Liście
to esej o niezwykłej książce, Liściach
croatoan Donata
Kirscha, którą dzięki pracy Barbary Robakiewicz możemy
przebyć niczym trasę wtajemniczającego labiryntu.
Powyższy termin używany był przez
Ezrę Pounda na oznaczenie „prężnych korzeni idei — idei, które
działają”[1],
a został przezeń zapożyczony od niemieckiego archeologa i
antropologa Leo Froberiusa, używającego pojęcia paideumy
na określenie „plątaniny
lub kompleksu mocno zakorzenionych idei danego okresu”. Odsłaniając
idee wpisane w powieść Kirscha, coraz bardziej dochodzę do
przekonania i uświadamiam sobie, że ta poetycka opowieść jest jak
jeden z nurtów wielkiej podziemnej rzeki, której źródło bije
gdzieś w ukryciu. Przebudowując metaforę rośliny i korzeni
utworzoną przez Pounda w metaforę rzeki i źródła, uzyskuję nową
definicję paideumy,
która brzmi: „to wieczne źródło, z którego wypływa ożywiająca
nasze ziemie rzeka”. Na rzekę tę składa się wiele nurtów,
wiele poszczególnych istnień i doświadczeń, jednak stykając się
z każdym z nich natrafiamy nieodmiennie na te same (choć za każdym
razem zupełnie odmienne) znaki, wskazówki, kompleksy idei
wypowiadane w coraz to innym języku. Odmienność języków wywodzi
się z różnorodności tego, co nazywamy osobistym doświadczeniem.
Podobnie jak Liście croatoan
każdy z tych nurtów jest
specyficznym sprawozdaniem o szczególnym typie doświadczenia, na
które złożyły się dwa elementy: doświadczenie rzeczywiste i
doświadczenie intelektu i wyobraźni (myśli i snu) — połączone
dają owo trzecie, odrębne doświadczenie.
Do Liści
croatoan pasuje bardzo opinia
Eliota o poemacie Dantego Vita
nuova, w którym opisuje on
swoje spotkanie z Beatrycze, wywołany nim wstrząs, rozbudzenie w
jego następstwie uczuć i innej wrażliwości:
Jeżeli ta osobliwa
mieszanina poezji i prozy jest rzeczywiście formą biografii, to
niewątpliwie biografię przekształcono tu poza granice
rozpoznawalności, by zmieścić ją w ramach konwencjonalnej
alegorii [2].
Powieść Kirscha, będąca także
współistnieniem poezji i prozy, i dająca się odczytać jako
alegoria, wykazuje wiele paraleli z dziełem Dantego. Najważniejszy
jest wspólny element doświadczenia jako centralnego punktu
odniesienia całego życia bohatera i fakt przekształcenia czy
raczej odkrycia za pomocą intelektu i wyobraźni, zawartych w tym
doświadczeniu znaczeń i następnie jego rekonstrukcja w formie
wizji poetyckiej.
Spróbujmy rozważyć
tezę, że Dante rozmyślając o swym przeżyciu, zadziwiającym jak
na wiek przeżywającego, przeżyciu, którego żadne doświadczenie
następne nie zdołało ani zatrzeć, ani prześcignąć, doszukał
się w nim treści, których my nie zdołalibyśmy odkryć.
[3]
— pisze Eliot, zaś Maurycy
Rotadier wypowiada do Dawida słowa brzmiące niczym parafraza
powyższego stwierdzenia:
Nic nie dorówna w
twojej pamięci trzem dniom lipca 1971 roku i tylko śmierć
przeciwstawi się im skutecznie. Te kilka dni znaczyć będzie więcej
niż całe lata [4].
Zarówno u Dantego, jak i u Kirscha
tym nie dającym się zatrzeć przeżyciem jest uczucie miłości,
przebudzenia związanego nierozłącznie z przeżyciami erotycznymi,
ulegającymi — dzięki intuicji i wyobraźni — sublimacji. Vita
nuova jest opowieścią o
pierwszym spotkaniu z Beatrycze i wstrząsie nim wywołanym. Maria
towarzyszy Dawidowi od urodzenia, jednak nowy sens jej istnienia,
odkryty mu przez to, co nazywane jest „wielkim Kaprysem Marii”,
objawia, że jej istnienie jest powszechne, przenika wszystko i jest
nawet: „w uśmiechu klienta w piekarni, który mnie poprzedza, w
mączystym zapachu: co wolałbym: lub nie”
[5].
Zestawienie utworów Kirscha i
Dantego jest — jak myślę — dużym krokiem ku owemu źródłu.
Ale trzeba cofnąć się jeszcze głębiej do innej tradycji
literackiej, której Dante był spadkobiercą, a w której — jak
zauważa Eliot — słowo amore znaczy coś innego, niż w
pierwotnym łacińskim rozumieniu, niż jego francuski odpowiednik,
czy współczesna wykładnia dawana przez włoski słownik. Chodzi
mianowicie o poezję prowansalskich trubadurów, wyznawców
gnostyckiej religii katarskiej i o sens słowa amore, który
oni mu przypisywali. Znaczenie, jakiego możemy się tylko domyślać,
przeczuwać, odgadywać i próbować rekonstrukcji z nielicznych,
ocalałych z pogromu ułomków spuścizny ich kultury. Wysiłek
podejmowany w tym kierunku to nie tylko konieczność
archeologicznego badania zabytków, Eliot porównuje go do przejścia
przez lustro — linię graniczną innego świata.
