wtorek, 4 lutego 2014

Archaiczna cisza książki


Może więc warto znaleźć taką miarę czasową, która przywróci nam jakiś sens w naszym życiu. I tutaj w sukurs przychodzi Walter Benjamin, który w Ulicy jednokierunkowej powiadał tak: człowiek współczesny – podkreślam, był to 1928 rok – zanim dobije się do książki, zanim ją otworzy, musi przebić się przez gąszcz, zasieki, zalew słów, liter widniejących na afiszach, atakujących z reklam, kina, teatru, prasy; a więc słów właściwie z mniejszym znaczeniem bądź mniej obciążonych, aniżeli w literaturze. I wreszcie – żeby się dobić do tej literatury, musi przez to wszystko jakoś przebrnąć. Innymi słowy: możliwość otwarcia książki i zanurzenia się w czymś, co – i o to mi tutaj chodzi – Benjamin nazwał „archaiczną ciszą książki”, maleje.
„Archaiczna cisza książki” u Waltera Benjamina jest właśnie kategorią czasową, temporalną. Benjamin powiadał tak – książki traktują czas na opak, czynią z dnia noc a z nocy dzień. Noc jest czasem, kiedy jesteśmy poza społecznością, jesteśmy sami, leżymy w łóżku. W tym sensie jesteśmy osobami, że jesteśmy odosobnieni – jesteśmy jednostkami. Noc przywraca nas naszej kruchej jednostkowości, naszej cielesności. W tym sensie jesteśmy wystawieni na grozę nocy, dlatego kiedyś siadaliśmy przy ognisku, w nocy przytulamy się do bliskich nam osób, żeby nie być samemu – noc jest czasem intymności. Jeżeli lektura traktuje dzień jak noc, to znaczy, że lektura jest nam w stanie przywrócić taką przestrzeń intymności albo czas naszej absolutnej jednostkowości. Lektura zawsze odbywa się w ciszy – przynajmniej od czasu św. Ambrożego – lektura dzieje się na osobności, lektura wtrąca nas w naszą jednostkowość, osobność, czyli przywraca nas – powiedzmy w ten sposób – samym sobie. Reasumując, ja bym powiedział w ten oto sposób: lektura, ta „archaiczna cisza książki” jako przestrzeń lektury, pozwala funkcjonować nam w wielu wymiarach czasowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.