 2014

Jednomyślność pospólstwa


Stosownie do zapłaty jesteśmy pobożni, stosownie do zapłaty bezbożni. Idziemy za cnotą dopóty, dopóki łączy się z tym jakaś nadzieja zysku, gotowi zawsze przejść na stronę przeciwną, jeśli występki przyrzekną nam więcej. Podziw dla złota i srebra wzbudzili w nas rodzice, a wszczepiona za młodu chciwość wkorzeniła się głębiej i razem z nami wyrosła. Poza tym całe pospólstwo, w innych sprawach niezgodne ze sobą, w tej wykazuje jednomyślność. To wszyscy szanują, tego życzą swoim najbliższym, to jako najcenniejsze z dóbr ludzkich ofiarowują bogom, gdy chcą im okazać swą wdzięczność.

Obyczaje upadły wreszcie tak nisko, że ubóstwo stało się przedmiotem złorzeczeń i zniewag, wzgardzone przez bogatych, a znienawidzone przez biednych. Dochodzą jeszcze do tego wiersze poetów, które namiętnościom naszym dodają żaru, a w którym bogactwa wysławiane są jako jedyna krasa i ozdoba życia. Wydaje się, że nic lepszego od bogactwa bogowie nieśmiertelni ani nam dać, ani sami już mieć nie mogą.

Boga Słońca królewska siedziba, wyniosła i wsparta
Na smukłych kolumnach, a jasna od blasku skrzącego się złota .
Przypatrz się jego pojazdowi:
Złotą oś miał ten pojazd, złoty dyszel i złoty
Kół cały obwód, a szprychy wykute były ze srebra .
Wiek w końcu, który mają za najlepszy, też zwą zło-
tym. Nie brak również wśród greckich tragików ta-
kich, którzy korzyścią zastępują prawość, bezpieczeństwo i dobre imię.
Niech już zwą mnie najgorszym, byle mnie zwano bogatym.
Wszyscy pytamy, czy ktoś jest bogaty, lecz nikt nie pyta.
Czy dobry.
Nie w jaki sposób i skąd, lecz ile masz — tylko tego
Chcą się dowiedzieć.
Wszędzie każdy wart był tyle, na ile ceniono
To, co miał on w kieszeni.
Pytasz, co posiadać hańbę nam przynosi?
Hańbą jest nic nie mieć!
Chcę bądź żyć bogaty, bądź ubogi umrzeć.
Dobrze umiera, kto korzyść jakąś przez śmierć swą zyskuje .
Pieniądz — oto rodzaju ludzkiego dobro największe,
Któremu dorównać nie zdoła ni matki czar miły, ni dzieci
Powab przymilny, ni ojca szacowne i święte zasługi.
Jeśli coś już tak przyjemne błyski w oczach
Samej Wenus wznieca, to słusznie pieniądze wzbudzają
Miłość ku sobie wśród niebian, a także wśród ludzi śmiertelnych.

Gdy te ostatnie wiersze z tragedii Eurypidesa zostały wygłoszone, cały lud jakby za jednym popędem powstał, aby wyrzucić zarówno aktora, jak wiersze, aż sam Eurypides skoczył na środek, prosząc, by jeszcze poczekali i zobaczyli, jaki ostateczny skutek osiągnie ów wielbiciel złota. Bo w opowieści tej Bellerofontes ponosił karę tak, jak ją każdy ponosi w opowieści o sobie samym. Wszak nie masz chciwości bez kary, choć już sama chciwość starcza za karę. O, ileż łez, ileż cierpień ona wymaga! Jakże biedną być pragnie, a jakże biedna jest, gdy coś zyska! Dodaj codzienne niepokoje, które dręczą każdego wedle miary jego majątku. Większej męki przysparza posiadanie pieniędzy niż ich zdobywanie. Ileż to żalu budzą straty, które rzeczywiście bywają znaczne, ale wydają się jeszcze znaczniejsze! Gdyby zresztą los nic tym chciwcom nie odebrał, uważają za stracone to, czego nie zdobyli.

«Ale przecież ludzie zwą takiego szczęśliwym i bogatym i radzi by osiągnąć tyle, ile on ma». Przyznaję to. Lecz cóż z tego? Czy sądzisz, że ktoś może być w położeniu gorszym niźli ci, którzy i nędzę cierpią, i zawiści ludzkiej doznają? Obyż wszyscy, którzy chcieliby życzyć sobie bogactw, poradzili się wprzódy bogaczy! Obyż wszyscy, którzy chcą się ubiegać o zaszczyty, zasięgnęli wprzód zdania tych, co tak gonią za urzędami i zdobyli już najwyższe godności! Z pewnością odmieniliby podówczas swe życzenie, gdy tymczasem, pogardziwszy swymi pragnieniami dawnymi, zaczynają żywić nowe. Nie ma bowiem nikogo, kto by się zadowolił swoim szczęściem, choćby nawet biegło dlań szybkim pędem. Wszyscy narzekają na swe zamysły i osiągnięcia i zawsze wolą to, co porzucili. Otóż fi lozofia da ci rzecz taką, od której, jak ja przynajmniej sądzę, nie ma już nic większego. Sprawi mianowicie, że nigdy nie będziesz niezadowolony ze siebie. Do tej szczęśliwości, tak trwałej, iż nie wstrząśnie nią żadna burza, nie doprowadzą cię ni zręcznie złączone wyrazy, ni spokojnie płynąca mowa. Niechaj słowa biegną sobie, jak chcą, byleby tylko utrzymywał się właściwy stan ducha, byleby duch był wzniosły i niepodatny na obce mniemania, byleby podobał się sobie ze względu na to, co się nie podoba drugim, a postęp swój mierzył sposobem życia i uważał, że mądry jest tylko o tyle, o ile już nie pożąda, o ile się nie boi.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.