Pound, z wykształcenia romanista,
przesiąkły Prowansją na wskroś, przemierzył ją pieszo. Życie
trubadurów i dworów, na których przebywali, stało się żywą
częścią jego wyobraźni. Studiując konstrukcję wierszy —
szczególnie pieśni jednego z najsłynniejszych trobadorów,
Bertranda de Born — wyznaje:
Mocno zajmował mnie de
Born. Doszedłem do wniosku, że jest nieprzetłumaczalny. Potem
przyszło mi na myśl, że mógłbym pokazać go w ten sposób [6]
[7].
Tym zapowiedzianym utworem jest
Sestyna Altaforte, co po prowansalsku znaczy: Sestyna
Zamek. Bertrand i jego zamek pojawiają się w dwóch innych
utworach Pounda: Na Audiart i Pod Perigord, a drugi z
nich przywołany został w Liściach croatoan, w Podróży
na stronie 19 i odpowiednio na stronie 39 w Wyspie, podobnie
na stronach 20 i 43 przywołuje Kirsch poundowskie „niedotykane
gniazda opuszczone przez nieznane ptaki”. Wreszcie duży fragment
Pod Perigord przypominany jest przez Marię, gdy czeka na
przyjście Dawida pamiętnej nocy 11 lipca:
Wiosną oszołomienie i
nad Auvezere
Maki i oczy dnia w
zielonej emalii
Wzrosły ponad nas;
znamy strumień na pamięć
I oba nasze konie
wytropiły gdzie jary;
Wiemy miejsca zalewisk
wysadzonych topolą
Z dni młodości, gdy
niebo nam ciemne sprzyjało.
A na niebiosach koła
ogromne
Niosły nas razem...w
górę...i roznosiły
Wierzących, że
napotkamy wargi i dłonie
Tam, zamkniona w jego
zamku, Tairiranowym,
Która nie miała uszu,
języka, jak tylko w dłoniach,
Przeminęła, o!
niedotkniona, nieosiągalna!
Która dla jednej tylko
osoby, przez nią żyć mogła,
Która dla jednej tylko
osoby, z nią mówić mogła—
I wszystko inne w niej —
piach lotny zmian,
Więź zwierciadeł
rozbita...! [8].
Wydaje się, że ten ważny fragment
został umieszczony w kulminacyjnym punkcie jako wskazówka dla
kogoś, kto rozumie Pounda, i może pojąć, że Kirsch w swoim
języku mówi „to samo”. W moim przypadku bieg rzeczy był
odwrotny: złamanie szyfru Liści croatoan otworzyło Pounda —
umożliwiło przejście przez lustro. Twierdzenie, że fragment Pod
Perigord i Liście croatoan to „to samo” w sensie
zawartego tu i tam przesłania nie jest gołosłowne. Najbardziej
przekonujące — jak mi się zdaje — byłoby prześledzenie
wspólnych motywów :
— początek zdarzeń, zarówno w
wierszu, jak i w powieści łączy się z wiosną..
— ustęp z wiersza Pounda: „Maki
i oczy dnia w zielonej emalii” ma swój odpowiednik w stale u
Kirscha obecnym motywie oczu i naczynia (pokój ma zieloną podłogę,
zieleń we wszystkich przejawach roślinnego życia), maki zaś łączą
się z czerwienią, a ta jest kolorem krwi i Marsa. Połączenie
czerwieni i zieleni kojarzy się natychmiast z „drzewem o
czerwono-zielonych liściach”, którego początek śni się
Dawidowi w noc świętojańską 1971. Krew Marii spływa na zieloną
podłogę.
— „I oba nasze konie wytropiły
gdzie jary” — pisze Pound. Konie traktuje jako pseudonim zmysłów,
które z kolei są w tajemny sposób pokrewne intuicji,
bezpośredniemu odczuciu, czemuś niewypowiedzianemu, sile miłosnej.
Żeby to lepiej unaocznić odwołam się do innego wiersza Pounda —
Wrzosowisko:
Czarna pantera stąpa u
mego boku,
A z palców
Ulatują mi płomyki
podobne płatkom kwiatów
Białe jak mleko
dziewczęta
Odginają się od
ostrokrzewów,
A ich biały jak śnieg
lampart
Wypatruje, aby pójść
za nimi w trop [9].
Jary i konie w poetyce Kirscha
związane są z kołysaniem, a ono z czymś, co można nazwać
panorgazmem. Istotny i podkreślany przez Pounda jest moment
jednoczesności („oba nasze konie”) spotkania w tym „czymś”.
— „Z dni młodości, gdy niebo
nam ciemne sprzyjało./A na niebiosach koła ogromne” — Pound. U
Kirscha jest także motyw szczęśliwego dzieciństwa, z którego
wszystko bierze swój początek, a jego świadkami były gwiazdy
obserwowane przez Dawida i Marię w okienku na strychu.
— „Niosły nas razem... w górę...
i roznosiły/Wierzących, że napotkamy wargi i dłonie” —
czytamy dalej u Pounda. Dla Marii i Dawida obserwacja gwiazd była
podróżą w górę, poza granice uniwersum i przekroczeniem ich,
jakby rozniesieniem. Obietnica spotkania spełnia się 11 lipca w
ciemnym pokoju:
— To mysz — szepnął przytulając
ją mocniej i chcąc pocałować w usta. Nie broniła mu tego.
Dotknął palcami nagiej skóry jej ramion. Wtedy nagle otworzyły
się szarpnięte drzwi i do pokoju wpadł Adam. [...] Przytuliła się
jeszcze mocniej do mnie. A w chwilę później Adam zobaczył, że
Maria ma odsłonięte piersi. Uderzył ją
[10].
Potem Maria zamknięta jest w „zamku
Tairiranowym” Śmierci — pozbawiona ciała, które było jej
drogą kontaktowania się
Myślała w
niespodziewanej chęci domniemania, że dla kobiet ciało jest
najważniejszym łącznikiem, więzią z otaczającym ją światem
[11].
