wtorek, 11 lutego 2014

Inteligencja i rewolucja


Taki człowiek boi się i chce żyć. Więc żyje. Ale jak? Usypia własne sumienie, załamuje się, okłamuje samego siebie, czepia się pozorów. Inteligencja antysowiecka, która po pięcioletniej bez mała walce przestała już strzelać, a nie chce się jeszcze pogodzić - a pogodzić musi, bo od tej zgody zależy żarcie, zależy dach nad głową w upaństwowionych mieszkaniach, prymus naftowy, miejsce w kuchni, używanie klozetu, ruble. Trzeba utrzymać kobietę, dzieci, nieraz psa, czasem starą ciotkę. Nie chce pomagać przy "budownictwie socjalistycznym", a pracować musi. Więc szuka pracy... "neutralnej", albo zgoła "narodowej". Szuka przede wszystkim kompromisu.

Świetnym przykładem takiego wyrozumowanego kompromisu może być na przykład praca w muzeum. Właśnie w muzeum. Ono to bowiem nie niszczy, lecz przeciwnie, chroni przed zniszczeniem zabytki przeszłości, tej przeszłości, która jest przeciwstawieniem współczesnego bolszewizmu. Niby to się więc pracuje dla bolszewików, ale właściwie dla konserwacji - narodu... I Kisliakow nie tylko pociesza się tą bzdurą, ale podnosi ją do poziomu tzw. "realnego programu politycznego". Stąd już krok tylko, nie przez dzielącą przepaść, ale mały rynsztok, cuchnący ściek, do załgania ostatecznego, oportunizmu, do czysto ludzkiej, słabej, nikczemnej zdrady dotychczasowych przekonań. Oto jaką drogą kroczył Kisliakow.

Ponieważ jednak zaczęliśmy od inteligencji rosyjskiej, mógłby ktoś powiedzieć w jej obronie, że rewolucja bolszewicka była wówczas bądź co bądź rewolucją rosyjską i dlatego inteligencja rosyjska (naród rosyjski) nie miała do czynienia z wrogiem zewnętrznym, lecz wyłącznie z wewnętrznym; że walki trwały kilka lat, a w tym czasie, o którym pisze Romanow, nikt już na świecie o sprawy Rosji sporu politycznego nie prowadził.

Trochę inaczej rzecz się miała z inteligencją polską, zaskoczoną najazdem bolszewickim w latach 1939-1940. Wszystkie dane przemawiały za tym, aby się po tej inteligencji spodziewać ostrej antybolszewickiej reakcji. Inteligencja polska, bardziej niż inna na świecie, a w każdym razie nie mniej niż w 50%, wyrosła z tradycji szlachetczyzny, w 25% przywiązana do tradycji religijnych, w 95% związana tradycjami walki z Rosją - uformowała się w Polsce odrodzonej z tej walki, z jedynej wojny jaką nowa Polska prowadziła przed r. 1939, a była to wojna z Sowietami. Indywidualne curriculum vitae naszej inteligencji upstrzone było krzyżami walecznych, rangami wojskowymi, zasługami i ranami, a wszystkie zdobyte w walce z Sowietami, w walce, w której ściągnięto na ziemię nawet wolę Bożą w postaci "cudu nad Wisłą".

Wreszcie cała inteligencja polska uznała po klęsce 1939 gen. Sikorskiego za wodza prawowitego rządu polskiego. O ile zaś mam sądzić na podstawie cech, które nas dochodziły wówczas w Kraju, miał on w r. 1940, jeszcze w Angers, oświadczyć, że Polska znajduje się w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim.

Gdy się więc podsumuje wszystkie okoliczności, zdawałoby się tak na oko, i tak na zdrowy polityczny horoskop, że nigdzie poza swymi granicami Sowiety nie mogą spodziewać się równie zaciętego, nienawistnego, rozjuszonego wroga, jak właśnie w polskiej, świadomej inteligencji. Można się było spodziewać, że inteligencja polska wejdzie do piwnic, albo legnie na dachach domów, i co najmniej z większym przekonaniem stamtąd razić będzie bolszewików, niż to czynili petersburscy gorodowyje w roku 1917.

W latach pierwszego najazdu nie zaszło nic podobnego, raczej wręcz odwrotnie. Nie będę tu wspominał o pojedynczych epizodach bohaterstwa, o słabiutkich zaczątkach organizacji podziemnych, o kilku pisemkach, bo dla wyrównania musiałbym rzucić na szalę bardzo już jaskrawe epizody przeciwne. Mówię więc jako o przeciętności. Przeciętność zaś inteligencji polskiej zachowała się właśnie tak, czy też mniej więcej tak, jak Kisliakow Pantelejmona Romanowa.

Gdy na naszych starych "kresach" wybuchła w roku 1941 wojna niemiecko-sowiecka i gdy po upływie dwóch dni przyszli Niemcy, ów generalizowany przeze mnie "inteligent polski" wyszedł na ulicę znów jako prawdziwy, szczery patriota polski, wróg - Niemców. A po kilku miesiącach widzimy go w wirze bohaterskiej walki o wyzwolenie ojczyzny. Wydawał tajne pisma, strzelał do Niemców, narażał się, ryzykował, wpadał. Tysiącami ginął w podziemiach Gestapo, nie gorzej z tamtej niż z tej strony Bugu-Narwi. Jest więc głęboka, tajemna różnica pomiędzy zasadniczym typem dwóch najeźdźców i stosunku do nich?!



"Droga Pani...",
Józef Mackiewicz. Dzieła t. 11, Londyn 1998 r.
*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.