Wróciliśmy
w rozmowie do pierwszej epoki życia Conrada, zwłaszcza do lat
spędzonych wśród paniki powstańczej. Mówiliśmy o nienawiści do
oprawców Polski, którą na całe życie wywiózł z Wołogdy i
Ukrainy, choć tyle innych uczuć w nim osłabło.
„ Zawsze miałem go za dziwnego człowieka”- rzekł Kipling. „I always thought him a queer fellow”. A jednak coś w tym musiało być. Wszak ten człowiek nienawidził Rosję do zapamiętania. „ He hated Russia with frenzy”. Pamiętam zdarzenia, które może nie są bez podobieństwa do dziejów Conrada.
I Kipling wspomniał jedną z dawniejszych swych opowieści, którą i ja przypomniałem sobie po pierwszych zdaniach. Osnowa jej była prawdziwą. Gdzieś na wyżynach Azji Centralnej, w miejscu gdzie siły angielskie i rosyjskie stykały się ze sobą w sposób niebezpieczny, zjeżdżają się komisje obydwu stron, by załatwić jakieś zajście pograniczne. Przedstawicielami Rosji są wojskowi, ciężcy, rośli, brodaci, przybrani w mundury" strojne jak nocne bluzy" i pokryci na piersiach „małymi krzyżykami”.
Ze strony angielskiej widzimy typowych gentlemanów, zimniejszych niż zwykle, gdyż na tym odludziu dusza moskiewska odrzuciła europejską maskę i odkryła swoje prawdziwe rysy; fałsz, brutalność i chłodne okrucieństwo.
Dokoła obozu kręci się jakiś stary człowiek, okryty łachmanami. Jest to istota oniemiała, niespełna rozumu, która mimo okazywanej jej niechęci lgnie do Anglików, a w stosunku do Rosjan zdradza nienawiść i przerażenie. Oficerowie rosyjscy zachowują się poprawnie, po paru konferencjach podpisują protokół, po czym następuje pożegnanie i poczet kozaków znika w górskim wąwozie. Ale dzień jest uroczysty. Wieczorem w angielskim obozie odbywa się obiad, dowódca wznosi zdrowie Jej Królewskiej Mości, a wówczas dzieje się rzecz niepojęta. Ten stary przybłęda, nie mówiący żadnym ludzkim językiem, powstaje w chwili, gdy zapowiedziany został toast” the Queen” i całym swym zachowaniem zdradza, w sposób oczywisty dla Anglika, że nie tylko sam jest Anglikiem, ale także angielskim gentlemanem. Następuje ogólne poruszenie.
I dochodząc po nitce do kłębka, grono oficerów angielskich stwierdza, że ten nieszczęśliwy, wyzuty ze wszystkich cech człowieczeństwa, jest byłym urzędnikiem służby państwowej. Na północnych granicach Indii, spełniając za młodu poufną misję, zginął i odtąd nigdy już więcej o nim nie słyszano. Wpadł w ręce moskiewskie i przez długie lata przebywał gdzieś w moskiewskich kazamatach. Jak się z nich wydobył – nie wiadomo. Powrócił jako szczątek dawnego człowieka. Zapomniał własną przeszłość, zapomniał wszystko, prócz jakichś nikłych wspomnień dawnych rodaków i niesłabnącej nienawiści do katów moskiewskich. Stygmat niezatarty jak ślady kajdan na jego wyschłych piszczelach.
„Czy coś podobnego -pytał Kipling- nie zaszło także w duszy Conrada w latach , kiedy był prawie dzieckiem.?”
Godzina była późna, rozmowa kończyła się, pożegnaliśmy się i wyszedłem na mroczne ulice Madrytu.
Jan Perłowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.