A tak to opisuje Pound:
Tam, zamkniona w jego
zamku, Tairiranowym,
Która nie miała uszu,
języka, jak tylko w dłoniach,
Przeminęła, o!
niedotkniona, nieosiągalna!
Która dla jednej tylko
osoby, przez nią żyć mogła,
Która dla jednej tylko
osoby, z nią mówić mogła —
I wszystko inne w niej —
piach lotny zmian,
Więź zwierciadeł
rozbita...!
Po odkryciu tak ścisłego związku
między tekstami Pounda i Kirscha, sądzę, że dla należytego
wyświetlenia erudycyjnych inspiracji Kirscha słuszną rzeczą
byłoby prześledzenie prowansalskich i gnostyckich wątków w poezji
Ezry. Przede wszystkim — w najważniejszym dziele Pounda — Cantos
(Pieśniach). Pierwszą z nich rozpoczyna słowami:
I zeszliśmy na statek
Zdaliśmy kil na odpływ,
dalej na boskie morze, i
Podnieśliśmy maszt i
żagiel na tym śniadym statku
[12].
Jest to więc przypomnienie o naszej
kondycji żeglarzy. W dalszych pieśniach punktem odniesienia, w
podobny sposób jak u Joyce’a, staje się Homera Odyseja.
Dla Pounda istniały dwie epoki klasyczne, epoki „wieku złotego”:
homerycka i prowansalska, nawzajem się oświetlające. Mit złotego
wieku jest bardzo gnostycki; dla Pounda było to królestwo Afrodyty:
Venerandum,
Według słów
Kreteńczyka, z koroną złotą, Afrodyto,
Cypri monumenta sortita
est, wesoła, oricalchi, w złotych
Pasach i stanikach, ty o
powiekach ciemnych,
Niosąca złotą gałązkę
Argicydy. Toteż: [13]
Afrodyty zmieniającej się w innej
pieśni w Eleonorę z Akwitanii, protektorkę trubadurów, okazującą
się dzięki homeryckiej grze słów Helena trojańską.
Również u Kirscha znajdujemy wiele
odniesień do epoki wieku złotego, wyrażonych w sposób
charakterystyczny dla jego poetyki, czyli wymagający wysiłku
interpretacyjnego, zaskakujących trafnością:
Będę raz jeszcze
oglądał bezlistne gałęzie obmywane deszczem, a moja myśl da mi
inny obraz tej chwili: w przejrzystym jak kryształ powietrzu nocy
pozostanie niewidoczny, lecz wiadomy obraz gorącej zatoki i czasu
wielkich kataklizmów. Wszystko jednak będzie dalej tak samo
przejrzyste i pełne obietnic, których nie potrafi zniszczyć żadna
z wielkich klęsk [14].
O odniesieniach do Złotego Wieku w
Liściach croatoan za pośrednictwem Owidiusza Przemian
pisałam wcześniej. Paralele między Kirschem a Poundem nie
polegają jedynie na wspólnym zanurzeniu w tajemnicach gnozy, ale
sięgają samej techniki wypowiedzi. Pound pod wpływem poglądów
innego poety — Hulme’a — dotyczących degeneracji słów i
całego procesu komunikowania się formułuje program imagizmu i
„metody ideograficznej”. Zdaniem Hulme’a początki języka
związane są ze słowami — obrazami. Porozumiewanie się ma w
istocie charakter obrazowy. Jednak w trakcie tego procesu dochodzi do
mechanicznej degeneracji żywych początkowo obrazów i następuje
zastąpienie konkretów przez pewne umowne, martwe i nic nie znaczące
sumy, zwane przez Hulme’a liczmanami. Kirsch tak to wyraża:
Widoczne zza muru
drzewa. Widoczne ze skrawka lądu. Były drzewa nocy, drzewa dnia i
drzewa odległe. Nikt nie potrafił wmówić, że są to te same,
zawsze tylko te same, a nie inne za każdym razem i o każdej porze
dnia, drzewa. Nie wierzono nikomu, kto mówił inaczej
[15].
Zarówno Hulme, jak Pound, widzą
ogromną rolę poezji w przywracaniu słowom życia, młodości, a w
konsekwencji wykorzenianiu kłamstwa, zbliżenia do języka intuicji
i uczynienia dzięki temu komunikacji prawdziwą, w ogóle możliwą.
Do wstrząsu i przebudzenia mogą posłużyć poetyckie imago,
czyli nowe słowa, sformułowane poza językiem. Do stworzenia
takiego języka miała się przyczynić postulowana przez Pounda
metoda ideograficzna polegająca na budowaniu sugestywnych obrazów,
zestawianiu i zderzaniu ze sobą różnych faktów, dokumentów,
cytatów, mitów, legend, z czego wyniknąć może nowa jakość,
podobnie jak z połączenia dwóch ideogramów pism hieroglificznych.
Kirsch przyjmuje tę samą metodę konstruowania obrazów, w których
kojarzone są elementy bardzo od siebie odległe, wyzwalające nowe,
twórcze odczuwanie:
Coraz większą radość
sprawiało istnienie rzeczy i obrazów. W pomieszaniu rzeczy
niemierzalnym (złota z piernikiem), serii dysonansów to wszystko
powoli dawało odczucie świata, jeszcze nie universum
[16].
Obraz jest słowem sformułowanym
poza językiem. Pound tak go definiuje:
Obraz to nie idea. To
promieniujący węzeł albo pęk, coś, co mogę, a nawet muszę
nazwać wirem, z którego, przez który i od którego nieprzerwanym
strumieniem płyną idee [17].
