Dostojewski, nie licząc krótkich
interludiów czułości i samooskarżania się o niegodziwość czy
wręcz podłość, szarpie się i pieni jak gdyby był w kleszczach
ciągłej epilepsji duchowej. Przybylski zbliża się do prawdy,
kiedy świat utrwalony w zapiskach stenograficznych Ani nazywa
mieszanką tragedii i farsy. Ba, nie brak w farsie elementów
surrealistycznej groteski: "Fiedia wziął dziesięć złotych
monet, poszedł i przegrał. Wrócił, wziął pięć złotych monet
i przegrał. Przyszedł, wziął cztery złote monety i przegrał...".
Tragedią była ciąża Ani, która przebiegała na obłędnej i
morderczej huśtawce. Wyjechali do Genewy niemal bez grosza przy
duszy, tam urodziło się dziecko i natychmiast zmarło. Dostojewski
nie mógł nie rozumieć, że ta śmierć była spóźnionym
epilogiem jego opętania wirującą ruletką w Baden.
Słowo "opętanie" nic jest
tu figurą retoryczną. Skrupulatna aż do znudzenia stenografistka
przyłapała na gorącym uczynku diabła, co daje właśnie
niezamierzony przez nią efekt pomieszania (albo raczej skotłowania)
tragedii, farsy i groteski. Dostojewski znajduje się w jego władzy
tak wyraźnie, z tak namacalną oczywistością, że podczas lektury
dziennika Anny Grigoriewny bywają chwile oczekiwania na jakąś
otwartą sataniczną kulminację. Mówi się o wyobraźni
Dostojewskiego, niechętni dodają: chorobliwej. Był stałym
mieszkańcem wąskiego pasa nadgranicznego, o niesamowitym darze
opisu realistycznego. "Najgorsze, że mam podłą i zbyt
namiętną naturę. Zawsze i we wszystkim dochodzę do ostatecznej
granicy, całe życie tę granicę przekraczałem". Nikt przed
nim i po nim nie był równie za pan brat własnym biesem, dlatego
nie znam pisarza, który by z podobną konwulsyjnością widział
jedyne ocalenie w Bogu".
Herling-Grudziński
Dziennik pisany nocą 1971-1972
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.