Tak opisuje proces tworzenia się
tego „nowego słowa”: zestawione w umyśle różne „obrazy
zewnętrzne” świata łączą się i mieszają ze sobą, wir
(vortex)
oczyszcza je ze wszystkiego oprócz cech zasadniczych, dominanty,
jakości dramatycznych i odsłania to, co Pound nazywa „zewnętrznym
oryginałem”, czyli słowem pochodzącym z „rzeczywistego
świata”. Vortex
rozumiany jest jako punkt maksymalnej energii, wir, w centrum którego
jest oko — jak oko cyklonu — będące jego środkiem. Domyślać
się można, że poundowski model ucieleśnia jeden z archetypów
ludzkości — obraz środka świata, przejścia do rzeczywistości
absolutnej. U Kirscha ćma, symbol duszy, „porusza się po krzywej
przecinającej pęk prostych pod kątem prostym”
[18],
czyli zatacza spiralne kręgi. Intuicja obu pisarzy wskazuje na
figurę wiru, spirali, stożka, jako na ważną (może osiową)
metaforę prawdziwego ocalenia.
Wspólna dla obu jest także technika
posługiwania się personami. Pound stosuje lirykę roli i lirykę
maski (persony), wcielając się w różne postacie i przemawiając
ich ustami, jak choćby wspomnianego Bertranda de Born. Kirsch
stosuje omówioną już metodę powoływania person nazywanych przeze
mnie imagines agentes.
Kontynuując podróż do źródła,
zanurzając się jeszcze głębiej, powinniśmy zwrócić się ku
temu, z czego czerpali trubadurzy, ku kulturze celtyckich mitów,
legend, kosmogonii, rozpowszechnionych w tradycji europejskiej jako
cykl legend arturiańskich. Święty Graal, Włócznia, Zamek Graala,
Król-Rybak, Parsival, Galahad — są to także obrazy-słowa,
których nie potrafimy wyrazić inaczej niż za pośrednictwem
porównań, fabuł mitologicznych, a więc wielu słów i wielu
obrazów. Jak Pound wskrzesił Bertanda de Born i poezję
prowansalską, tak — w podobny sposób — Eliot (często
przywoływany w Liściach croatoan), opierając się na pracy
kulturoznawczej Jessie Weston, pokazał sens legend arturiańskich
przetwarzając je na swój sposób. W szkicu o Eliocie, zamykającym
tom jego poezji, Michał Sprusiński podsumowuje poetyckie dzieło
autora Czterech kwartetów i wyróżnia w nim dwie fazy:
dramat rozpaczy i poemat pocieszenia. Ta pierwsza, której apogeum
jest Ziemia jałowa, daje wnikliwą diagnozę kryzysu
cywilizacyjnego. Jego figurą jest miasto Piekło podobne do Londynu
Blake’a albo Dublinu Joyce’a. Druga faza znajduje najdobitniejsze
upostaciowanie w Środzie popielcowej, głównie zaś w
Czterech kwartetach.
Eliot także powołuje persony —
bohaterów swoich wierszy. Pierworodnym był Prufrock, postać
przypominająca proustowskiego Swanna, obracająca się w teatralnej
konwencji salonów i buduarów, pełna rozpaczy nad miałkością
tego „świata pomniejszonego” do towarzyskiego rytuału i
egzystencji uwięzionej w sytuacjach. Jedynym wyjściem jawiącym się
Prufrockowi jest podróż — ucieczka w nieświadomość nazywaną
„Afryką Środkową”. Wreszcie z przesytu i wyrafinowania
cywilizacyjnego wyłania się postać nowego barbarzyńcy, Wielkiego
Chama, będącego alter-ego Prufrocka, Apenecka Sweeneya:
Małpolud Sweeney nogi
rozkracza
Ramiona zwiesza śmiejąc
się głośno
I pręgi zebry na jego
paszczy
We wzdęte cętki żyrafy
rosną.
Toczą się koła
księżyca burzy
Na zachód w stronę
ujścia Parany,
Śmierć i Kruk wyżej w
niebie dryfują
A Sweeney strzeże
rogowej bramy [19].
Sweeney, mieszkaniec i strażnik
krainy śmierci, jawiącej się jako zwulgaryzowana, potworna wersja
raju, dzieli „rozpadający się dom” z Gerontionem (czyli małym,
starym, dawnym człowiekiem), dla którego to mieszkanie jest tylko
„wynajętym domem”. Gerontion zna przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość, posiada cechy nieśmiertelnego, jest tożsamy z
Tejrezjaszem, o którym Eliot pisze w przypisach do Ziemi jałowej
jako o najważniejszej osobie poematu. Ta mityczna postać wielce go
interesowała. U Homera Tejrezjasz to prorok, który zachował nawet
po śmierci zdolność myślenia (Odyseusz wzywa go z Hadesu, żeby
się dowiedzieć, czy wróci do Itaki), a u Sofoklesa jasnowidzem.
Tejrezjasz jest istotą niezwykłą, dokonującą wszelkich możliwych
przekroczeń — jest nieśmiertelny i jako hermafrodyta łączy w
sobie bieguny obu płci, obdarzony darem istotnego, przenikliwego
widzenia spraw. W Ziemi jałowej występuje jako obserwator
Nierzeczywistego Miasta, miasta śmierci, ojczyzny Sweeneya i innych
ludzi nie zdających sobie sprawy ze swej martwoty, z dojmującego
braku, będącego przyczyną rozpaczy poety, który czuje i jest
świadomy. O uczuciu rozdarcia i wygnania świadczy kontrapunktowość
ukazywanych obrazów. Zaczyna od mitycznego obrazu — Marii w
Hiacyntowym Ogrodzie oraz miłości Tristana i Izoldy w Ogrodzie Róż,
aby z goryczą w zakończeniu ukazać wulgarną realizację tamtej
wizji: przedstawia obrazek ze Sweeneyem jadącym wczesną wiosną do
pani Porter i jej domu publicznego, rozmowę dwóch kobiet w barze o
sposobach spędzania płodu, jak i scenę „miłosną” między
krościastym młodzieńcem i urzędniczką. Ziemia Jałowa to kraina,
gdzie uwiędły wszelkie uczucia. Wenus pojawiająca się w drugiej
części poematu jest skażona, tchnie „wonią syntetycznych
perfum, maści i proszków”, o prawdzie przypomina tylko
umieszczony w tle obraz:
Ponad starym kominkiem
było przedstawione
Jak gdyby okno, a w nim
leśna scena:
Przemiana Philomeli,
uciśnionej srodze
Od króla barbarzyńcy.
Dotychczas tam słownik
Napełniał tam puszcze
nietykalnym głosem
I wołał wciąż i
wciąż go ściga świat,
A brudne uszy słyszą
tylko ti-u.
I inne uschłe pnie,
konary czasu
Opowiedziane były na
ścianach i twarze
Wychylały się,
wzrokiem uciszając pokój [20].
W rzeczywistości nie ma mowy o
miłości między ludźmi, ale też o jakimkolwiek zrozumieniu. W
przeciwieństwie do starych mitów wiosna nie przynosi powrotu do
życia, kwiecień z jego złudzeniem odrodzenia jest
„najokrutniejszym z miesięcy”. Król-Rybak duma łowiąc ryby w
zatęchłym kanale w pobliżu gazowni i myśli słowami innego poety,
Gerarda de Nerval:
Ja-mroczny — ja —
wdowiec, mnie nikt ukryć nie może
Ja książę Akwitanii o
zniesionej wieży;
Jedyna gwiazda zgasła,
w lutni gwiazdozbiorze
Melancholia i Czarne
Słońce moje leży [21].
Nie przypadkiem Dawid pokazuje Ewie
właśnie ten gwiazdozbiór.
Gdyby znalazł się artysta chcący
namalować ziemię jałową, obraz przypominałaby tryptyk Ogród
rozkoszy ziemskich Boscha, jeśli idzie o przesłanie oraz pełen
zaszyfrowanych napomknień i symboli język. Jak już
niejednokrotnie, pisałam jest to charakterystyczne również dla
Kirscha. W podrozdziale Mur z Podróży i potem
odpowiednio z Wyspy jest mowa o Eliotowskim wybrzeżu z małymi
jeziorkami wody. Morze jest symbolem Boga poza universum, a
pozostające w obrębie strefy przejściowej jeziorka symbolizują
iskierki światła, które w nas pozostały:
Jest w nas rzeka, morze
nas otacza;
Morze jest krawędzią
lądu, granitem
W który sięga, plaża,
gdzie miota
Swe wczesne relikty i
inne stwory:
Rozgwiazdę, kraba
pustelnika, kręgi wieloryba;
W kałużach zostawia
dla naszej ciekawości
Delikatniejsze algi i
morskie anemony,
Wyrzuca co zgubiliśmy,
niewody rozdarte,
Zgruchotane więcierze i
złamane wiosło,
I narzędzia obcych,
nieznanych zmarłych. Morze ma wiele głosów,
Wielu bogów i wiele
głosów
Sól na jego dzikiej
róży [22].
Cytat pochodzi z jednej z części
Czterech kwartetów, o których także wspomina Kirsch,
czyniąc aluzję do również aluzyjnie wspomnianego w Ziemi
jałowej ogrodu róż. Cztery kwartety to poemat
pocieszenia — koncert na cztery głosy, należące do czterech
żywiołów; Burnt Norton — poświęcony powietrzu, East
Coker — ziemi, Dry Salvages — wodzie, a Little
Gidding — ogniowi.
Od definicji i podsumowania
egzystencji jako istnienia pogrążonego w mętnym świetle, gdzie
nie ma ani pełnej jasności, ani pełni mroku, poprzez opis drogi w
dół, ku ciemności, ku śmierci, poprzez jej przezwyciężenie
wiedzie nas Eliot do opisu przejścia, stanu harmonii i łaski. W
czwartej części Burnta Nortona pełnia świadomości
przedstawiona jest także podobnie jak u Pounda i Kirscha jako wizja
wirującego światła, rodzaj oka, którego źrenicą jest nieruchomy
punkt — Logos. U Eliota iluminacja, przejście to snop światła,
symbolizowany też przez słonecznik. Dla inicjowanego wytryska
źródło wody życia, zapełnia się sucha sadzawka, otwierają się
drzwi do różanego ogrodu, miłość przynosi radość i spełnienie
w miejsce cierpienia i rozpaczy, słychać śmiech dzieci ukrytych w
listowiu. U Kirscha Henryk Laporte zanurza ręce w basenie i chwyta
rybę.
W ogrodzie niewinności, ogrodzie
Marii-Eklezji, z tablicy środkowej Ogrodu rozkoszy ziemskich
Boscha, woda życia tryska z dziwnej roślinno-kwiatowej fontanny
przypominającej swymi elementami skorupę raka. W kształtach
fontanny zwraca uwagę połączenie emblematów Słońca i Księżyca.
Krab-fontanna jest macierzyńsko-ojcowskim, androgynnym źródłem życia, w którym woda — pierwiastek żeński — jest naczyniem, a światło, promień (ogień) — zapładniającym męskim pierwiastkiem. Poniżej fontanny widnieje okrągła sadzawka „dzieci Wenus”, stoją w niej nagie kobiety z rozpuszczonymi długimi włosami, są tam także dwie splecione w uścisku pary. Na głowach jednych kobiet siedzą ptaki, innych — spoczywają owoce. W ogrodzie pojawiają się też „ptaki alchemiczne”, trzymające gałązki z owocami lub owoce służące za pokarm tam przebywającym — spośród których jedni jedzą jabłka w gaju owocowym, inni zaś — większe od nich samych winne grona ale najczęściej pojawia się wizerunek poziomki, która, jak wierzono, była pokarmem zbawionych.
Krab-fontanna jest macierzyńsko-ojcowskim, androgynnym źródłem życia, w którym woda — pierwiastek żeński — jest naczyniem, a światło, promień (ogień) — zapładniającym męskim pierwiastkiem. Poniżej fontanny widnieje okrągła sadzawka „dzieci Wenus”, stoją w niej nagie kobiety z rozpuszczonymi długimi włosami, są tam także dwie splecione w uścisku pary. Na głowach jednych kobiet siedzą ptaki, innych — spoczywają owoce. W ogrodzie pojawiają się też „ptaki alchemiczne”, trzymające gałązki z owocami lub owoce służące za pokarm tam przebywającym — spośród których jedni jedzą jabłka w gaju owocowym, inni zaś — większe od nich samych winne grona ale najczęściej pojawia się wizerunek poziomki, która, jak wierzono, była pokarmem zbawionych.
Ostatni wspólny obiad Marii, Dawida,
Adama, Ewy, Anny i Pawła składa się z samych — rozmaicie
podanych — jagód, które w symbolicznej poetyce Kirscha są bardzo
znaczące. Inny wyraz tej samej idei raju to „święte truskawkowe
gaje”, o których pamięć przechowuje Henryk Laporte.
Henryk Laporte wyciągnął nogi i
powiedział:
— Kiedyś w czerwcu 1974 roku
szedłem obok pola truskawek i widziałem rosnące tam skrzypy...
Było więc i to,
zachowane w czyjejś pamięci: święte gaje truskawkowe rosły
nieskażone. Istnienie powolne i leniwe jak zmiany pór roku:
istnienie plantatorów truskawek, nieznanych chudzielców, chodzących
jak bociany wśród nieskażonych gajów. Ich rozmowy toczone ponad
zaroślami wilgotnych naprawdę lub wilgotnych w domyśle truskawek.
Życie ślimaków bez skorup i innych zwierząt, którym jesteśmy
przyjaźni. Dla których mamy wiele sympatii.
[23]
Życie ślimaków bez skorup to życie
ludzi bez lęku i mechanizmów obronnych, które w cywilizacji
miłości nie są już potrzebne. „Święte truskawkowe gaje” to
nawiązanie do świętych gajów starożytności (może celtyckich, a
może Złotego Wieku) i zarazem do wielkiego symbolu kontrkultury lat
sześćdziesiątych — określenia ziemi obiecanej hipisów,
wywodzącego się ze słynnej piosenki Beatlesów Strawberry
Fields Forever, która wzywa do przebudzenia z letargu i ułudy.
W latach, w których Kirsch pisał
książkę, stolica światowego ruchu, dzielnica San Francisco —
Ashbury (zwana nie bez kozery Hashberry), zaczynała się
przeistaczać z tętniącego życiem, rzeczywistego centrum w rodzaj
turystycznej atrakcji. Amerykańskie społeczeństwo zaczynało już
„radzić sobie” z buntem młodych: z jednej strony wchłaniając
i przywłaszczając symbole, czyniąc z nich przedmiot komercjalnych
manipulacji, jeszcze jeden towar, a z drugiej istotne idee, sens
ruchu był wypaczany i zohydzany przez sterowane środki masowego
przekazu. Ruch hipisowski łączono usilnie z narkomanią, chorobami
wenerycznymi, a poprzez proces długowłosego psychopaty Mansona —
z gwałtem i zbrodnią. Wybitni działacze, jak Timothy Leary zostają
„zdezawuowani” i oskarżeni, a często uwięzieni, mimo ich
publicznych wypowiedzi przestrzegających przed traktowaniem LSD jako
używki, a usilnie przestrzegających przed używaniem narkotyków w
ogóle.
Jak średniowieczni
alchemicy — głoszą wyznawcy psychedelicznej rewolucji —
współcześnie biochemicy psychedeliki, zmuszeni są do konspiracji.
Rezultaty ich badań zawarte są w języku alegorii koniecznej w
epoce bardziej wrogiej wobec przemian niż średniowiecze.
[24]
Amerykańska kontrkulturowa wiosna
końca lat sześćdziesiątych była w dużej mierze efektem odwrotu
części intelektualistów od materialistycznego praktycyzmu
świadomości państwa korporacyjnego — ku duchowości. Przede
wszystkim myślę tu o wpływie idei kosmicznej religii wysławianej
ongi przez Walta Whitmana oraz pisarstwie Aldousa Huxleya, który
zgłębiwszy w swych poszukiwaniach filozofie ezoteryczne wielu
kultur, prowadził doświadczenia z środkami psychodelicznymi (z gr.
psyche- delos — rozjaśnienie duszy) dla otwarcia „wrót
percepcji”. Dzięki niemu też powstało pojęcie rewolucji
świadomości, często później używane przez kontrkulturę, i
jego wpływom zawdzięczano wielkie zainteresowanie mistyką orientu.
Żywiołowej popularności doczekała się wówczas twórczość
Hermana Hessego, autora Sidharthy i Wilka stepowego, co
stało się za sprawą tak bliskiego buntującej się młodzieży
światopoglądu, wyrażonego w powieściach, w których dochodzi do
obnażenia jałowości kultury Zachodu, miałkości jej autorytetów,
propagowana zaś jest idea indywidualnych poszukiwań istoty życia.
Do synkretycznego łączenia religii
Wschodu z psychodeliczną koncepcją zmiany świadomości przyczyniła
się także popularna wtedy hipoteza o psychodelicznym zastosowaniu
wedyjskiego napoju bogów — somy, pochodzącej według Rigwedy
od Słońca i przenoszącej jego światło (Dodam, że wiele symboli
solarnych, jak choćby egipski krzyż Anch było wówczas w
powszechnym użyciu, a Słońce kreowano bogiem Ery Miłości). W
1960 roku Timothy Leary, psycholog, pracownik naukowy Harvardu zażywa
peyotlu i przeżywa swoją słynną wizję, którą opisując
wyznaje:
Zrozumiałem, że
umarłem, że gra, którą ja, Timothy prowadziłem skończyła się.
[...] Odkrycie, że ludzki mózg posiada nieskończone możliwości
rozwoju i może pracować w nieoczekiwanych wymiarach
przestrzenno-czasowych, przyniosło mi wielką radość, a zarazem
uczucie grozy; przekonało mnie, że obudziłem się z ontologicznego
snu [25].
O chwili tej śmierci i o Timothy
Leary’m śpiewa w często przywoływanej przez Kirscha („oddajmy
hołd”) piosence Legend of the Mind zespół Moody Blues.
„Biochemiczna rewolucja” Leary’ego, podobnie jak większość
zorientowanych soteriologicznie ruchów, uległa na skutek
niedojrzałości, niedostatecznej konsekwencji —
instytucjonalizacji z wszystkimi jej paraliżującymi następstwami:
rytualnym skostnieniem, mitomanią, podatnością na manipulacje.
Przyspieszona ewolucja człowieka nie powiodła się. Jej zwolennicy,
propagatorzy rytmu: drop out (odpadnij), turn on (włącz,
otwórz się), tune in (dostrój się), przyrównujący siebie
do pierwszych amerykańskich osadników zasiedlających Nową Ziemię,
ulegli rozproszeniu.
Do wielu znaczeń, jakie niesie
poemat Kirscha dodaję jeszcze to, że jest on hołdem złożonym
idei tamtych czasów i w jakiś sposób ich dzieckiem, wysłanym w
kapsule w ten nieprzyjazny, nierzeczywisty świat.
Kiedy byłem dzieckiem w
domu Ojca mego, w Królestwie, radowałem się żyjąc w bogactwie i
wspaniałości.
Aż moi rodzice wysłali
mnie daleko z naszej ojczyzny, ze Wschodu, dając mi na drogę ze
skarbca brzemię duże ale do dźwigania lekkie.
Zdjęli ze mnie suknię
chwały w którą ich miłość mnie była oblekła i płaszcz z
purpury tak utkany, że był w sam raz na mnie.
I wypisali w moim sercu,
abym nie zapomniał: „Zstąpisz do Egiptu i przyniesiesz Perłę,
która leży pośrodku morza owinięta cielskiem ziejącego smoka, a
wtedy włożysz znowu twoją suknię chwały i twój płaszcz i razem
z twoim bratem, naszym namiestnikiem, odziedziczysz Królestwo”.
Wyruszyłem ze Wschodu i
schodziłem w dół, mając za towarzyszy dwóch królewskich
wysłańców, bo droga była niebezpieczna i trudna, a ja młody na
taką podróż.
Przekroczyłem granice
Maiszanu, gdzie zbierają się kupcy ze Wschodu, i przybyłem do
kraju Babel i wszedłem w mury miasta Sarbug. Stamtąd udałem się w
dół do Egiptu i moi towarzysze pożegnali się ze mną.
Poszedłem prosto do
smoka i zatrzymałem się w gospodzie obok jego gospody, czekając aż
zaśnie i będę mógł zabrać mu Perłę.
Sam jeden, trzymając
się osobno, byłem obcy wśród bawiących się w gospodzie, ale
zobaczyłem kogoś z mego plemienia, pięknego i wdzięcznego
młodzieńca, syna królów. Przywiązał się do mnie, a kiedy
wyjawiłem mu po co tam się znalazłem, ostrzegł mnie przed
Egipcjanami i towarzystwem nieczystych.
Ja jednak ubrałem się
w ich szaty, aby nie podejrzewali mnie, że przychodzę z innych
stron szukając Perły i nie pobudzili przeciwko mnie smoka.
Ale rozpoznali, że nie
jestem z nich i świadczyli mi grzeczności i mieszali chytrość z
napojem i dali mi spróbować ich mięsiwa.
Wtedy zapomniałem, że
jestem synem Króla i służyłem ich królowi. Zapomniałem o Perle
po którą posłali mnie rodzice. Dla ciężkości ich pokarmu
zapadłem w głęboki sen.
Moi rodzice wiedzieli co
działo się ze mną i martwili się o mnie. Ogłoszono w naszym
Królestwie, że wszyscy mają zebrać się u naszych bram. I
królowie oraz książęta kraju Partów i wszyscy wielcy Wschodu
uradzili co robić abym nie został w Egipcie. I napisali do mnie
list, a każdy z wielkich podpisał się swoim imieniem:
„Od Ojca twego, Króla
królów, i matki twojej, władczyni Wschodu, i brata twego, naszego
namiestnika, tobie, naszemu synowi w Egipcie, pozdrowienie. Zbudź
się i wstań ze swego snu i pojmij słowa naszego listu. Przypomnij
sobie, że jesteś synem Króla: zważ, w czyją służbę niewolną
wstąpiłeś. Pamiętaj o Perle, dla której wyruszyłeś do Egiptu.
Przypomnij sobie twoją suknię chwały, miej w pamięci twój
świetny płaszcz, abyś mógł je oblec i przyozdobić się nimi i
oby twoje imię czytano w księdze bohaterów i abyś razem z bratem
twoim, naszym namiestnikiem, odziedziczył Królestwo”.
Niby poseł był list
ten, zapieczętowany królewską ręką przeciwko złym siłom, synom
Babelu i nieposłusznym demonom Sarbug. Wzbił się w kształcie
orła, króla ptaków, i leciał aż usiadł przy mnie i cały stał
się mową.
Na jego głos zbudziłem
się i wstałem ze snu, wziąłem go, ucałowałem, złamałem jego
pieczęć i zacząłem czytać. Jak to, co nosiłem wypisane w sercu,
były słowa listu. Przypomniałem sobie, że jestem królewskim
synem i że moja dusza urodzona w wolności tęskni do swoich. I
przypomniałem sobie Perłę, po którą posłano mnie do Egiptu.
Rzuciłem czary na
straszliwego, ziejącego smoka i sprowadziłem na niego sen
wymawiając nad nim imię Ojca mego, imię naszego namiestnika i imię
mojej matki, królowej Wschodu.
Zabrałem Perłę i
wyruszyłem w drogę powrotną do domu mego Ojca. Zrzuciłem z siebie
ich plugawe i nieczyste szaty, i zostawiłem je za sobą w ich
krainie. A tak kierowałem się, żebym mógł trafić wprost na
światło naszej ojczyzny, Wschodu.
Przede mną leciał
list, który mnie zbudził. I tak jak poprzednio zbudził mnie swoim
głosem, tak teraz prowadził mnie swoim światłem jaśniejąc przed
mymi oczyma i swoim głosem uśmierzał mój strach i swoją miłością
zachęcał.
Moją suknię chwały,
którą kiedyś nosiłem i mój płaszcz, który mnie kiedyś okrywał
moi rodzice posłali na moje spotkanie przez zaufanych skarbników.
Kiedy zobaczyłem
suknię, nagle wydała mi się lustrzanym podobieństwem mnie samego.
Widziałem, że jestem w niej cały i że ona cała jest we mnie, że
byliśmy w rozłące a przecie jednym i tym samym, tak samo
ukształtowani.
I obraz Króla królów
był na niej przedstawiony wszędzie, i cała mieniła się od
poruszeń tajemnej wiedzy.
Wiedziałem, że zacznie
mówić i łowiłem uchem dźwięki jej pieśni, które szeptała w
swojej drodze na dół:
„Ja jestem sprawczyni
jego czynów, jego, dla którego wyrosłam w domu Ojca, i poznawałam
po sobie, że ogromnieję tak jak jego dzieła”.
I dostojna w swoich
ruchach cała dąży ku mnie i z rąk niosących ją śpieszy, abym
ją wziął, a mnie też moja miłość pobudziła i pobiegłem ku
niej aby ją przyjąć.
Wyciągnąłem ręce i
wziąłem ją i przybrałem na się piękno jej barw, i całego
siebie okryłem królewskim płaszczem.
Tak obleczony wstąpiłem
w bramę powitań i uwielbień.
Pochyliłem głowę i
wielbiłem wspaniałość Ojca mego, który ją dla mnie posłał,
którego rozkazy wypełniłem, tak jak on wypełnił co był obiecał.
Przyjął mnie z
radością i byłem z nim w jego królestwie i wszyscy jego słudzy
chwalili go dźwiękiem muzyki za to, że, jak obiecał, przybyłem
na dwór Króla królów i przyniósłszy Perłę ukazałem się
razem z nim. [26]
Przypisy
[1]
Leszek Engelking, I
„Sagetrieb” „Paideuma”.
W: „Literatura na świecie” nr 1/1985, s. 319.
[2]
Thomas Stearns Eliot, Szkice
krytyczne, przeł. Maria
Niemojowska. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 76.
[3]
Tamże, s. 80.
[4]
LC.
s. 15.
[5]
LC.
s. 14.
[6]
Poprzez własny, oddający ducha poezji
de Borna utwór (przyp. B.R.).
[7]
Leszek Engelking, Trzy
utwory Ezry Pounda („de Aegypto”, „Sestyna: Altaforte”,
„Pieśń IV”) objaśnienia.
W: „Literatura na świecie” nr. 1/1985, s. 70.
[8]
LC.
s. 234.
[9]
Ezra Pound, Poezje
wybrane, przeł. Leszek
Engelking. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989, s. 108.
[10]
LC.
s. 120.
[11]
LC.
s. 237.
[12]
Michel Butor, Poetycka
próba Ezry Pounda, przeł.
Józef Waczków. W: „Literatura na świecie” nr.1/1985, s. 284.
[13]
Tamże, s. 286.
[14]
LC. s. 160.
[15]
LC.
s. 20.
[16]
LC.
s. 12.
[17]
Leszek Engelking,
Ezra
Pound.
W: Literatura na świecie
nr. 1/1985, s. 312.
[18]
LC.
s. 165.
[19]
Thomas Stearns Eliot, Poezje,
tłumacze różni. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1978, s. 51,
przekład Artura Międzyrzeckiego.
[20]
Thomas Stearns
Eliot, Poezje,
cyt. wyd. s. 61.
[21]
Thomas Stearns
Eliot, Wybór
poezji.
Wrocław 1990, s. 132.
[22]
Thomas Stearns Eliot, Poezje,
cyt. wyd. s. 201.
[23]
LC.
s. 199.
[24]
Stanisław Tokarski, Orient
i kontrkultury. Wiedza
Powszechna, Warszawa 1984, s. 173.
[25]
Stanisław Tokarski, Orient
i kontrkultury, cyt. wyd. s.
171.
[26]
Hymn o Perle.
W: Czesław Miłosz, Hymn o
perle. Wydwnictwo
Literackie, Kraków 1983. s. 7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.